Pierwsze co poczułam, to cholerny ból głowy. Drugie, to woń, silnych, męskich perfum. Trzecie, to to, że nie śpię sama. Czwarte, to, że czyjeś umięśnione ramię leży na moich ramionach. Piąte, to pojawiające się nagle pytanie: "Co ja do jasnej cholery, robię w jedynym łóżku z Ceskiem?!".
Chciałam wstać, ale jego uścisk był silniejszy. Sprawdziłam telefon : 12:27.
Spojżałam na mężczyznę; spał. Przynajmniej tak mi się wydawało, do póki nie odezwał się, na co drgnęłam niespokojnie.
-Co tak patrzysz na mnie, nie wspomnę, że znowu.-śmiał się.
-A puścisz mnie?
-A dostane buzi?
-Coś za coś...-przytuliłam się do niego.-A teraz puszczaj pustaku, bo chciałabym
się ubrać i jechać do siebie!
-Dobrze, dobrze spokojnie, słońce, nie ma się o co denerwować.-rozluźnił uścisk, a ja wyślizgnęłam się z łóżka podchodząc to krzesła, gdzie leżały moje ubrania. Przebrałam się szybko i zwinnie, lecz czułam, że się patrzy, zboczeniec pieprzony...
-Cesc! Wstawaj, wiesz która godzina?
-Przestań, są wakacje!
-No ja mam wakacje, ty zaś, za niecałe dwie godziny masz trening, więc ja na twoim miejscu podniosła bym swoje tłuste cztery litery z łóżka i pojechała do domu ogarnąć się.
-Dobra, dobra...-wstał, ubrał się, ja w tym czasie zabrałam swój telefon. Wyszliśmy z pokoju i udaliśmy się na dół, skąd słychać było telewizor. W salonie siedział Ney i Marc, chyba leczyli kaca, bo na stoliku stały dwie butelki wody i tabletki na ból głowy. Z resztą wyglądali jakby z grobu wyszli; byli bladzi, a oczy same im się zamykały. Debile, jeszcze telewizor włączyli.
-Siemaneczko.-odparłam i usiadłam obok Marca. Obaj spojrzeli na mnie niemrawo.
-Cześć kochanie.-uśmiechnął się Marc i objął mnie, kładąc za razem głowę na moim ramieniu. Nie chciałam być nie, dlatego nie miła, ale śmierdział alkoholem. O Ney'u, to już nawet nie mówię, bo słów by brakło na to, w jak bardzo opłakanym był stanie.
-Jak można, się tak ujebać?-usłyszałam śmiech Cesca, który usiadł koło mnie.
-Ty wczoraj wcale lepszy nie byłeś.-zmierzyłam go wzrokiem, po czym zwróciłam się do chłopców.- Za niecałe dwie godziny macie trening, więc dalej tak się opierdzielajcie, zamiast się ogarnąć, okej...
-Ja sobie chyba dzisiaj odpuszczę, nie mam siły wstać, co dopiero na trening jechać.
No nie głupi? Głupi.
Zgarnęłam ze stolika butelkę z wodą i wylałam im na twarze. Podskoczyli jak poparzeni, przez co wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-A teraz idziecie budzić resztę, ja i Cesc zrobimy jakieś duże śniadanie, no ruchy!- wypchnęłam ich na górę.
-Chodź, trzeba ogarnąć coś do jedzenia.-powiedziałam patrząc na mężczyznę. Ten objął mnie jedną ręką w pasie i zaprowadził do kuchni. Ney miał naprawdę duży ten dom, nie zapamiętałam gdzie była kuchnia, to po 1, po 2, okazało się, że salon jest na pierwszym piętrze, jak i na parterze, gdzie znalazłam Bru i Gerarda, grających na Play Station w Fifę. Chyba prawie w ogóle nie pili.
-Witam.-Podeszłam do Bru i przytuliłam ją mocno, tak samo jak Gerarda.-Będziecie coś jeść?
-Niee, jedliśmy już.-dziewczyna spojżała na nas.
-To pomożecie nam, trzeba dla wszystkich naleśniki zrobić.-wpadłam na ten pomysł po drodze.
*
-Wróciłam!-krzyknęłam wchodząc do domu.
-Część kochanie.-Miley wyszła z kuchni.
-No wreszcie jesteś, tęskniłam!-przytuliłam ją mocno.
-Musimy porozmawiać.-puściła mnie, a jej ton spoważniał.
-Co się stało?
Kobieta kazała mi usiąść przy stole w kuchni, a sama zajęła miejsce naprzeciwko.
-Nie chce tego, ale nie mamy innego wyjścia. Wiem, że to będzie dla ciebie trudne, ale muszę wyjechać. Na pół roku.
-Dlaczego? I gdzie?
-Praca, i dosyć daleko, bo do Los Angeles.
-Przykro mi, myślałam, że spędzimy razem trochę czasu, ale jedź. Tylko obiecaj mi, że jak spotkasz chłopców* to przeniesiesz mi ich podpisy! Nawet nie wszystkich, wystarczą mi Nasha, Hayesa, Camerona i Jacka G.
-Jeśli tylko ich spotkam, to obiecuje, że tak.-uśmiechnęła się.
*
-Ej, Vanessa...-usłyszałam głos Ashtona. Otworzyłam oczy i wolno podniosłam siadając na łóżku. Stał w drzwiach. Jak zwykle miał bandankę na głowie, która lekko podtrzymywała jego włosy przed opadnięciem na czoło. Od czasu do czasu odrzucał je do tyłu. Zwykła, szara bluzka była lekko przetarta w kilku miejscach, lub też rozciągnięta. Czarne rurki opinały się na jego łydkach i udach, a nogawki były podwinięte o centymetr. Miał dosyć zgrabne nogi, osoby nie tolerancyjne, lub prostu nie kulturalne, zarzuciły by mu pewnie inne poglądy, ponieważ wyglądał jak homoseksualista. Teoretycznie, nie da się rozróżnić chłopaka, od chłopaka geja. Ta sama płeć, a wygląd o niczym nie świadczy. Jednak jak juz mówiłam, "osoby nie tolerancyjne lub nie kulturalne". Kiedyś nawet spotkałam się z takim człowiekiem, bardzo dobrze to pamiętam. Poszłam wtedy z Ashtonem do klubu. Nie miałam tam wstępu, jednak ochroniarzem był jeden z przyjaciół chłopaka, wiec weszłam tak pod jego opieką. Zaraz po wejściu jeden już lekko najebany ziomek szturchnął blondyna mówiąc coś w stylu, "Chyba pomyliłeś budynki, bo klub dla pedałów trzy ulice dalej".
No i z tego wszystkiego Ash i ten chłopak wyszli bez szwanku, a ja ze złamanym nosem. Ale mniejsza tym.
-Słucham?
-Pewnie domyślasz się, że przyszedłem by cię przeprosić, za to co się ostatnio stało i na pewno oczekujesz wyjaśnień.
-Owszem.- odsunęłam się, by zrobić mu miejsce. Ten podszedł i usiadł obok.- Więc słucham.
-No więc, nie mogę ci powiedz...
-To po cholerę tu przechodziłeś?
Spuścił wzrok nic nie odpowiadając. Miałam nadzieję, że w końcu udzieli mi odpowiedzi, jednak ten milczał.
-Możesz wyjść, nie mamy o czym rozmawiać. -wskazałam na drzwi.
-Wybacz mi...
-Nie mam ci co wybaczać, bo nie wiem co zrobiłeś. Jest mi jedynie przykro, że mi nie ufasz.
-Ufam, ale... tym razem nie mogę.
-Wiec zapomnimy o naszym spotkaniu, przyjdź, kiedy uznasz, że zastanowiłeś się nad twoim, hm, zaufaniem.
-Kocham cię.-odparł i wyszedł.
-Widać.-westchnęłam i sięgnęłam po telefon. Justin, kurwa Justin...
Wybrałam telefon chłopaka i przycisnęłam do ucha.
-Słucham.-jego głos był monotonny i cichy.
-Justin? To ja Vanessa.
-Vanessa? Aaa... No siemaneczko.
-Czekaj ja... Obudziłam cię?
-Niee, co ty, o 3 w nocy ja nie sypiam.
-To przepraszam, u mnie jest wieczór. Może zadzwonię potem?
-Bez przesady. Opowiadaj jak tam.
-Chujowo, ale stabilnie. A tak szczerze, to źle, bardzo źle. Pokłóciłam się z Ashtonem, Neymar mnie denerwuje, zresztą, nie tylko on, jeden Cesc jest normalny. Ja chcę już wracać, chcę, by było tak jak kiedyś...
-Neymar?
-No tak. Poznałam chłopców z Barcy, no i można powiedzieć, że się zaprzyjaźniłam z niektórymi. Kiedy do mnie przyjeżdżasz?
-A kiedy mogę?-zaśmiał się.
-No możesz zawsze, boje się tylko co powie Lukey, ale mniejsza z tym. Dostanie gonga i się przymknie.-dostałam smsa, wiec wzięłam moją rozmowę z Justinem na głośnik i odczytałam smsa.
-Justin, poczekaj chwilę, bo dostałam smsa.
Masz ochotę się dzisiaj spotkać? Zapraszam cię na spacer :) /Ney
-Neymar zaprosił mnie na spacer.-westchnęłam do słuchawki.-Jejku, co za człowiek natarczywy, uhh...
-Co ty, nie zgodzisz się?
-No co ty, ja mam Cesca, słoneczko moje kochane.-uśmiechnęłam się pod nosem.-Poczekaj odpisze mu.
Czyzby randka? Na spacer z tobą nie pójdę, ale co do kina, to mogę kwestionować... :)
Po chwili dostałam opowiedz.
Jak sobie księżniczka życzy :* Będę po ciebie o 19 ;)
-Jednak idziemy do kina.-Zaśmiałam się.
-Będziesz musiała mi ich kiedyś przedstawić, innej opcji nie przewiduję.
-No jak tylko przyjedziesz, to jasne. Justin, musze kończyć, mam niecałą godzinę na przygotowanie się. Zadzwonię kiedy tylko będę mogła. Albo ty dzwoń. Papa.
-Vanessa poczekaj...
-Hmm?
-Kocham cię, wiesz o tym?
-Wiem, wiem, ja ciebie też. Dobranoc.-rozłączyłam się. Włączyłam na telefonie piosenkę w wykonaniu Isaaca Waddingtona- She's Always a Woman, odłożyłam telefon i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej czarne, podarte na kolanach rurki, czarną bluzę z białym napisem 'Lol ur not nash grier', czystą bieliznę i podśpiewując pod nosem lecącą w tle piosenkę, odłożyłam wszystko na łóżko i podeszłam do szafki z kosmetykami i dodatkami.
She can kill with a smile,
She can wound with eyes.
She can ruin your faith with your casual
Lies,
And she only reveals what she wants you
To see.
She Hides like a child, But she's always a woman to me...
-Łooo... Jejku ładnie śpiewasz ...-podskoczyłam w miejscu na głos Caluma i przytaknięcie Luke'a. -Cholera, debile, wystraszyłam się... Nie przeszkadzajcie mi, szykuje się. Wychodzę o 19, znaczy, Ney po mnie będzie.- Wróciłam do szafy.- Te czy te?- wyjęłam z niej dwie pary butów i pokazałam im czarne Converse i białe.
-Czarne.-powiedział Calum i wszedł do pokoju, a zaraz za nim Luke i rozwalili się na łóżku.-Czemu mi nie powiedziałaś, że umówiłaś się z Neymarem?-zapytał Luke.
-Bo dowiedziałam się o tym dosłownie 10 minut temu ciołku. Łap.-rzuciłam mu moje trampki.-Popraw mi sznurówki.
-Nie pozwalam ci nigdzie iść... Na pewno nie z nim.
-Klej wary, okej?
-Grzeczniej dziecko.-warknął ze śmiechem.-Dobrze, o 19:30 wracasz.
-Chyba cię bao bao.-puknęłam się w czoło.-A teraz sio panowie, musze się przebrać.-wyłoniłam ich z pokoju i zdjęłam z siebie ubrania i stanęłam obok łóżka.
-Zostawiłem telefon.-do pokoju wpadł Calum i zatrzymał się w drzwiach.
-Calum no!
-Spokojnie, tylko wezmę telefon i już mnie nie ma. Podszedł do łóżka, ponieważ tam leżał jego telefon, jednak tuż przede mną potknął się, przez co wylądował na mnie, a ja z kolei na łóżku. W porę podparł się ramionami i nie przygniótł mnie swoim ciałem. Czułam ciepło jego torsu, jego miętowy oddech i bicie serca.
-Hood, pacanie, gdzie jesteś?! Vanessa, nie wiesz, gdzie on po...oooszedł.-Luke otworzył drzwi i zobaczył nas w dość dwuznacznej sytuacji. Na początku był zdziwiony, jednak po chwili, jego szczęka zacisnęła się mocno, tak jak pięści.
Spłonęłam rumieńcem i już miałam się tłumaczyć, jednak brunet mi przerwał.
-Luke, to nie tak... Przyszedłem po telefon, potknąłem się i...
-Spokojnie, wierzę ci.-blondyn uspokoił się.-Ale teraz rusz dupe i chodź, trzeba po chłopców jechać. Siostra, to my wychodzimy, ale masz uważać na Ney'a, bo jak ci coś zrobi, to ma gwarantowane to, że zrobię mu z tego wielce seksownego tyłka, jesień średniowiecza.
-Dobrze, pa, kocham cię.-Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
-A ja?-powiedział Calum i nadstawił policzek.
-Oh, jak mogłabym zapomnieć.-udawałam przejętą. Pocałowałam się w dłoń i poklepałam go nią po policzku.
*
Siemaneczko :D
Więc, po tym wszystkim, jak prosiliście mnie o to bym pisała dalej, uznałam, że czemu nie, spróbować można.
No mam nadzieje, ze będą jakieś komentarze, bo to bardzo, bardzo motywuje :')
No a tak bardziej o opowiadaniu, to rozdział wyszedł mi beznadziejny, 2/10, nie polecam :/
No to co, no to do następnego :>
Hehe, końcówka genialna ;D Czekam na next ;*
OdpowiedzUsuńCudowne, kocham i czekam ♡
OdpowiedzUsuńWedług mnie rozdział jest świetny ;* czekam na kolejny ❤
OdpowiedzUsuńI zapraszam do siebie www.karmazynowycukierek.blogspot.com
Świetny <3 czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńMistrzostwo świata , czekam na kolejne :)
OdpowiedzUsuńCudownym <3
OdpowiedzUsuń