-Wróciliśmy!-krzyknęłam wchodząc do domu. Postawiłam torby z zakupami przy szafie, zdjęłam buty i weszłam do salonu. Siedział tam Luke z Marciem, czego mogłam się spodziewać.
-Jak tam na randce z Ashtonem?-zapytał (czyt . warknął) Luke.
-Jaka randka? Nie widzieliśmy się kilka dni, stęskniliśmy się za sobą...-powiedziałam. Wiedziałam, że Ashton stał za mną. Miał ładne i dosyć mocne perfumy.
-Dobra wmawiaj mi dalej, ja i tak wiem swoje.-dodał blondyn.
-O co ci chodzi?
-Mnie o nic nie chodzi, poprostu się martwię...-powiedział i wstał.
-Nagle się o mnie martwisz? A wcześniej, to co było? Ładnie mówiąc miałeś wyjebane na mnie! Traktowałeś mnie jakbym była gorsza od ciebie, jakbym była nikim, tylko małym dodatkiem do Luke'a Hemmingsa. Nigdy nie traktowałes mnie poważne, zawsze na pierwszym miejscu dla ciebie był zespół! A teraz nagle co, mówisz mi, że się o mnie martwisz?! Nagle chcesz się bawić w mamę, której nie mamy? Może jeszcze mam powiedzieć, przez kogo, hmm?-urwałam na chwilę, bo poczułam, że przesadziłam. Jego kości policzkowe sciągnęły się, a usta ułożyły się w cienką kreskę. Marc wstał i spojżał na Luke'a, to na mnie, a zaraz na Ashtona.
-Ej, Luke spokojnie...-podszedł do niego i złapał go za ramię. Ten jednak odtrącił go. Ja poczułam, że Ashton wyminął mnie, stając centralnie przede mną.
Luke wyrwał się Marcowi, który jakoś próbował go uspokoić. Szybkim krokiem podszedł do Ashtona i uderzył go.
-Cholera jasna!-Marc znalazł się obok Luke'a, próbując go odciągnąć.-Vanessa pomóż...
-Kurwa, chłopaki!-krzyknęłam odpychając brata od Ashtona. Tego drugiego musiałam jeszcze przytrzymać, bo wyrywał się chcąc uderzyć Luke'a.-Ash błagam cie! Co się z wami dzieje?! Jesteście najlepszymi przyjaciółmi, tak zachowują się przyjaciele?! Luke o co ci chodzi?!
-O co mi chodzi?! Vanessa cholernie się o ciebie martwię, dobrze wiesz, że Cię kocham, bo jesteś moją siostrą. Nie okazywałem Ci tego, wiem, zachowałem się jak...jak...zachowałem się źle. Zrozumiałem jednak, że jesteś najważniejsza na świecie, musze cie wspierać i pomagać Ci. A on? -spojżał na Ashtona.-On nie jest tym twoim Ashtonem Perfekcyjnym Irwinem.-warknął i najzwyczajniej w świecie wyszedł z domu, najpierw wymijając mnie, a potem Ashtona.
-Ash, co jest?-zwróciłam się do niego.
-Vanessa ja przepraszam.-szepnął wychodząc.
-Jezu, powiedz mi o co chodzi!-krzyknęłam za nim, ale ten już opuścił mój dom.-Marc, może ty będziesz łaskawy i powiesz mi o co chodzi?-zwróciłam się do mężczyzny.
-Nic nie wiem.-odparł.-Musze juz iść.-dodał i tak samo jak Luke i Ash chciał wyjść.
-Cholera, powiedzcie mi o co chodzi! Co się z wami dzieje?! Co ja złego zrobiłam?!
-Nic.-uśmiechnął się sztucznie.
-Myślisz, że jestem głupia, ślepa, czy tylko udaję? Najpierw Luke i Ashton się pobili prawie, teraz ty, rzekomo mój "przyjaciel" masz mnie w... nie będę już brzydko mówić, w... w piętach!
-Przepraszam...
-Przestańcie mnie przepraszać!
-Vanessa co się z tobą dzieje? Nie byłaś ta...
-Skąd ty możesz wiedzieć jaka byłam!? Nie znasz mnie, więc się nie mądruj! Nie będziesz mnie uczył jaka mam być, poradzę siebie sama!
-Jezu, ja przepraszam, to nie miało tak brzmieć...Nie jesteś zła?
-Nie, ale teraz możesz wypieprzać.-podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież.-A tu są drzwi. To nara.
-Ale ja cie proszę, kochan...
-Zamknij się proszę cię, i zaszczyć mnie swoją nieobecnością. -"Dawaj, jeszcze mocniej do zjedź, suko jedna!"-powiedziałam patrząc na wychodzącego chłopaka. Zatrzymał się jednak.
-Słońce, no mnie możesz powiedzieć co się dzieje, ja chcę pomóc...-dodał.
-Ale ja nie oczekuje od ciebie pomocy.-trzepnęłam drzwiami tuż przed jego nosem.
Przez chwilę wydawało mi się, że drzwi wypadną z futryn. Wyjżałam przez okno; chłopak właśnie opuszczał moje podwórko. Poczułam, że moje policzki są mokre.
"Cholera, dziewczyno, co ty robisz?"-pomyślałam i usiadłam pod drzwiami zalewając się łzami.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Zdążyłam się już w miarę ogarnąć, wiec wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi. No akurat tego się najmniej spodziewałam.
-Co tu robisz?
-Mogę chociaż wejść?-zapytał.
-Jasne wchodź.-przepuściłam go w drzwiach.
-Czemu płakałaś?-spojżał na mnie i zapytał wchodząc do salonu.
-Ja? Co ty gadasz, nie płakałam.-próbowałam mówić zdecydowanym głosem.
-Dobrze, przyjmijmy, że nie płakałaś, a teraz mów czemu płakałaś?
-Przyjechałam do Barcelony pod założeniem, że tu będzie o niebo lepiej, niż było w Australii. Po czym okazuje się ze jest gorzej. Ja chcę wracać do domu...
-Ale teraz tu jest twój dom. Co się dzieje?
*
Drzwi wejściowe się otworzyły. Do domu wszedł mój brat. Spojżał się na mnie, jednak szybko odwrócił wzrok.
-Kolejnego chłopaka sobie znalazłaś?-rzucił.
-Po to tu przyszedłeś, żeby znowu mi ubliżać nie wiadomo z jakiego powodu? To możesz od razu wyjść, bo ja nie mam zamiaru tego słuchać...-odparłam zachowując spokój.
-Ja z nim porozmawiam.-westchnął Neymar wstając.
-Ney, nie... Dzisiaj prawie pobił Ashtona...
-Spokojnie.-uśmiechnął się i zostawił mnie samą.-Tylko zostań tu, nie idź ze mną.-dodał a ja przytaknęłam. "Pff, chyba cię boli coś..." Gdy tylko usłyszałam otwieranie drzwi, zerwałam się z miejsca i cicho udałam do góry. Drzwi od pokoju mojego brata były uchylone.
-Luke, co jest?
-Lipiec.-odparł blondyn nawet nie patrząc na Ney'a.
-Bardzo śmieszne. Powiesz mi?
-Ney, ja się martwię o nią... Nie znasz Ashtona, nie wiesz jaki on jest, gdybyś wiedział, poparł byś moje zdanie na jego temat i zabronił mu nawet patrzeć na Van. On nie może jej skrzywdzić, jeśli to zrobi... Ja siebie tego nie wybaczę, że nie było mnie przy niej, że nie zainterweniowałem, będę miał wyrzuty sumienia, że mojej siostrze się coś stało.-Luke patrzył na Neymara, jakby ten był jego ostatnia deską ratunku, jakby nie wiedział co ma robić, jakby całkiem zagubił się we własnym toku myślenia. To nie był ten szczęśliwy chłopak o blond włosach, promiennym uśmiechu i głębokich, niebieskich oczach z granatowymi oprawkami. To był zupełnie inny chłopak, z lekko zmęczonym wzrokiem, nieułożonymi włosami. Kilka chwil zmieniło w nim wszystko...
-Lukey, nie możesz się tak tym przejmować. Przecież ten cały Ashton, czy jak mu tam, nie jest nie wiadomo kim, żeby skrzywdzić Vanessę, w tak ogromnym stopniu jak mówisz.
-Ale on tym swoim urokiem, może mieć każdą dziewczynę...
-Ale twoja siostra to nie jest "każda dziewczyna", Vanessa, to Vanessa. Nie znam jej zbyt dobrze, owszem, ale po jej reakcjach na moje zachowanie w stosunku do niej, można wywnioskować, że nie jest łatwa. Co ja mówię, jest bardzo trudna... Nie masz się o co martwić, bo ona się tak łatwo nie da.-słuchałam w skupieniu każdego jego słowa, raz jeszcze przeanalizowywałam je w głowie. Ale o co chodziło Luke ' owi?-Luke, Vanessa nie jest głupia, zapamiętaj to.
-Masz rację.-blondyn spojżał na Brazylijczyka.-Dziękuję.-wysilił się na uśmiech i przytulił Neymara.
-Co teraz zrobisz?-zapytał Junior, jakby oczekując jednej, jedynej odpowiedzi.
-Najpierw przeproszę Vanessę.-spojżał na niego, a on tylko pokiwał twierdząco.-Potem Ashtona.-dodał niepewnie, jednak Neymar tylko się uśmiechnął.
-Zuch dziewczyna!-powiedział i zaczął się śmiać. Luke spojżał na niego sarkastycznie, ale po chwili tez się zaśmiał.
Odeszłam od drzwi i szybko ale cicho pognałam na dół. Usiadłam wygodnie na łóżku jakby nigdy nic. W duchu poczułam ulgę.
-I jak?-zapytałam Neymara widząc, że siada obok mnie.
-Wystarczyło spokojnie z nim porozmawiać.- uśmiechnął się.-Masz jakieś plany na dzisiaj?
-Mam, a mianowicie siedzenie w domu, prawdopodobnie w swoim pokoju i czytanie książki.-Przypomniałam sobie, że odkąd tu przyjechaliśmy, nic nie czytałam.- A czemu pytasz?
-Bo chciałem zapytać, czy nie masz może ochoty na małą domówkę dzisiaj u mnie?
-Kusząca propozycja, a kto będzie?
-Prawie cała Barca, nie będzie jedynie Xaviego bo wyjechał na małe "wakacje" i Jordiego. To jak?
-Zastanowię się...
-Proszę no!
-Mogę przyjść z przyjaciółką?-Postawiłam mu warunek w formie pytania.
-Jasne, ale proszę przyjdź.
-O której?
-O 20 będzie okej. To ja przyjdziesz?-mówił entuzjastycznie.
-Przyjdę, przyjdę.-uśmiechnęłam się.
-O jejku, kochana jesteś!-Przytulił mnie mocno. Zachowywał się jak mała, kilkuletnia dziewczynka, po dostaniu nowej zabawki.- Teraz musze juz lecieć, zbierać resztę naszego Zoo. Widzimy się o 20.-udał się w stronę wyjścia i wyszedł. Sięgnęłam po telefon, który leżał na stoliku obok. Wybrałam numer Bru. Odebrała bo 2 sygnale.
-Hej Van, co tam?
-Hej kochanie, a dobrze wszystko.-skłamałam.- Masz ochotę iść dzisiaj na domówkę do twojego byłego chłopaka?
-Skąd ty znasz Garetha?-zdziwiła się.
W jednej chwili zrobiłam takiego facepalma.
-Bo dobrze, do Neymara.-uśmiechnęłam się pod nosem.
-No jasne, zaraz u ciebie będę, czekaj na mnie, nigdzie się nie ruszaj, wezmę tylko mój salon kosmetyczny, cala szafę i jestem!-krzyknęła mi do słuchawki i rozłączyła się.
-Ale...-Zdążyłam jedynie tyle powiedzieć. Wstałam z sofy i zabierając telefon poszłam do kuchni, chcąc jeszcze coś zjeść.
-Siostraaaa...-usłyszałam za sobą. Całkiem zapomniałam, że Luke jest w domu.
*
Proszę bardzo 12 rozdział :')
Mnie się nie podoba, uważam, że jest nudny...
Ale już w 13 rozdziale zacznie się coś dziać, wiecie... Vanessa i Ney, mrrr...
Hahahahhaha :'D
No to kochani:
7 komentarzy = next
W OGÓLE TO WESOŁYCH ŚWIĄT WSZYSTKIM ♡♡♡