Skończyłam się szykować, a chwilę po 19 usłyszałam dzwonek. Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi.
-Wyglądasz perfekcyjnie. Idziemy?
-Tak, tylko poczekaj jeszcze chwile, wezmę telefon i portfel i możemy iść.-przepuściłam go w drzwiach, a ten wszedł do domu.
-Nie musisz brać portfela, ja płacę.
-Neymar, zapłacę sama za siebie.-stawiałam na swoim.
-Nie, koniec rozmowy.-Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale ten wyciągnął palec wskazujący, na znak tego, bym nic nie mówiła. Zabrałam więc telefon, i klucze od domu, po czym wyszliśmy. Przed domem stał jego samochód. Otworzył mi drzwi i uśmiechnął się. "Jaki dżentelmen" pomyślałam, bo w tych czasach, nie każdy chłopak otwiera dziewczynie drzwi do samochodu.
Chłopak obszedł samochód i usiadł za kierownicę.
-Ale nie ustaliliśmy na co idziemy.-odparłam.
-Hmm, to zobaczymy na miejscu, co teraz grają.
-Dawno nie byłeś w kinie, co?
-Bardzo dawno. Vanessa...
-Hmm?
-Opowiedz mi coś o sobie. Ile masz lat?
-To czekaj, od początku. Jestem Vanessa Hemmings, urodziłam się w Sydney, mam 16 lat, kocham czytać książki, kiedyś też grałam na gitarze. Chyba tyle wystarczy.
-Ty masz 16 lat?
-No mam 16 lat, to dziwne?
-Nie, tylko...no...nie wiedziałem, że nie jesteś jeszcze pełnoletnia. Obstawiałem 18-19, ale nie 16. To ty jesteś jeszcze dzieciak.-roześmiał się.
-Ej! Wcale nie jestem dzieckiem, a to, że jesteś starszy o...
-6 lat.-dalej się śmiał.
-Co, jak to 6 lat?
-No tak to, ja mam 22 lata, ty masz 16, oblicz sobie. 6 lat.
-Hihi, ale z ciebie wapno, dziadku.-ja też się roześmiałam.
Samochód zatrzymał się na parkingu przy jednej z większych galerii. Wysiedliśmy z niego i udaliśmy w stronę wejścia.
-No ale wiesz...-kontynuował rozmowę.-Jesteś najcudowniejszym 16-letnim dzieckiem na świecie.
-Nie liż się tak da Silva.
-Ale ja mówię serio.-weszliśmy do galerii, a ten założył na głowę kaptur, a na oczy okulary.
-Sądzisz, że Cię nie rozpoznają? Błagam cię, grasz w najlepszym klubie na świecie, jesteś jednym z najlepszych piłkarzy...
-Najlepszym, przyznaj to.-wyszczerzył się.
-Zmieńmy temat Ney.-burknęłam.
-Nie denerwuj się królewno.-złapał mnie za rękę. Chciałam protestować, jednak doszłam do wniosku, że nie warto. Dotarliśmy do kina i sprawdziliśmy repertuar.
-Dawaj na 50 twarzy Greya!-krzyknął.
-Jak się nie zamkniesz, to ci wybije zęby, zobaczysz...-pogroziłam mu.-Ja chcę na Szybcy i wściekli 7.
-Naprawdę? To jest cholernie nudne. To ja już wolę na Avengers...
-O jejku niee... A Gwiazd Naszych Wina?
-Idziesz sama.-zaśmiał się.
-Pieprzyć to, idziemy na Fru! Ney, nie ma nic ciekawego...
-No widzę właśnie. No to może chociaż dasz się zaprosić na spacer i do Maka? "Romantyczne"
-No jasne. Ale pod jednym warunkiem.
-No mów.
-Zabierasz mnie na lody!
-No nie wiem, nie wiem, muszę pomyśleć...
-Oh, Ney!
-Powtórz to.-śmiał się.
-Ale zbok...-odpowiedziałam tym samym.
-Ale kochasz tego zboka, prawda?
Spojżałam na niego jedynie, nic nie mówiąc. Moje policzki były gorące, czułam to na całym ciele.
-Zarumieniłaś się, wiec nie przecz.
-Chodźmy już.-odruchowo złapałam go za rękę i ścisnęłam ją mocniej. Po chwili jednak uświadomiłam sobie co właśnie zrobiłam i chciałam go puścić, jednak ten nie pozwolił mi. Spuściłam wzrok i poczułam, że moje policzki stały się jeszcze gorętsze.
-Nie chce by to wyglądało, tak, jakbyśmy byli parą, Ney.
-Daj spokój, słońce. Daj mi się cieszyć chwilą.-uśmiechnął się i poprawił okulary na nosie, jednak ja puściłam jego rękę, na co posłał mi jedynie przykre spojrzenie. Cholera...
Nie zdawałam sobie z tego wcześniej sprawy, zawsze odrzucałam od siebie ten temat, nie chciałam nic roztrząsać. Traktowałam go jak kolegę, nie przyjaciela. Nie ufałam mu nawet w pięćdziesięciu procentach. To mój kolega, nie powinnam na niego patrzeć... w ten inny sposób. Jednak pomyślałam. "Ej, ogarnij się dziewczyno, co ty sobie myślisz". Zaraz jednak odpędziłam te myśli. Nie wiem, jak mogłam wcześniej nie zdawać sobie sprawy z tego, że chłopak jest tak cholernie przystojny. "Kurwa, Vanessa!". Policzyłam w myślach do dziesięciu, potem wdech, wydech...
-Siema.-usłyszałam głos jakiegoś gościa. Spojżałam na niego; wysoki, mówiąc, że nie był przystojny, skłamałabym. Stał razem z grupką kolegów, którzy patrzyli na mnie, bardzo dwuznacznie.
-Hej?-zmarszczyłam brwi.-My się, znamy?-zaśmiałam się nerwowo i zatrzymałam w miejscu.
-Nie, ale wiesz, zawsze możemy się poznać.-oparł jeden z kilku chłopaków.
Poczułam rękę Neymara na dolnej części pleców. Oddychał dość głośno o ciężko.
-W domu chyba czekają na Was książki, co?-odparł piłkarz i złapał mnie w talii przyciskając do siebie. "Debil, jest środek wakacji".
-No nie wydaje mi się.-chłopak dalej był pewny siebie.
-Oh, a przypadkiem mamie nie musicie pomóc?
-To twoja dziewczyna?-zbył go.
-Nawet jeśli? Masz do tego jakiś problem, to proszę, wytłumacz mi, ja mam czas.-uśmiechnął się, a ja objęłam go jedną ręką i przytuliłam się do jego torsu. Zapowiadało się ciekawie.
-Nie, no bo wiesz, jeśli nie, to się chętnie nią zajmę.-uśmiechnął się do mnie.
-A co jeśli tak?
Ten jedynie spojżał na niego z dezaprobatą i zwrócił do mnie.
-Jestem Jacob.-wyciągnął do mnie rękę.-Może umówisz się ze mną? Obiecuje, że nie pożałujesz.
-Jesteś bezczelny.-warknęłam.
-Oh, jedno spotkanie.-dodał.
-Słuchaj no chłopaczku.-Ney puścił mnie i podszedł do niego. Był od niego wyższy i lepiej zbudowany.-Ja ci chyba coś mówiłem.
-Jejku, to wydaje mi się, że nie dosłyszałem, przykro.-dodał z udawaną rozpaczą.-Co ty mi możesz zrobić? Nas jest sześciu, ty jesteś jeden.
-No ja nic, jeszcze by mnie trener z klubu wywalił, a tego nie chcę.-zaśmiał się.-Ale wiesz, swoich ochroniarzy mam.-zdjął swoje okulary i kawałkiem rękawa od bluzy przetarł ich szkiełka.
W jednym momencie parsknęłam głośnym śmiechem, na widok twarzy tego gościa, jak i jego kolegów.
-To co, dogadaliśmy się? Czy nie?-wyszczerzył się do nich.
-Yy, tak, tak, chodźcie chłopcy.-powiedział cicho i szybko odeszli.
-Szkoda mi takich ludzi.-dalej się śmiałam. Ten objął mnie ramieniem.-Cholera, Ney, prosiłam o coś...
-Następnym razem, jak natrafimy na takich idiotów, to cię nie bronię...-udawał obrażonego, przystanął w miejscu i odwrócił się do mnie tyłem.
-Oh, Ney!
Ten odwrócił się z uśmiechem.
-Znowu to powiedziałaś.
-To w takim razie ja też się obrażam...-Odwróciłam się, wiec staliśmy do siebie plecami.
-Chodź słoneczko, nie obrażaj się.-przytulił mnie od tyłu. Szlag by cię da Silva...
-Znów się zaczerwieniłaś, dzieciaku.
-Uhh...
Byliśmy pod McDonaldem.
-Co królewna sobie życzy?
-Hmm... Wystarczy zwykła woda.-zawsze brałam wodę.
-Co ty, nic nie zjesz?
-Nie, raczej podziękuję.-założyłam zagubiony kosmyk włosów za ucho.
Odeszłam trochę do tyłu by nie blokować kolejki. To było idealne miejsce, bym mogła podziwiać chłopaka, bez jego zauważenia. Nie chciałam patrzeć, z początku odwracałam wzrok.
-Vanessa, uspokój się, nie możesz...-szepnęłam sama do siebie.-To tylko kolega, piłkarzyk, którego nawet nie znasz.
Tylko kolega.
Spuściłam wzrok na swoje palce.
-Co jest?-usłyszałam jego głos po dłuższej chwili. W rękach miał tacę z jedzeniem i moją wodą.-Nad czym tak subtelnie myślisz?
-Nad niczym istotnym.
-Chodź.-wyminął mnie i poszedł przede mną. Pieprzona perf...stop! Pieprzona, nieosiągalna perfekcja...
-Vanessa, co się z tobą nagle dzieje?-przerwał mi chłopak, a ja podniosłam wzrok. Mogłam się założyć, że był przepełniony pustką.
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku.-uśmiechnęłam się niemrawo i usiadłam na przeciwko niego.
-Okej. A teraz mów, co się dzieje.-podał mi wodę, a sam napił się swojej pepsi.
-Nic, naprawdę, poprostu za myślałam się głęboko. Wszystko jest okej.-rozluźniłam się.
-Przyjmijmy.-zabrał się za swoje frytki.-Że ci wierzę. Na pewno nie chcesz nic zjeść?
-Nie.-oparłam się łokciami o blat stolika.-Masz ładne oczy.
-Dziękuję.
-Za co?-ocknęłam się. "Oh, dziewczyno, przeginasz..."
-No...powiedziałaś, że mam ładne oczy, więc... dziękuję.
-Powiedziałam to na głos?
Ten westchnął jedynie przeciągle, wstał z miejsca i usiadł obok mnie. Odwrócił krzesło razem ze mną przodem do siebie, po czym wziął moje dłonie w swoje.
-Młoda, mów.
Pokręciłam przecząco głową. Co miałam mu powiedzieć? Że problem jest w tym, że jest przystojny? Że to przez niego stałam się taka rozkojarzona? Mowy nie ma.
-Podoba mi się taki jeden chłopak.-wypaliłam.-Jest przystojny, wysportowany, miły...
-To ja!-wybuchnął.
-Nie ty! "Istna debilka, gratuluję tak dobrego kłamstwa!". No i nie pozwoliłeś mi skończyć. On chyba nie odwzajemnia mojego uczucia...-Spojżałam na niego uważnie, i mimo iż miał okulary, widziałam jak przymknął oczy. Wziął głęboki oddech i odparł.
-I to cię tak dręczy?
-No, tak.
-Okazywałaś mu kiedykolwiek to, że w pewnym sensie, podoba ci się?-Pokiwałam twierdząco głową. "Nie kłam znowu, cholero jedna..."-To jeśli nie odwzajemnił twojego uczucia, to jest porostu głupi, niedowalony, lub poprostu nie ma gustu. Nie przejmuj się tak tym, znajdziesz innego, lepszego chłopaka i odpowiedniego dla ciebie. Tego sobie poprostu odpuść, młoda.
-Chyba go kocham...-nagle moje dłonie wydały się bardzo interesującym obiektem to oglądania.
-A sądzisz, że on ciebie także?-zaprzeczyłam.- Więc po jaką cholerę zawracasz sobie nim myśli?
-Zmieńmy temat.-chciałam usiąść przodem do stołu.
- Najpierw obiecaj.-zatrzymał mnie jednak.
-Obiecuję Ney, że postaram się zapomnieć.-odparłam na co ten uśmiechnął się i wstał.
Nie mogłam nad tym zapanować, musiałam to zrobić. Opamiętałam się, jednak było trochę za późno.
Podniosłam się z miejsca i objęłam chłopaka ramionami wokół szyi. Był zdezorientowany, jednak po chwili także objął mnie w pasie. Najbardziej jak umiałam wyciągałam się na palcach, by być choć ciut wyższa
-Dziękuję piłkarzyku.
-Nie ma za co, dzieciaku.
Chyba go kocham...
*
No siema elo mordeczki :D
Więc przybywam do Was z rozdziałem 16, mnie osobiście dość się podoba, chociaż, najlepszy na świecie nie jest. Tak na prawdę od tego rozdziału, zacznie rozgrywać się cała akcja opowiadania, ale ja nic nie mówię... :D
To liczę na jakieś komentarze, mam nadzieje, że będą szczere :)
Kolejny przewidywałam na sobotę, jednak całkiem wypadło mi z głowy to, że jadę do Warszawy na OVF. Postanowiłam więc przełożyć kolejny rozdział na niedzielę, ale po dość długiej chwili umysłu, uznałam, że nie będę w stanie, po tych emocjach, których doznam w sobotę (jadę spotkać męża ♡), wiec rozdział powinien być w poniedziałek :)
Mam nadzieję, że się spodoba ;)
No i co, no i sztos, tyle :) Do następnego kochani ♡
"-Mówisz że kochasz deszcz, a gdy zaczyna padać, rozkładasz parasolkę, że kochasz wiatr, jednak gdy zaczyna wiać, zamykasz okna, i mówisz że kochasz Słońce, ale gdy zaczyna świecić, chowasz się w cień. Właśnie dlatego tak bardzo boję się, gdy mówisz, że mnie kochasz...-odparła i popatrzyła jeszczcze chwilę na mnie, ty m swoim pustym wzrokiem, po czym wyszła z pokoju."
piątek, 15 maja 2015
16~Nie ma za co, dzieciaku.
sobota, 9 maja 2015
15~Klej wary, okej?
Pierwsze co poczułam, to cholerny ból głowy. Drugie, to woń, silnych, męskich perfum. Trzecie, to to, że nie śpię sama. Czwarte, to, że czyjeś umięśnione ramię leży na moich ramionach. Piąte, to pojawiające się nagle pytanie: "Co ja do jasnej cholery, robię w jedynym łóżku z Ceskiem?!".
Chciałam wstać, ale jego uścisk był silniejszy. Sprawdziłam telefon : 12:27.
Spojżałam na mężczyznę; spał. Przynajmniej tak mi się wydawało, do póki nie odezwał się, na co drgnęłam niespokojnie.
-Co tak patrzysz na mnie, nie wspomnę, że znowu.-śmiał się.
-A puścisz mnie?
-A dostane buzi?
-Coś za coś...-przytuliłam się do niego.-A teraz puszczaj pustaku, bo chciałabym
się ubrać i jechać do siebie!
-Dobrze, dobrze spokojnie, słońce, nie ma się o co denerwować.-rozluźnił uścisk, a ja wyślizgnęłam się z łóżka podchodząc to krzesła, gdzie leżały moje ubrania. Przebrałam się szybko i zwinnie, lecz czułam, że się patrzy, zboczeniec pieprzony...
-Cesc! Wstawaj, wiesz która godzina?
-Przestań, są wakacje!
-No ja mam wakacje, ty zaś, za niecałe dwie godziny masz trening, więc ja na twoim miejscu podniosła bym swoje tłuste cztery litery z łóżka i pojechała do domu ogarnąć się.
-Dobra, dobra...-wstał, ubrał się, ja w tym czasie zabrałam swój telefon. Wyszliśmy z pokoju i udaliśmy się na dół, skąd słychać było telewizor. W salonie siedział Ney i Marc, chyba leczyli kaca, bo na stoliku stały dwie butelki wody i tabletki na ból głowy. Z resztą wyglądali jakby z grobu wyszli; byli bladzi, a oczy same im się zamykały. Debile, jeszcze telewizor włączyli.
-Siemaneczko.-odparłam i usiadłam obok Marca. Obaj spojrzeli na mnie niemrawo.
-Cześć kochanie.-uśmiechnął się Marc i objął mnie, kładąc za razem głowę na moim ramieniu. Nie chciałam być nie, dlatego nie miła, ale śmierdział alkoholem. O Ney'u, to już nawet nie mówię, bo słów by brakło na to, w jak bardzo opłakanym był stanie.
-Jak można, się tak ujebać?-usłyszałam śmiech Cesca, który usiadł koło mnie.
-Ty wczoraj wcale lepszy nie byłeś.-zmierzyłam go wzrokiem, po czym zwróciłam się do chłopców.- Za niecałe dwie godziny macie trening, więc dalej tak się opierdzielajcie, zamiast się ogarnąć, okej...
-Ja sobie chyba dzisiaj odpuszczę, nie mam siły wstać, co dopiero na trening jechać.
No nie głupi? Głupi.
Zgarnęłam ze stolika butelkę z wodą i wylałam im na twarze. Podskoczyli jak poparzeni, przez co wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-A teraz idziecie budzić resztę, ja i Cesc zrobimy jakieś duże śniadanie, no ruchy!- wypchnęłam ich na górę.
-Chodź, trzeba ogarnąć coś do jedzenia.-powiedziałam patrząc na mężczyznę. Ten objął mnie jedną ręką w pasie i zaprowadził do kuchni. Ney miał naprawdę duży ten dom, nie zapamiętałam gdzie była kuchnia, to po 1, po 2, okazało się, że salon jest na pierwszym piętrze, jak i na parterze, gdzie znalazłam Bru i Gerarda, grających na Play Station w Fifę. Chyba prawie w ogóle nie pili.
-Witam.-Podeszłam do Bru i przytuliłam ją mocno, tak samo jak Gerarda.-Będziecie coś jeść?
-Niee, jedliśmy już.-dziewczyna spojżała na nas.
-To pomożecie nam, trzeba dla wszystkich naleśniki zrobić.-wpadłam na ten pomysł po drodze.
*
-Wróciłam!-krzyknęłam wchodząc do domu.
-Część kochanie.-Miley wyszła z kuchni.
-No wreszcie jesteś, tęskniłam!-przytuliłam ją mocno.
-Musimy porozmawiać.-puściła mnie, a jej ton spoważniał.
-Co się stało?
Kobieta kazała mi usiąść przy stole w kuchni, a sama zajęła miejsce naprzeciwko.
-Nie chce tego, ale nie mamy innego wyjścia. Wiem, że to będzie dla ciebie trudne, ale muszę wyjechać. Na pół roku.
-Dlaczego? I gdzie?
-Praca, i dosyć daleko, bo do Los Angeles.
-Przykro mi, myślałam, że spędzimy razem trochę czasu, ale jedź. Tylko obiecaj mi, że jak spotkasz chłopców* to przeniesiesz mi ich podpisy! Nawet nie wszystkich, wystarczą mi Nasha, Hayesa, Camerona i Jacka G.
-Jeśli tylko ich spotkam, to obiecuje, że tak.-uśmiechnęła się.
*
-Ej, Vanessa...-usłyszałam głos Ashtona. Otworzyłam oczy i wolno podniosłam siadając na łóżku. Stał w drzwiach. Jak zwykle miał bandankę na głowie, która lekko podtrzymywała jego włosy przed opadnięciem na czoło. Od czasu do czasu odrzucał je do tyłu. Zwykła, szara bluzka była lekko przetarta w kilku miejscach, lub też rozciągnięta. Czarne rurki opinały się na jego łydkach i udach, a nogawki były podwinięte o centymetr. Miał dosyć zgrabne nogi, osoby nie tolerancyjne, lub prostu nie kulturalne, zarzuciły by mu pewnie inne poglądy, ponieważ wyglądał jak homoseksualista. Teoretycznie, nie da się rozróżnić chłopaka, od chłopaka geja. Ta sama płeć, a wygląd o niczym nie świadczy. Jednak jak juz mówiłam, "osoby nie tolerancyjne lub nie kulturalne". Kiedyś nawet spotkałam się z takim człowiekiem, bardzo dobrze to pamiętam. Poszłam wtedy z Ashtonem do klubu. Nie miałam tam wstępu, jednak ochroniarzem był jeden z przyjaciół chłopaka, wiec weszłam tak pod jego opieką. Zaraz po wejściu jeden już lekko najebany ziomek szturchnął blondyna mówiąc coś w stylu, "Chyba pomyliłeś budynki, bo klub dla pedałów trzy ulice dalej".
No i z tego wszystkiego Ash i ten chłopak wyszli bez szwanku, a ja ze złamanym nosem. Ale mniejsza tym.
-Słucham?
-Pewnie domyślasz się, że przyszedłem by cię przeprosić, za to co się ostatnio stało i na pewno oczekujesz wyjaśnień.
-Owszem.- odsunęłam się, by zrobić mu miejsce. Ten podszedł i usiadł obok.- Więc słucham.
-No więc, nie mogę ci powiedz...
-To po cholerę tu przechodziłeś?
Spuścił wzrok nic nie odpowiadając. Miałam nadzieję, że w końcu udzieli mi odpowiedzi, jednak ten milczał.
-Możesz wyjść, nie mamy o czym rozmawiać. -wskazałam na drzwi.
-Wybacz mi...
-Nie mam ci co wybaczać, bo nie wiem co zrobiłeś. Jest mi jedynie przykro, że mi nie ufasz.
-Ufam, ale... tym razem nie mogę.
-Wiec zapomnimy o naszym spotkaniu, przyjdź, kiedy uznasz, że zastanowiłeś się nad twoim, hm, zaufaniem.
-Kocham cię.-odparł i wyszedł.
-Widać.-westchnęłam i sięgnęłam po telefon. Justin, kurwa Justin...
Wybrałam telefon chłopaka i przycisnęłam do ucha.
-Słucham.-jego głos był monotonny i cichy.
-Justin? To ja Vanessa.
-Vanessa? Aaa... No siemaneczko.
-Czekaj ja... Obudziłam cię?
-Niee, co ty, o 3 w nocy ja nie sypiam.
-To przepraszam, u mnie jest wieczór. Może zadzwonię potem?
-Bez przesady. Opowiadaj jak tam.
-Chujowo, ale stabilnie. A tak szczerze, to źle, bardzo źle. Pokłóciłam się z Ashtonem, Neymar mnie denerwuje, zresztą, nie tylko on, jeden Cesc jest normalny. Ja chcę już wracać, chcę, by było tak jak kiedyś...
-Neymar?
-No tak. Poznałam chłopców z Barcy, no i można powiedzieć, że się zaprzyjaźniłam z niektórymi. Kiedy do mnie przyjeżdżasz?
-A kiedy mogę?-zaśmiał się.
-No możesz zawsze, boje się tylko co powie Lukey, ale mniejsza z tym. Dostanie gonga i się przymknie.-dostałam smsa, wiec wzięłam moją rozmowę z Justinem na głośnik i odczytałam smsa.
-Justin, poczekaj chwilę, bo dostałam smsa.
Masz ochotę się dzisiaj spotkać? Zapraszam cię na spacer :) /Ney
-Neymar zaprosił mnie na spacer.-westchnęłam do słuchawki.-Jejku, co za człowiek natarczywy, uhh...
-Co ty, nie zgodzisz się?
-No co ty, ja mam Cesca, słoneczko moje kochane.-uśmiechnęłam się pod nosem.-Poczekaj odpisze mu.
Czyzby randka? Na spacer z tobą nie pójdę, ale co do kina, to mogę kwestionować... :)
Po chwili dostałam opowiedz.
Jak sobie księżniczka życzy :* Będę po ciebie o 19 ;)
-Jednak idziemy do kina.-Zaśmiałam się.
-Będziesz musiała mi ich kiedyś przedstawić, innej opcji nie przewiduję.
-No jak tylko przyjedziesz, to jasne. Justin, musze kończyć, mam niecałą godzinę na przygotowanie się. Zadzwonię kiedy tylko będę mogła. Albo ty dzwoń. Papa.
-Vanessa poczekaj...
-Hmm?
-Kocham cię, wiesz o tym?
-Wiem, wiem, ja ciebie też. Dobranoc.-rozłączyłam się. Włączyłam na telefonie piosenkę w wykonaniu Isaaca Waddingtona- She's Always a Woman, odłożyłam telefon i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej czarne, podarte na kolanach rurki, czarną bluzę z białym napisem 'Lol ur not nash grier', czystą bieliznę i podśpiewując pod nosem lecącą w tle piosenkę, odłożyłam wszystko na łóżko i podeszłam do szafki z kosmetykami i dodatkami.
She can kill with a smile,
She can wound with eyes.
She can ruin your faith with your casual
Lies,
And she only reveals what she wants you
To see.
She Hides like a child, But she's always a woman to me...
-Łooo... Jejku ładnie śpiewasz ...-podskoczyłam w miejscu na głos Caluma i przytaknięcie Luke'a. -Cholera, debile, wystraszyłam się... Nie przeszkadzajcie mi, szykuje się. Wychodzę o 19, znaczy, Ney po mnie będzie.- Wróciłam do szafy.- Te czy te?- wyjęłam z niej dwie pary butów i pokazałam im czarne Converse i białe.
-Czarne.-powiedział Calum i wszedł do pokoju, a zaraz za nim Luke i rozwalili się na łóżku.-Czemu mi nie powiedziałaś, że umówiłaś się z Neymarem?-zapytał Luke.
-Bo dowiedziałam się o tym dosłownie 10 minut temu ciołku. Łap.-rzuciłam mu moje trampki.-Popraw mi sznurówki.
-Nie pozwalam ci nigdzie iść... Na pewno nie z nim.
-Klej wary, okej?
-Grzeczniej dziecko.-warknął ze śmiechem.-Dobrze, o 19:30 wracasz.
-Chyba cię bao bao.-puknęłam się w czoło.-A teraz sio panowie, musze się przebrać.-wyłoniłam ich z pokoju i zdjęłam z siebie ubrania i stanęłam obok łóżka.
-Zostawiłem telefon.-do pokoju wpadł Calum i zatrzymał się w drzwiach.
-Calum no!
-Spokojnie, tylko wezmę telefon i już mnie nie ma. Podszedł do łóżka, ponieważ tam leżał jego telefon, jednak tuż przede mną potknął się, przez co wylądował na mnie, a ja z kolei na łóżku. W porę podparł się ramionami i nie przygniótł mnie swoim ciałem. Czułam ciepło jego torsu, jego miętowy oddech i bicie serca.
-Hood, pacanie, gdzie jesteś?! Vanessa, nie wiesz, gdzie on po...oooszedł.-Luke otworzył drzwi i zobaczył nas w dość dwuznacznej sytuacji. Na początku był zdziwiony, jednak po chwili, jego szczęka zacisnęła się mocno, tak jak pięści.
Spłonęłam rumieńcem i już miałam się tłumaczyć, jednak brunet mi przerwał.
-Luke, to nie tak... Przyszedłem po telefon, potknąłem się i...
-Spokojnie, wierzę ci.-blondyn uspokoił się.-Ale teraz rusz dupe i chodź, trzeba po chłopców jechać. Siostra, to my wychodzimy, ale masz uważać na Ney'a, bo jak ci coś zrobi, to ma gwarantowane to, że zrobię mu z tego wielce seksownego tyłka, jesień średniowiecza.
-Dobrze, pa, kocham cię.-Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
-A ja?-powiedział Calum i nadstawił policzek.
-Oh, jak mogłabym zapomnieć.-udawałam przejętą. Pocałowałam się w dłoń i poklepałam go nią po policzku.
*
Siemaneczko :D
Więc, po tym wszystkim, jak prosiliście mnie o to bym pisała dalej, uznałam, że czemu nie, spróbować można.
No mam nadzieje, ze będą jakieś komentarze, bo to bardzo, bardzo motywuje :')
No a tak bardziej o opowiadaniu, to rozdział wyszedł mi beznadziejny, 2/10, nie polecam :/
No to co, no to do następnego :>