niedziela, 5 lipca 2015

19~Hej królewno.

Słuchajcie, dzisiaj jestem w takiej euforii, (na serio, nie wiem co się ze mną dzieje, cały czas jestem szczesliwa) że napisałam trzy, długie rozdziały na raz, więc myślę że będą się ukazywały co dwa-trzy dni, jeśli przyjmiecie ten w miarę dobrze :)
-Lukey, jestem już!-krzyknęłam wchodząc do domu. Z góry zszedł chłopak, nazywany często moim bratem.
-Jak było?-zapytał z uśmiechem na twarzy.
-Zajebiście!-wrzasnęłam skacząc, po czym podbiegłam do niego i przytuliłam mocno.
-Matko, skąd ten entuzjazm? I skąd ta koszulka?-zaśmiał się głośno, również tuląc mnie do siebie.
-Kiedyś się dowiesz idioto!-pocałowałam go w policzek i zwiesiłam na szyi.
-Idę dzisiaj na mecz, masz ochotę?-trochę się uspokoiłam, jednak dalej buchała ze mnie radość.
-Nie, może kiedy indziej. Jadę do gitarę...
-Przecież masz już trzy?!-krzyknęłam.
-Kolejna nie zaszkodzi.-uśmiechnął się.-Wiesz co młoda, wydaje mi się, że przydałby nam się pies, co o tym sądzisz.-Chłopak uśmiechnął się i oparł o moje ramię.
-Matko, tak, husky! Dałabym mu na imię Malibu, tak jak pies Nasha, i wtedy by było idealnie!
-Spokojnie, właśnie trzeba by nad tym pomyśleć. Dobra ja lecę, wieczorem będę. Pa, kocham cię.-przytulił mnie i pocałował w czoło.
-A ja ciebie nie.-uszczypnęłam go w bok, dodając po chwili.-No może trochę.
-Spieprzaj małpo.
-Sam spieprzaj na drzewo banany obciągać!
-Kocham cię.-powiedział i wyszedł z domu.
-Ja ciebie też.-odparłam i wbiegłam po schodach na górę, do swojego pokoju.
Włączyłam laptopa, a w miedzy czasie puściłam na telefonie piosenkę "The Traveling" (Na pewno każdy zna, jak oglądał Madagascar). Odłożyłam urządzenie i postanowiłam się przebrać. Wcześniej jeszcze otworzyłam okno, gdyż w moim pokoju było duszno. Podeszłam do szafy I postanowiłam ubrać się w jeansowe, krótkie spodenki koloru czarnego i już miałam zamiar wkładać żółty crop top (nie wiem czy dobrze napisałam) w banany, jednak przypomniałam sobie o koszulce od Neymara. Wzięłam ją do ręki i przyłożyłam do ciała.
Była mi po połowę ud. Spojżałam na siebie w lustrze i roześmiałam się głośno. Odłożyłam ją, uznając, że włożę ja dopiero za te trzy godziny, a póki co, ubiórę crop top. Przebrałam się więc i usiadłam na łóżku, biorąc laptopa na kolana. Nie wiedziałam, co będę robić przez ten wolny czas, gdyż pewnie spędzę go na nudzie.
Przejżałam Facebooka, potem Aska, a na koniec YouTube.
PewDiePie dodał trzy nowe filmiki.
Dobra, to już mam co robić.
Włączyłam pierwszy i wygodnie usiadłam na łóżku, biorąc czarną poduszkę i oplatająć ją rękami.
*
Mniej więcej w połowie ostatniego filmu, który cholernie chciałam obejrzeć, ktoś zadzwonił do mnie na Skype.
Calum.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę, a po chwili na ekranie pojawiła się twarz chłopaka.
-Hej młoda.
-Siemaneczko pałko, co cię do mnie przypałętało?
-Sama jesteś pałka. Co to już do przyjaciółki nie można zadzwonić?
-Można, czy ja mówię, że nie? Ale jak coś to masz zajebiste wyczucie czasu, gdyż przerwałeś mi oglądanie PewDiePie (pomocy, jak to się odmienia?)-założyłam ręce na piersi i udałam obrażoną.
-Matko, przepraszam...
-W ogóle to, nie wiem czy wiesz, ale okazało się, że jednak...że...-nagle do głowy wpadł mi 'genialny' pomysł.
-Że co?
-Że jestem w ciąży.-wypaliłam powstrzymują śmiech.
-Co?! Z kim?!-wrzasnął.
-No a jak myślisz, idioto?
-Matko jedyna, nie mów ze z Lukiem! O luju, nie dość, że chłopaczyna niedojebany, to jeszcze dziecko z własną siostra sobie zrobił, no co za patolka...-westchnął chłopak.-Ale serio, z nim?
-Calum, jesteś głupi, głupi, czy głupi?
-Nie ma czwartej opcji?
-Jest, a mianowicie: jesteś głupi.
-Przyjmijmy, że jestem, mimo iż nie jestem. To z kim?
-A jak myślisz?
-No nie wiem, mówię, że z Lu...
-Z tobą kretynie, z tobą do cholery no.
Spojżałam na niego, gdyż w jednej chwili spoważniał a jego mina wyrażała wszystko.
-Cholera jasna, co ty pieprzysz? Jak to ze mną...
-No z tobą.-Schowałam twarz w dłonie, jedynie po to by się uśmiechnąć.
-Na jaja mojej matki, mam przesrane! Jak się dowiedzą moi rodzice, to mnie wydziedziczą! Mam 18 lat i zamiast chodzić do szkoły, będę siedział z dzieckiem!
-Spokojnie, żartowałam.-Roześmiałam się, a on odetchnął, opierając twarz o dłonie.
-Nie rób tak więcej, nawet nie wiesz jak się zesrałem.
-No a tak na serio, to po co dzwonisz? Nie widziałam cię...kilkanaście godzin.
-Bo mam sprawę...
-Jaka sprawę i czemu akurat do mnie z tym przychodzisz?
-Ponieważ, tylko ty tak świetnie znasz Bru. Widzisz bo, jestem idiotą, i... Jakby to powiedzieć, ja... Byłem na domówce, już jakiś czas temu i była taka dziewczyna i...
-Co za kretyn...
-Ja nie chciałem.
-Każdy się tak tłumaczy. Nie wiesz co masz zrobić, bo z jednej strony boisz się, że Bru się dowie i z tobą zerwie, a z drugiej nie chcesz jej mówić i przepraszać, mimo iż jest ci ciężko z tym co zrobiłeś i masz teraz wyrzuty sumienia?
-Boże, skąd ty to wszystko wiesz?
-To odrębny temat. Wiesz co powinieneś zrobić? Zerwać z nią, Cal.
-Co?! Nie ma mowy, niby dlaczego?!
-Słuchaj zjebie, całowałeś się z inną dziewcz...
-Nie całowałam się z nią...Bo widzisz, my...
-Kretyn do kwadratu. Na prawdę, jak ty mogłeś? Nie wiesz chyba co właśnie tracisz...
-Tracę zajebistą dziewczynę...
-Powiedz jej to i zerwij z nią, bo gdybyś naprawdę ją kochał, nie uszczęśliwiał byś się inną, Calum.
-Pomyślę nad tym, ale błagam... Nie mów jej nic.
-To nie jest moja sprawa, tylko wasza, wiec po cholerę mam się wtrącać.
-Dziękuję Vanessa.-uśmiechnął się.-Musze juz kończyć, umówiłem się z Michaelem. Pa, kocham milion.
-Nie musisz dziękować idioto. Ja też, pa.-uśmiechnęłam się szeroko I rozłączyłam połączenie.
Spojżałam na zegarek, była 19:51. Uznałam, że zdążę jeszcze dokończyć oglądanie.
Włączyłam wiec filmik który skończył się o 20:03.
Wyłączyłam więc laptopa, rzuciłam go lekko na poduszki, później przebrałam się w koszulkę od Ney'a, która miała jego numer, czyli 11, a pod spodem napis 'Dla mojej księżniczki' i jego autograf. Naciągnęłam ją na siebie, włosy związałam na czubku, poprawiłam makijaż, który składał się z tuszu do rzęs i kredki, gdyż na taki upał wolałam nie nakładać podkładu czy pudru.
Dopiero przed wyjściem, zorientowałam się, że wyglądam dziwnie, gdyż koszulka była tak długa, że zakrywała moje spodenki.
Wzruszyłam jedynie ramionami, po czym wyszłam z domu, zamykając go na klucz. Na zewnątrz było okropnie duszno, a ja widząc chłopaka ubranego w długie spodnie i bluzę otworzyłam szeroko oczy, powstrzymując się od śmiechu.
-Cholera nie mam wejściówki...-Stanęłam w miejscu, a do głowy wpadł mi pomysł zadzwonienia po Cesca. Wyjęłam wiec telefon i wybrałam jego numer. Odebrał po trzecim sygnale.
-Hej słońce, co jest?
-Hej, nie mam biletu. Nie wpuszczą mnie.
-Andres o wszystkim wie, nie masz się o co bać, do tego znacie się przecież.
-No tak, racja, dzięki. Em, jest może gdzieś tam Ney?
-Jasne, a co?-Zaśmiał się głośno, a w tle słychać było jeszcze śmiech Gerarda.
-Poprostu tak pytam. Dobra dzięki, widzimy się...za chwilę.-uśmiechnęłam się i rozłączyłam.
Wejście na stadion było niemożliwe, gdyż zebrało się tam multum kibiców. Zauważyłam jednak kolejkę, która prowadziła do jednych z drzwi wejściowych. Miałam szczęście, gdyż stał tam właśnie Andres. Zawołałam go po imieniu, a ten, gdy tylko udało mu się mnie wypatrzeć, zawołał mnie do siebie. Czułam na sobie, ten wypalający we mnie wzrok setek ludzi, których zainteresowała obecna sytuacja. Przepchałam się więc prze tłum i z uśmiechem podeszłam do mężczyzny.
-Witaj Vanessa, dawno się nie widzieliśmy.-odparł promiennie i dodał.-Chłopcy kazali przekazać, żeby wpuścić cię do loży (nie wiem jak to się nazywa, ale chodzi o to, gdzie siedzą różne ważne osoby), gdyż będzie tam Shak. Mam nadzieje, ze trafisz.
-Jasne, dzięki.-przeszłam przez bramkę i poszłam przed siebie. Tak naprawdę, to nie wiedziałam czy trafię, miałam jedynie taka nadzieje. Skręciłam wiec w lewo, gdyż tamten korytarz, prowadził do kolejnego, którym doszła bym tak gdzie chciałam.
-Nie przywitasz się nawet? Taka z ciebie przyjaciółka?-usłyszałam za sobą, na co odwróciłam się i zobaczyłam moich chłopców.
-Gdybym tylko was widziała...-Podeszłam do każdego z nich, tuląc mocno. Cesc nie chciał mnie puścić, jednak wystarczyło dźgnąć go w bok i odpuścił.
-Ładna koszulka, skąd masz?
-Dostałam od Neymara. Tak w ogóle, to gdzie on jest?
-Jestem, jestem.-jak na zawołanie wyszedł zza rogu, poprawiając jeszcze sznurówki.-Hej królewno.-uśmiechnął się podchodząc do mnie i obejmując mnie.-Ubrałaś ją.
-Obiecywałam, że ubiórę, więc czemu mialabym nie?
-Nie wiem, tak jakoś. Myślałem, że w ogóle nie przyjedziesz.
-Przestań.-Odkleiłam się od niego i już chciałam odejść, jednak złapał mnie za rękę.
-Jak to, tyle? A buzi to nie dostane?-wystawił policzek, na co zaczerwieniłam się, gdyż obok nas stało kilkunastu rozanielonych naszym widokiem piłkarzy.-No proszę...
Spojżałam na niego i podniosłam się na palcach by pocałować go w policzek, jednak on w jednej chwili odwrócił głowę, przez co pocałowałam go w usta. Przytrzymał mnie za plecy, nie pozwalając odejść. Czułam, że moje policzki poprostu się palą, jednak to był wtedy jedynie szczegół.
-Jak słodko, jejku!-wrzasnął Gerard, którego wcześniej z nami nie było. Podbiegł do nas, składając ręce.-Też dostane buzi?
-Spieprzaj.-Neymar zaśmiał się.
-Jasne, że tak.-odparłam, na co wysoki mężczyzna pochylił się i dostał buziaka w policzek.
-Co?! Będę zazdrosny...-powiedział Brazylijczyk i zrobił smutną minę.
-Nie płacz.-przytuliłam go mocno.-Macie dzisiaj wygrać!
-No raczej, innej opcji nie przewiduje.-uśmiechnął się Dani.
-Idę. Widzimy się po meczu.-westchnęłam I chciałam odejść.
-Czekaj słońce, nie tak szybko!-wrzasnął Cesc I zatrzymał mnie.-Musze wam udzielić błogosławieństwa.-złożył dłonie razem i zamknął oczy, jednak po chwili otworzył je.-Ale wiesz, gdyby Ney okazał się Idiotą, to zawsze możesz przychodzić do mnie. Taka lepsza i przystojniejsza wersja jego.-zaśmiał się głośno, ukazując dwa rzędy białych zębów.
-Zapamiętam.-odpowiedziałam, chcąc zrobić na złość Brazylijczykowi.-A teraz, pozwólcie odejść mi w spokoju.-Puściłam rękę Neymara, która nawet nie wiem kiedy złapałam i odeszłam w druga stronę.
*
Mecz rozpoczął się zaledwie kilkanaście minut później, gdy ja już siedziałam na swoim miejscu i gadałam z Shakirą i Antonellą, którą dzisiaj poznałam i okazała się równie świetną osobą jak Shak.
-Van, w ogóle to, Gerard mi mówił, że ty i Ces, to coś ten tego, no wiesz...
-Co?! My?! Co on pieprzy... Cesc jest straszy ode mnie o jakieś dwanaście lat. Ja i on...nie, nawet nie ma takiej opcji!-odparłam, jednak chwilę później przypomniałam sobie, sytuacje z domu Neymara.-Nie i kropka.
-Okej, rozumiem.-uśmiechnęła się, po czym wszystkie wróciłyśmy do oglądania meczu.
Była zaledwie szósta minuta gry, a już padła bramka ze strony gospodarzy.
Wstała i zaczęłam się uśmiechać, gdyż to Neymar strzelił.
Uniósł wzrok i dłonie do góry, patrząc na niebo. Po chwili koledzy zaczęli do niego pobiegać. Nie minęła długa chwila, a gra była kontynuowana.
W pierwszej połowie padły jeszcze dwie bramki, które strzeli najpierw Cesc, a potem Leo.
Chłopcy zeszli z boiska, na chwilę przerwy, a ja w tym czasie postanowiłam zobaczyć, czy nikt do mnie nie pisał, ani nie dzwonił. Wyjęłam wiec telefon i odblokowałam go.

Lukey: Kiedy wrócisz, martwię się...
Me: Nigdy, pacanie.-odpisałam i czekałam ma odpowiedz, która przyszła po chwili.
Lukey: Nie kochasz mnie już?
Me: Dopiero skończyła się pierwsza połowa i nie, nie kocham.
Me: Żartuje, jesteś moim ulubionym bratem.
Lukey: Oh, jakie wyróżnienie, szkoda, że masz tylko jednego brata.
Me: Zawsze można pomarzyć o jakimś normalnym bracie.
Lukey: Idiotka :3
Me: Ciota.
Lukey: Z ciebie jest, piczko.
Me: No chyba z ciebie deklu, spadaj!
Lukey: Deklu?! Taka z ciebie siostra, tak się do starszego, ukochanego braciszka zwracasz?! Ja sobie to wszystko zapamiętam, ty tępa dzido jedna!
Me: Lukeeey...
Lukey: Coooo?
Me: Gówno, 1:0. Kocham cie bardzo, wiesz?
Lukey: Wiem, ale ja ciebie bardziej <3
Me: Nie, bo ja! ;*
Lukey: Spieprzaj szmatooo kc <3
Me: Dobra, spadaj zjebie, mecz się zaczyna. Kocham xx
Lukey: kcnnś pa <3
Zablokowałam telefon i powróciłam do oglądania meczu.

×Siemson kochani! <3
Jak Wam się podoba rozdział? Bo mnie się wydaje, że coś jednak nie pykło, i zjebalam :')
Do kolejnego! <3

czwartek, 2 lipca 2015

18~Jesteś idiotą!

Chciałam, żeby ten rozdział był zajebisty, ale pewnie nie wyszło. A no i trochę długi jak coś :').
-Ness, jedziemy!-krzyknął Marc, a ja dokończyłam jeść mojego naleśnika i poszłam za chłopakiem. Na dworzu było bardzo ciepło, a wcześniej bałam się, czy odpowiednio jest wkładać krótkie spodenki.
Wsiadłam do samochodu Marca, który w środku był dość nagrzany od słońca
-Bądź tak dobry, i włącz kli...
-Wiem, wiem. Młoda, co robisz dzisiaj wieczorem?
-Dzisiaj wieczorem? Nie wiem, nie mam planów. A dlaczego pytasz?
-Bo gramy mecz dzisiaj i może miałabyś ochotę przyjść?-zapytał nie odrywając wzroku od drogi.
-No, dlaczego nie, a o której?
-O 20:30.-Zatrzymał się, gdyż byliśmy na miejscu.
-Przyjdę.-uśmiechnęłam się szeroko i wysiadłam z samochodu, po czym razem z Marciem, poszliśmy na Camp Nou.
Dawno tu nie byłam, oj bardzo dawno.
-Jest Neymar, prawda?-zapytałam nagle, sama nie zdając sobie sprawy z wypowiedziach słów.
-Powinien być. Leć na boisko, ja musze iść się przebrać.-powiedział po czym skręcił w bok, gdzie była ich szatnia. Ja poszłam przed siebie, gdyż droga prosto, a na końcu w lewo, prowadziła na murawę.
Puściłam się biegiem, jednak skręcając, wpadłam na coś, a raczej na kogoś.
-Gerard!-krzyknęłam podskakując i przytulając mężczyznę, który przez to, że był tak wysoki, zginął się w pół i odwzajemnił gest.
-Cześć młoda! Dawno się nie widzieliśmy, tęskniłem.-powiedział przytulając mnie dwa razy mocniej.
-Ja też!-chciałam jeszcze coś dodać, jednak usłyszałam krzyk mojego imienia, gdzieś w tyle. Odkleiłam się od Pique i spojżałam na osobę, która była sprawcą krzyku. Uśmiechnęłam się momentalnie i pognałam w stronę chłopaka. Objęłam go rękami wokół klatki piersiowej, a głowę przytuliłam do jego piersi. Zawsze nią te same perfumy, zapamiętałam... Nikt nie przytulał tak dobrze jak on. Nie przytulaliśmy się tak często, jak z innymi, jednak on przytulał najlepiej.Czułam się bezpiecznie. Mimo iż może nasze relacje nie były zbyt dobre na początku, teraz jest jednak lepiej.
-Tak cholernie tęskniłam, wiesz?
-Na serio?
-Na serio, serio.-uśmiechnęłam się i spojżałam na niego.-Musimy pogadać.
-Tak? A o czym?
-Ale to potem. Nie idziesz się przebrać?
-Idę, idę. Chodź ze mną.-nie rozumiałam, czemu Marc mówił, że Ney się nie uśmiecha i jest smutny. To nie prawda, bo uśmiechał się szczerze.
-Przychodzę dzisiaj na mecz.
-Właśnie miałem o to pytać.-uśmiechnął się, złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Wyrównałam mu kroku.-Na pewno będziesz?
-No na 110 procent.-Spojżałam na niego, jednak szybko spuściłam wzrok, gdyż chłopak intensywnie się na mnie patrzył.
-Jestem brudna, czy...
-Jesteś śliczna, znaczy... lubię truskawki!-szybko zmienił temat, po czym odwrócił wzrok.
-Dziękuję, ty też jesteś śli... przystojny, znaczy się no, wiesz ja... ja...-Zatrzymałam się przeczesując włosy ręką. "Głupia Vanessa, głupia..."
-Serio tak sądzisz?
-No...t-tak, bo wiesz...-Chłopak stanął przede mną.-Bo ty...no jesteś, no.
-Miło. Dobra chodź, bo jeszcze się spóźnie.
×
-Cesc, błagam cie, bądź dobrym kolegą i oddaj mi te pieprzone spodenki!-wrzasnął Marc, latając po murawie w samym ręczniku.
-Ładnie poproś! I obiecaj, że od dzisiaj będziesz mówił do mnie księżniczko!
-Oczywiście księżniczko, obiecuję i pięknie proszę o moje spodnie.
-Dobrze, młody człowieku, zasłużyłeś na swoją zgubę.-powiedział ze śmiechem i oddał mu jego własność.
-Dziękuję glucie, haha!-wrzasnął Marc i uciekł w stronę szatni, by się przebrać.
-Glucie?! Tak do mnie mówisz, jak śmiesz?! Miałem być księżniczką, a nie glutem! Wracaj mi tu i przepraszaj!
-O mój wielmożny, najjaśniejszy panie, całował bym twe zacne stopy, ale prawdopodobnie zwiędły by mi usta.-Marc zatrzymał się i pokłonił w stronę Fabregasa, na co wybuchnęłam jeszcze głośniejszym śmiechem, mimo iż i tak już się śmiałam, żeby nie powiedzieć, że płakałam ze śmiechu. Naprawdę, zastanawiałam się, co ci ludzie ze mną robią.
-Tylko tu przyjdź, to popamiętasz!-zagroził mu Cesc, jednocześnie śmiejąc się jak dziecko. Uśmiechnął się do mnie, po czym odbiegł, by kontynuować trening.
-Vanessa!-krzyknął Gerard patrząc na mnie.-Grasz?
-O nie! Nie, nie, nie i raz jeszcze nie!-zareagowałam szybko, lecz oni chyba nie uznawali odmowy. Nie chciałam chwalić im się moją 'grą', gdyż mimo tego iż szła mi dobrze, to wolałam zachować to dla siebie.
-Nie ma nie! Grasz i kropka.-podbiegł do mnie i wyciągnął rękę bym wstała. Ja zaś, założyłam ręce na piersi i odwróciłam głowę.
-No młoda, weź!-zaraz obok Pique stał Leo, Cesc i Dani.
-Jak się nie zgodzisz, to zdejmę ci spodenki.-powiedział Cesc, zabawnie ruszając przy tym brwiami.-A wiesz, że jestem od tego specjalistą! A oni mi pomogą...
-Dobra idę już!-Wstałam I poszłam na boisko razem z ucieszonymi piłkarzami.
-Okej, więc Vanessa, będzie ze mną, Danim, Marciem, który przy okazji dostanie po tyłku, o co was bardzo proszę, Gerardem, Andresem i Ivanem. (Chyba dobrze napisałam, nie wiem), a reszta będzie z resztą.
Wszyscy ustawili się na swojej pozycji, a nasz 'mecz' się rozpoczął.
Naprawdę, szło mi dobrze.
Chłopcy często podawali mi piłkę, a ja ładnie umiałam kontynuować akcję.
Wygrywaliśmy.
Cesc podał mi piłkę, a ja rozejżałam się po boisku i widząc, że raczej nie ma do kogo podać, puściłam się biegiem przed siebie, czyli w stronę bramki przeciwnika.
Po chwili obok mnie znalazł się Neymar. Zatrzymałam wiec piłkę i sprawnie go okiwałam, na co ze strony kolegów został ładnie mówiąc ojebany śmiechem i wyciem.
Chłopak jednak nie odpuszczał i zreflektował się, dalej biegnąc za mną.
-Spieprzaj!-zaśmiał się w jego stronę na co on jedynie się uśmiechnął. Podałam piłkę do Leo, jednak ta po chwili znowu wróciła do mnie. Było już bardzo blisko do bramki, ale Neymar nie odpuszczał. Znów chciał zabrać mi piłkę, na co kopnęłam ją za siebie i szybko wróciłam do niej. Chłopak chcąc zawrócić, widocznie się pogubił i poślizgnął na trawie upadając. Kopnęłam piłkę do Cesca, który z kolei podał do Leo, co skończyło się naszą kolejną bramką.
-Wiesz co Neymar, tak dać się okiwać i to dziewczynie... Niedługo nie będziesz nazywać się piłkarzem...-Cesc wybuchnął śmiechem.
-Ney, wstawaj.-Podeszłam do niego podając mu rękę, i chcąc pomóc wstać.
-Nie podaje się ręki leżącemu, nikt ci tego nigdy nie mówił mała?-uśmiechnął się i pociągnął mnie do siebie. Cholerny ninja. Nie spodziewałam się tego i upadłam.
Na niego.
-Leci na ciebie!-wrzasnął Gerard, co spowodowało fale śmiechu wśród chłopaków.
Momentalnie, moje policzki stały się gorące, gdyż przebywanie w jego towarzystwie tak właśnie na mnie działało. Mój oddech stał się ciężki i mozolny.
-Wygodnie?-zapytał uśmiechając się lekko.
-W cholerę.-odparłam, ale chwilę później uznałam, że zachowałam się nieodpowiednio i zawstydzona podniosłam się otrzepując z trawy. Chłopak stanął obok mnie, a ja korzystając z okazji uderzyła go żebro.
-Cholera, za co to?!
-Za to, proszę pana, że zachował się pan bardzo nie kulturalnie w stosunku do mnie, gdyż przewrócił mnie pan na ziemię.-z trudem opanowała śmiech, wypowiadając te słowa.
-Ośmieszyłaś mnie przed chłopakami.-zdjął z siebie koszulkę i przetarł twarz.
-Należało ci się księciuniu.
-Tobie również królewno.-objął mnie ramieniem.
-Fujka, cały się kleisz!-wzdrygnęłam się, odpychając go od siebie.
-Nie przytulisz mnie, bo się kleje?
-To chyba logiczne, że nie!
-Ranisz moje uczucia...-Jego głos rozniósł się po całym korytarzu, gdyż właśnie zmierzaliśmy do szatni.
-To masz problem.-wytknęłam w jego stronę język.
-Język do mnie, tak!? Skaczesz?-podszedł do mnie szturchając.
-Owszem skacze, taki odważny jesteś, a wypieprzyłeś się na prostej drodze!
-Będziesz mi to teraz wspominać?
-Będę.-warknęłam ze śmiechem, a chłopak zatrzymał się, gdyż byliśmy przed szatnią.
-Poczekasz?
-Pewnie, tylko się pospiesz.-powiedziałam siadając przy ścianie. Neymar wyminął się w drzwiach z Marciem i Ceskiem, którzy widocznie już się ogarnęła.
-Dziewczyno, co ty mu zrobiłaś?!-krzyknął Cesc najciszej jak potrafił.
-A co miałam mu zrobić?
-Dałaś mu jakąś pigułkę na szczęście i uśmiech, czy coś? Nie poznaje chłopaka.-dodał przeczesując włosy, na co Marc mu przytaknął.
-Jesteś na pewno?-zapytał.
-Na pewno.-uśmiechnęłam się, a z szatni wyszedł Dani z Gerardem i Luisem.
-Ej, Van, gramy dzisiaj o 20:30, może wpadn...-rzucił Gerard.
-Tak, tak będę.-Machnęłam ręką, a ten rozpromienił się i krzyknął do reszty która była w szatni. On chyba naprawdę bardzo lubi krzyczeć...
-Ej, idioci, Vanessa będzie na meczu!
-Co ty nie powiesz, geniuszu.-usłyszałam cichy śmiech Neymara.
-Dobra młoda, my będziemy się zwijać, widzimy się wieczorem.-uśmiechnął się Cesc, całując mnie w policzek, i ciągnąć Marca za sobą.
-Hej piękna.-powiedział ten drugi przytulając mnie mocno i też całując w policzek.
-Do potem.-uśmiechnęłam się szeroko.
I co najważniejsze, szczerze.
Kolejno z szatni wychodzili wszyscy, albo uśmiechając się do mnie, albo zagadując czy poprostu uśmiechając się, żegnając i odchodząc. Został jedynie Neymar, któremu jak się spodziewałam, przebieranie się i odświeżenie zajmie najdłużej.
-Vanessa, jesteś tam?
-Jestem, jestem.-podeszłam do drzwi i oparłam się o nie.
-To dobrze. Wiesz, że zrobiłem ci kiedyś zdjęcie jak spałaś?-zauważył, co mnie zainteresowało.
-Co?!-Otworzyłam drzwi, czego chwilę potem pożałowałam, gdyż chłopak stał przy szafkach w samych spodniach.-O kurwa, prze...
-Nie, zostań, mam coś dla ciebie.-powiedział dość łagodnie, a ja zamknęłam drzwi i spuściłam wzrok, nie chcąc, by chłopak widział moje gorące policzki.
-Masz mi pokazać to zdjęcie.-dodałam. nieśmiało.
-Śliczne jest.-podszedł do mnie i podał mi telefon. Odblokowałam ekran, a na wygaszaczu zobaczyłam siebie.
-Usuń je, jest straszne. Możesz je sobie zachować, ale na pewno nie mieć go na wygaszaczu.
-To mój telefon, będę miał na tapecie to, co będę chciał.-uśmiechnął się a zza pleców wyciągnął zwinięty materiał, który chwilę później mi podał.-Proszę, jest twoja.
-Co to?-Spojżałam mu w oczy, które z jednej strony wykazywały dumę i szczęście, z drugiej jednak smutek i zawstydzenie.
-To jest koszulka. Miło by było, gdybyś włoż...włożyła ja na d-dzisiejszy mecz.-słowa widocznie ugrzęzły mu w gardle, gdyż ledwo umiał się wysłowić.
-Ney, coś się dzieje?-złapałam go za ramię.
-Nic, wszystko jest w jak najlepszym porządku. To co? Włożysz?
-Oczywiście. Dziękuję.-kąciki moich ust lekko się uniósły, a ja odruchowo w podzięce objęłam go w obwodzie klatki piersiowej,  przytulając mocno do siebie.-Wiesz co?
-Hmm?
-Cieszę się, że Cię poznałam piłkarzyku.-przytuliłam się mocniej do jego nagiego torsu.
Ta chwila zdecydowanie była magiczna. Miała w sobie to coś cudownego, co sprawiło, że naprawdę pokochałam tego chłopca. Czułam wtedy ze mogę mu się oddać bezgranicznie i w pełni zaufać.
Nie wiedziałam, czy to było to odpowiednie słowo, jednak czułam, że naprawdę go kocham.
-Kocham.
-Co kochasz?-zapytał nagle.
-Co kocham?
-No...powiedziałaś, że kochasz. Ale co?
-Powiedziałam coś takiego?
-Owszem. To jak, dowiem się?
-Ja...Znaczy bo, nie mogę ci powiedzieć. Wolę zachować to dla siebie.-Odkleiłam się od niego.
-Rozumiem. Ale, ja też kocham, sama nie jesteś.
-Kogo?
-To nie istotne.-wzruszył ramionami.
-Dla mnie bardzo, gdyż się przy...przyjaźnim-my.
-Właśnie dlatego nie potrafię ci tego powiedzieć...-westchnął cicho.
-Nie chce na ciebie naciskac, rozumiem, że nie chcesz mówić, jednak właśnie od tego są przy...
-Ciebie, do jasnej cholery, ciebie Vannie.-przerwał mi naciskając na całe zdanie, na co zamarłam w miejscu z szeroko otwartymi ustami.
-Mnie?
-A znasz jakąś inną szesnastoletnią Vanessę Hemmings, stojącą naprzeciwko mnie w tej szatni na Camp Nou? Bo ja nie znam i nie mam zamiaru poznawać.
-Ney, ja...ja nie wiem co powie...-Byłam w tak ogromnym szoku, że zabrakło mi słów na opisanie tego, jak właśnie się czułam. Z jednaj strony, gdzieś tam w środku skakałam ze szczęście, jednocześnie tańcząc mój dziki taniec zwycięstwa, z drugiej jednak nie spodziewałam się czegoś takiego.
-Przepraszam, że ci to powiedziałem. Poprostu nie potrafiłem dłużej tego w sobie trzymać. Rozumiem, że tego nie odwzajemniasz, gdyż to przyszło do ciebie tak nagle. Chciałem porostu wyrzucić to z siebie i w końcu mieć ten cholerny spokój. Przepraszam Cię królewno, napra...
-Jesteś idiotą!-krzyknęłam stając na palcach i namiętnie całując go w jego pełne i duże usta. Widziałam w jego oczach zdziwienie, lecz odwzajemnił pocałunek. Zwiesiłam ręce na jego szyi, na co ten przysunął mnie do siebie, oplatająć mnie rękami w pasie.
Cofam wcześniejsze słowa, ta chwila jest magiczna.
Oderwałam się od chłopaka, z lekkim uśmiechem na ustach.
-Jak to się stało, Ney?
*-To wszystko wina Tuska.*chciałam to napisać, ale powstrzymałam się*
-Czy to teraz istotne?
-Masz rację. Ej, wiesz co?
-Co?
-Kocham cię, Neymar. Kocham cię bezgranicznie juz od jakiegoś czasu. Nie chciałam ci mówić, gdyż bałam się, że mnie wyśmiejesz i zniszczy to naszą przyjaźń. Nawet nie wiesz jak strasznie trudno było mi to ukrywać, ale kocham cie, kurwa kocham! Kocham twój uśmiech, to jak szczerzysz się, gdy coś cie rozbawi, kocham twój śmiech, który jest tak promienny i cudowny jak niczyj inny, twoje oczy, z których można wyczytać wszystko, kocham to, jak się poruszasz, to z jaką zawziętością grasz, kopiesz, czy podbijasz piłkę, to jak się denerwujesz, to jak bardzo twój głos zmienia się, zależnie od nastroju, kocham ciebie całego. Kocham.-Skończyłam widząc, że chłopakowi zaszkliły się oczy, a po chwili po policzku spłynęła jedna, słona łza, którą ten szybko przetarł wierzchem dłoni.
-Ja ciebie też kocham, królewno.-uśmiechnął się i przytulił mnie mocno.
×Siema elo cześć :D
Boże, tak cholernie zależy mi na opini, co do tego rozdziału, że to boli :D
Boje się ze go zajebałam, bo pewnie tak się stało, jednak to należy Was :D
Jeśli będą jakieś błędy, czy coś, to piszcie, gdyż rozdział nie sprawdzany, jednak postaram się poprawić :)
Do następnego kochani, trzymajcie się, cześć :D