czwartek, 26 marca 2015

12~Zuch dziewczyna!

-Wróciliśmy!-krzyknęłam wchodząc do domu. Postawiłam torby z zakupami przy szafie, zdjęłam buty i weszłam do salonu. Siedział tam Luke z Marciem, czego mogłam się spodziewać.
-Jak tam na randce z Ashtonem?-zapytał (czyt . warknął) Luke.
-Jaka randka? Nie widzieliśmy się kilka dni, stęskniliśmy się za sobą...-powiedziałam. Wiedziałam, że Ashton stał za mną. Miał ładne i dosyć mocne perfumy.
-Dobra wmawiaj mi dalej, ja i tak wiem swoje.-dodał blondyn.
-O co ci chodzi?
-Mnie o nic nie chodzi, poprostu się martwię...-powiedział i wstał.
-Nagle się o mnie martwisz? A wcześniej, to co było? Ładnie mówiąc miałeś wyjebane na mnie! Traktowałeś mnie jakbym była gorsza od ciebie, jakbym była nikim, tylko małym dodatkiem do Luke'a Hemmingsa. Nigdy nie traktowałes mnie poważne, zawsze na pierwszym miejscu dla ciebie był zespół! A teraz nagle co, mówisz mi, że się o mnie martwisz?! Nagle chcesz się bawić w mamę, której nie mamy? Może jeszcze mam powiedzieć, przez kogo, hmm?-urwałam na chwilę, bo poczułam, że przesadziłam. Jego kości policzkowe sciągnęły się, a usta ułożyły się w cienką kreskę. Marc wstał i spojżał na Luke'a, to na mnie, a zaraz na Ashtona.
-Ej, Luke spokojnie...-podszedł do niego i złapał go za ramię. Ten jednak odtrącił go. Ja poczułam, że Ashton wyminął mnie, stając centralnie przede mną.
Luke wyrwał się Marcowi,  który jakoś próbował go uspokoić. Szybkim krokiem podszedł do Ashtona i uderzył go.
-Cholera jasna!-Marc znalazł się obok Luke'a,  próbując go odciągnąć.-Vanessa pomóż...
-Kurwa, chłopaki!-krzyknęłam odpychając brata od Ashtona. Tego drugiego musiałam jeszcze przytrzymać, bo wyrywał się chcąc uderzyć Luke'a.-Ash błagam cie! Co się z wami dzieje?! Jesteście najlepszymi przyjaciółmi, tak zachowują się przyjaciele?! Luke o co ci chodzi?!
-O co mi chodzi?! Vanessa cholernie się o ciebie martwię, dobrze wiesz, że Cię kocham, bo jesteś moją siostrą. Nie okazywałem Ci tego, wiem, zachowałem się jak...jak...zachowałem się źle. Zrozumiałem jednak, że jesteś najważniejsza na świecie, musze cie wspierać i pomagać Ci. A on? -spojżał na Ashtona.-On nie jest tym twoim Ashtonem Perfekcyjnym Irwinem.-warknął i najzwyczajniej w świecie wyszedł z domu, najpierw wymijając mnie, a potem Ashtona.
-Ash, co jest?-zwróciłam się do niego.
-Vanessa ja przepraszam.-szepnął wychodząc.
-Jezu, powiedz mi o co chodzi!-krzyknęłam za nim, ale ten już opuścił mój dom.-Marc, może ty będziesz łaskawy i powiesz mi o co chodzi?-zwróciłam się do mężczyzny.
-Nic nie wiem.-odparł.-Musze juz iść.-dodał i tak samo jak Luke i Ash chciał wyjść.
-Cholera, powiedzcie mi o co chodzi! Co się z wami dzieje?! Co ja złego zrobiłam?!
-Nic.-uśmiechnął się sztucznie.
-Myślisz, że jestem głupia, ślepa, czy tylko udaję? Najpierw Luke i Ashton się pobili prawie, teraz ty, rzekomo mój "przyjaciel" masz mnie w... nie będę już brzydko mówić, w... w piętach!
-Przepraszam...
-Przestańcie mnie przepraszać!
-Vanessa co się z tobą dzieje? Nie byłaś ta...
-Skąd ty możesz wiedzieć jaka byłam!? Nie znasz mnie, więc się nie mądruj! Nie będziesz mnie uczył jaka mam być, poradzę siebie sama!
-Jezu, ja przepraszam, to nie miało tak brzmieć...Nie jesteś zła?
-Nie, ale teraz możesz wypieprzać.-podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież.-A tu są drzwi. To nara.
-Ale ja cie proszę, kochan...
-Zamknij się proszę cię, i zaszczyć mnie swoją nieobecnością. -"Dawaj, jeszcze mocniej do zjedź, suko jedna!"-powiedziałam patrząc na wychodzącego chłopaka. Zatrzymał się jednak.
-Słońce, no mnie możesz powiedzieć co się dzieje, ja chcę pomóc...-dodał.
-Ale ja nie oczekuje od ciebie pomocy.-trzepnęłam drzwiami tuż przed jego nosem.
Przez chwilę wydawało mi się, że drzwi wypadną z futryn. Wyjżałam przez okno; chłopak właśnie opuszczał moje podwórko. Poczułam, że moje policzki są mokre.
"Cholera, dziewczyno, co ty robisz?"-pomyślałam i usiadłam pod drzwiami zalewając się łzami.

Usłyszałam pukanie do drzwi. Zdążyłam się już w miarę ogarnąć, wiec wstałam z łóżka i zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi. No akurat tego się najmniej spodziewałam.
-Co tu robisz?
-Mogę chociaż wejść?-zapytał.
-Jasne wchodź.-przepuściłam go w drzwiach.
-Czemu płakałaś?-spojżał na mnie i zapytał wchodząc do salonu.
-Ja? Co ty gadasz, nie płakałam.-próbowałam mówić zdecydowanym głosem.
-Dobrze, przyjmijmy, że nie płakałaś, a teraz mów czemu płakałaś?
-Przyjechałam do Barcelony pod założeniem, że tu będzie o niebo lepiej, niż było w Australii. Po czym okazuje się ze jest gorzej. Ja chcę wracać do domu...
-Ale teraz tu jest twój dom. Co się dzieje?
*
Drzwi wejściowe się otworzyły. Do domu wszedł mój brat. Spojżał się na mnie, jednak szybko odwrócił wzrok.
-Kolejnego chłopaka sobie znalazłaś?-rzucił.
-Po to tu przyszedłeś, żeby znowu mi ubliżać nie wiadomo z jakiego powodu? To możesz od razu wyjść, bo ja nie mam zamiaru tego słuchać...-odparłam zachowując spokój.
-Ja z nim porozmawiam.-westchnął Neymar wstając.
-Ney, nie... Dzisiaj prawie pobił Ashtona...
-Spokojnie.-uśmiechnął się i zostawił mnie samą.-Tylko zostań tu, nie idź ze mną.-dodał a ja przytaknęłam. "Pff, chyba cię boli coś..." Gdy tylko usłyszałam otwieranie drzwi, zerwałam się z miejsca i cicho udałam do góry. Drzwi od pokoju mojego brata były uchylone.
-Luke, co jest?
-Lipiec.-odparł blondyn nawet nie patrząc na Ney'a.
-Bardzo śmieszne. Powiesz mi?
-Ney, ja się martwię o nią... Nie znasz Ashtona, nie wiesz jaki on jest, gdybyś wiedział, poparł byś moje zdanie na jego temat i zabronił mu nawet patrzeć na Van. On nie może jej skrzywdzić, jeśli to zrobi... Ja siebie tego nie wybaczę, że nie było mnie przy niej, że nie zainterweniowałem, będę miał wyrzuty sumienia, że mojej siostrze się coś stało.-Luke patrzył na Neymara, jakby ten był jego ostatnia deską ratunku, jakby nie wiedział co ma robić, jakby całkiem zagubił się we własnym toku myślenia. To nie był ten szczęśliwy chłopak o blond włosach, promiennym uśmiechu i głębokich, niebieskich oczach z granatowymi oprawkami. To był zupełnie inny chłopak, z lekko zmęczonym wzrokiem, nieułożonymi włosami. Kilka chwil zmieniło w nim wszystko...
-Lukey, nie możesz się tak tym przejmować. Przecież ten cały Ashton, czy jak mu tam, nie jest nie wiadomo kim, żeby skrzywdzić Vanessę, w tak ogromnym stopniu jak mówisz.
-Ale on tym swoim urokiem, może mieć każdą dziewczynę...
-Ale twoja siostra to nie jest "każda dziewczyna", Vanessa, to Vanessa. Nie znam jej zbyt dobrze, owszem, ale po jej reakcjach na moje zachowanie w stosunku do niej, można wywnioskować, że nie jest łatwa. Co ja mówię, jest bardzo trudna... Nie masz się o co martwić, bo ona się tak łatwo nie da.-słuchałam w skupieniu każdego jego słowa, raz jeszcze przeanalizowywałam je w głowie. Ale o co chodziło Luke ' owi?-Luke, Vanessa nie jest głupia, zapamiętaj to.
-Masz rację.-blondyn spojżał na Brazylijczyka.-Dziękuję.-wysilił się na uśmiech i przytulił Neymara.
-Co teraz zrobisz?-zapytał Junior, jakby oczekując jednej, jedynej odpowiedzi.
-Najpierw przeproszę Vanessę.-spojżał na niego, a on tylko pokiwał twierdząco.-Potem Ashtona.-dodał niepewnie, jednak Neymar tylko się uśmiechnął.
-Zuch dziewczyna!-powiedział i zaczął się śmiać. Luke spojżał na niego sarkastycznie, ale po chwili tez się zaśmiał.
Odeszłam od drzwi i szybko ale cicho pognałam na dół. Usiadłam wygodnie na łóżku jakby nigdy nic. W duchu poczułam ulgę.
-I jak?-zapytałam Neymara widząc, że siada obok mnie.
-Wystarczyło spokojnie z nim porozmawiać.- uśmiechnął się.-Masz jakieś plany na dzisiaj?
-Mam, a mianowicie siedzenie w domu, prawdopodobnie w swoim pokoju i czytanie książki.-Przypomniałam sobie, że odkąd tu przyjechaliśmy, nic nie czytałam.- A czemu pytasz?
-Bo chciałem zapytać, czy nie masz może ochoty na małą domówkę dzisiaj u mnie?
-Kusząca propozycja, a kto będzie?
-Prawie cała Barca, nie będzie jedynie Xaviego bo wyjechał na małe "wakacje" i Jordiego. To jak?
-Zastanowię się...
-Proszę no!
-Mogę przyjść z przyjaciółką?-Postawiłam mu warunek w formie pytania.
-Jasne, ale proszę przyjdź.
-O której?
-O 20 będzie okej. To ja przyjdziesz?-mówił entuzjastycznie.
-Przyjdę, przyjdę.-uśmiechnęłam się.
-O jejku, kochana jesteś!-Przytulił mnie mocno. Zachowywał się jak mała, kilkuletnia dziewczynka, po dostaniu nowej zabawki.- Teraz musze juz lecieć, zbierać resztę naszego Zoo. Widzimy się o 20.-udał się w stronę wyjścia i wyszedł. Sięgnęłam po telefon, który leżał na stoliku obok. Wybrałam numer Bru. Odebrała bo 2 sygnale.
-Hej Van, co tam?
-Hej kochanie, a dobrze wszystko.-skłamałam.- Masz ochotę iść dzisiaj na domówkę do twojego byłego chłopaka?
-Skąd ty znasz Garetha?-zdziwiła się.
W jednej chwili zrobiłam takiego facepalma.
-Bo dobrze, do Neymara.-uśmiechnęłam się pod nosem.
-No jasne, zaraz u ciebie będę, czekaj na mnie, nigdzie się nie ruszaj, wezmę tylko mój salon kosmetyczny, cala szafę i jestem!-krzyknęła mi do słuchawki i rozłączyła się.
-Ale...-Zdążyłam jedynie tyle powiedzieć. Wstałam z sofy i zabierając telefon poszłam do kuchni, chcąc jeszcze coś zjeść.
-Siostraaaa...-usłyszałam za sobą. Całkiem zapomniałam, że Luke jest w domu.
*
Proszę bardzo 12 rozdział :')
Mnie się nie podoba, uważam, że jest nudny...
Ale już w 13 rozdziale zacznie się coś dziać, wiecie... Vanessa i Ney, mrrr...
Hahahahhaha :'D
No to kochani:
7 komentarzy = next
W OGÓLE TO WESOŁYCH ŚWIĄT WSZYSTKIM ♡♡♡

piątek, 20 marca 2015

11~Twój Księciuniu.

-Mamy dla ciebie jeszcze jedna niespodziankę. -uśmiechnął się Luke, a mnie ktoś zakrył oczy. Dłonie były zadbane i miękkie.
-Zgaduj!
Odwróciłam się i wpadłam na moja przyjaciółkę. Zaczęłyśmy piszczeć i krzyczeć jak jakieś małe dzieci.
-Tak bardzo się za nami stęskniliście, że przylecieliśmy juz po kilku dniach?
-Tak.-powiedziała Bruna i podeszła do Caluma obejmując go w pasie.
-Czy wy... no ten, wiesz...-zapytałam patrząc na nich. Oni tylko uśmiechnęli się szeroko.-Naprawdę?!
-No na prawdę, na prawdę, nie mamy podstaw by cię okłamywać.-powiedziała dziewczyna.
*
Około południa wszyscy opuścili mój dom. Okazało się ze przylecieli na 4 dni i mieszkają niedaleko w hotelu. Umówiłam się dzisiaj o 17 z Ashtonem. Mieliśmy iść do Galerii (mimo iż ani ja, ani on nie wiedzieliśmy gdzie jest), bo Ash chciał kupić sobie jakieś dobre spodnie i kilka bluzek.
Podbiegłam na górę. Weszłam do łazienki i wskoczyłam pod prysznic. Umyłam ciało i włosy. Ubrałam czystą bieliznę i wyszłam z pokoju do garderoby po czyste ubrania. Wybrałam krótkie, jeansowe spodenki, biały crop top, włosy zaczesałam na bok. Chciałam zrobić z nich lekkie fale, ale po umyciu i wysuszeniu same się pofalowały. Przewiązałam je czarną bandanką. Zrobiłam sobie lekki makijaż i uznając, że wyglądam dobrze, wyszłam z pokoju.
-Wróciłem!-usłyszałam krzyk brata. Zbiegłam na dół i zobaczyłam go stojącego pod drzwiami.
-Czemu tak szybko?
-Też cie bardzo kocham.-warknął i poszedł do siebie.
Wzruszyłam jedynie ramionami i weszłam do kuchni, wcześniej jeszcze patrząc na zegarek. Była14:28.
Z koszyka na stole wzięłam kilka owoców. Umyłam je i pokroiłam w równą kostkę. Nagle zachciało mi się sałatki owocowej, dawno tego nie jadłam. Potem wymieszałam to wszystko i dodałam trochę jogurtu naturalnego. Zabrałam miskę z jedzeniem i udałam się do salonu. Włączyłam telewizor i przeleciałam po kanałach. Na jednym leciał film pt. "To". Nie lubiłam horrorów jako filmy, jednak książki Stephena Kinga pochłaniałam jak odkurzacz. Były to klasyki same w sobie, wciągały i trzymały w napięciu, aż do ostatniej chwili. Uznałam, że jak nie mam nic do roboty, to obejrzę ten film. Pamiętam ze juz kiedyś go oglądałam, ale chyba po 15 minutach usnęłam.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Hej Vanessa.-zobaczyłam Marca.-Jest Luke?
-Tak, u siebie w pokoju.-odparłam a on już chciał odejść jednak zatrzymałam go.-Marc poczekaj!-cofnął się.-Wiesz co z Neymarem?
-No właśnie nikt nie wie,  dalej nie odbiera telefonów.
-Boje się ze coś mu się stało...Jeśli będziesz coś wiedział, to mi powiesz?
-No jasne.-uśmiechnął się i poszedł na górę. Ja powróciłam do oglądania filmu.
I tak spędziłam czas do godziny 16:40.Film się skończył, a ja poszłam na górę. Przebrałam spodnie, zabrałam telefon i portfel i poprawiłam fryzurę. Nie wiedziałam tylko czy włożyć czarne szpilki czy Vansy. Zabrałam obie pary butów i poszłam do pokoju mojego brata. Nie było go tam, ale drzwi od balkonu były otwarte. Zobaczyłam dwie, wysokie sylwetki.
-Ej, chłopcy potrzebuje waszej pomocy.-powiedziałam i weszłam na balkon.
-Co jest?-Luke odwrócił się, tak samo jak Marc.
-Do tego ubrania.-pokazałam ma siebie.-szpilki, czy Vansy?
-Szpilki!-powiedział Marc.
-Co ty pieprzysz, Vansy!-wtrącił Luke.
-O luju, to które?!
-Szpilki!
-Vansy!
-W szpilkach będzie ładniej!
-Nie bo w Vansach!
Chyba nawet nie zauważyli jak wyszłam z pokoju...
-Vanessa poczekaj no!
"A jednak..."
-Co?- Za mną stał Luke, a obok niego Marc.
-Gdzie ty się wybierasz, że tak się stroisz? -zapytał podejrzliwie Luke.
-Ja...Umówiłam się...-odparłam.
-Z kim? Kiedy? Gdzie? I po co?-wypytywał.
-Co to kurde przesłuchanie?
-Nie, Luke Hemmings, miło mi. To mów!
-Z Ashtonem. Idziemy do Galerii.-powiedziałam.
-Z Ashtonem? I ty chcesz iść w szpilkach?
-No i co z tego?
-To z tego, że znam Ashtona i nie zdziwiłbym się, gdybym znalazł was razem w jego łóżku...
Ja tylko zaśmiałam się i Zeszłam na dół po schodach zostawiając ich u góry. Uznałam, że włożę szpilki, a co! Wyglądałam dobrze, a nawet bardzo. Podobało mi się. Zadzwonił dzwonek. Poszłam otworzyć; przed drzwiami stał Ashton.
-Hej kochanie.-poszedł do mnie i mnie przytulił.-Idziemy?
-Idziemy.-powiedziałam.-Luke! Wychodzę!-krzyknęłam i wyszłam z domu.
-Ładnie wyglądasz.-Uśmiechnął się Ashton, a na jego policzkach znowu pokazały się szerokie kratery.
-Ty też.-odparłam. Był ubrany w czarną bluzę z szarymi rękawami i szarym kapturem, do tego czarne rurki i szare Converse. Jego blond loki opadały mu na czoło, przez co, co chwile je poprawiał.
Dotarliśmy do Galerii, co było cudem, bo pytaliśmy ludzi gdzie ona jest. Okazało się, że to wcale nie jest daleko.
-Dobrze, to gdzie chcesz iść najpierw?
Wyszło na to, że najpierw poszliśmy do Housa, gdzie Ash kupił sobie koszulkę z "Yesterday", a ja, mimo iż jie miałam w planach zakupów, kupiłam bluzę z "Shut up". Następnie poszliśmy do Zary, tam Ash chciał kupić spodnie.
*
-Nigdy więcej nie idę z tobą na zakupy!-mówiłam przez śmiech. On też się śmiał.
-No ale to nie moja wina, że tej pani widać było cały tyłek, mogła uważać co ubiera!-śmiał się jeszcze głośniej i bardziej.
No więc było to tak, że weszliśmy do sklepu, bodajże był to Sinsay, bo na wystawie spodobała mi się jedna bluzka, co wiązało się z tym ze chciałam ją kupić. Stojąc przy kasie, Ashton wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Zrozumiałam o co chodzi i też zaczęłam się śmiać.
Uznaliśmy, że można by coś zjeść, wiec poszliśmy do Subwaya. Z zakupionym jedzeniem usiedliśmy przy wolnym stoliku. Po chwili podeszła do nas grupka dziewczyn. No dobra, do Ashtona.
-Możemy zdjęcie i autograf?-zapytał go chórem.
-Jasne.-wstał i zaczął uśmiechać się do zdjęć i podpisywać na kartkach.
-To ty jesteś siostrą Hemmo?-usłyszałam obok siebie dziewczęcy głos.
-Tak, to ja.-uśmiechnęłam się.
-Więc co robisz z Ashtonem?-zapytała podejrzliwie.
-Jesteśmy przyjaciółmi.-powiedziałam krótko.
-Mogę z tobą zdjęcie?-zakończyła.
-Ze mną?
-Tak z tobą! Uważam ze jesteś prześliczna   i bardzo miła.
Dalej zszokowana wstałam i zrobiłam sobie z nią zdjęcie.
-Dziękuję. Pozdrów Luka!-dodała i razem z koleżankami odeszły.
-Nie wiedziałam, że jesteście rozpoznawalni.-zwróciłam się do przyjaciela. Sięgnęłam po kubek z pepsi. Pusta.
-Zaraz wracam.-westchnęłam i poszłam po dolewke.
-Hej Vanessa.-usłyszałam za uchem cichy głos. Cholera zabije go... Odwróciłam się. Tak czy siak był wyższy...
-Neymar, do cholery jasnej.-powiedział cicho i gwałtownie opłatam ręce wokół jego szyi.- Nawet nie wiesz jak się martwiłam...Nie odbierałeś telefonów...
-Musiałem zmienić numer, bo jakiś fan do mnie zadzwonił.-powiedział i także mnie przytulił.
-A czemu cie nie było na treningu?-dopytywałam.
-Pojechałem od Ciebie do siebie... No i po drodze miałem mały wypadek...-powiedział a ja spojżałam na Ashtona. Prawdopodobnie po moim odejściu, podeszła do niego kolejna grupa dziewczyn.
-Nic ci się nie...
-Nie, spokojnie. Co tu robisz? Masz ochotę pochodzić po sklepach?-puścił mnie.
-Ja...Ja...-nie wiedziałam jak to sformułować.-Raczej nie... Bo widzisz,  umówiłam się...
-Z kim?
-Z Ashtonem...Może kiedy indziej. Musze juz iść.-Spojżałam na Ashtona, który także spojżał się na mnie. Zabrałam swój kubek i szybkim krokiem wyminęłam Neymara. Patrzył na mnie, to było pewne. Czułam jego wzrok na ciele, przeszły mnie ciarki. Bałam się, że stracę równowagę i przewrócę się. Ostatecznie doszłam do stolika.
-Kto to? Neymar?
-Tak.
-Znacie się?-zdziwił się chłopak.
-Jak widać...-odparłam nerwowo.-Wracajmy już.-dodałam, a ten jedynie przytaknął. Wstaliśmy od stolika, pozostawiając po sobie porządek. Wzięłam Ashtona pod ramię i uśmiechając się do siebie udaliśmy się w stronę wyjścia.
-Patrzył się.-powiedział Ash.
-Kto?-na początku nie rozumiałam o co mu chodzi.
-Twój księciuniu.-zaśmiał się.
-Ashton! Przestań!
-Ale co ja zrobiłem? Wiesz jak ślicznie razem wyglądacie?
-Zapewne.-burknęłam.
*
Znalazłam Neymara :D
Schował się w domu, no patrzcie :P
Myślę, że rozdział mi się nawet udał, jednak to nie ja oceniam , tylko wy :')
Liczę na szczere komentarze :)
7 kom=next ♡

poniedziałek, 16 marca 2015

10~Cholera, przecież jeszcze dzisiaj wszystko było okej...

-To proszę bardzo chłopcy, 10 kółeczek dookoła boiska, raz, raz, raz!!!-krzyknął
trener po dosyć długim uciszaniu nas. Współczułam mu, bo jak tu zapanować nad takimi dziećmi.
-Czy wy kiedykolwiek dorośniecie?
-Przecież jesteśmy dorośli.-powiedział Gerard. Oszczędzę mu już tej siary i nie wspomnę, że powiedział to próbując ściągnąć Cescowi spodenki.
-No to Pique, plus dwa kółeczka...-dodał Jose, znudzonym głosem. Był bardzo cierpliwy, nie zwracał uwagi na 85% wygłupów chłopaków. Podziwiam go za to, za tą wytrzymałość.
-Jesteś Vanessa, prawda?-usłyszałam gdzieś na lewo głos trenera.
-Tak, dlaczego pan pyta?
-Oh, mów mi po imieniu.- uśmiechnął się i podał mi dłoń którą nieśmiało uścisnęłam. Nie masz ochoty potrenować z chłopakami.
-Ja?-zająknęłam się.
-No ty, ty. Widzisz tu jakąś inną Vanessę?
-Ale Pan...Znaczy...Nawet mnie nie znasz.
-Wiesz, wszystkie wcześniejsze dziewczyny Neymara poznałem, wiec czemu ty miałabyś być wyjątkiem.
Słucham?
-Sądzisz że jestem dziewczyną Neymara? Kto ci tak niby powiedział?-Oburzyłam się.
-No wiesz...Nie ważne kto.
-Ważne, bo ten ktoś wygaduje jakieś farmazony. Nie jestem jego dziewczyna, znam go zaledwie od wczoraj. Tak na prawdę to go nie znam...
-No dobrze, Gerard mi powiedział. Uśmiechacie się do się siebie.
-To ze się do niego uśmiecham, wcale nie musi znaczyć ze go lubię. Mogę na przykład wyobrazić sobie, że zajął się ogniem.
-Bystra dziewczyna. Ale... Podobasz mu się. Przecież spaliś...
-Cholera.-warknęłam pod nosem, bo widziałam co chce powiedzieć, jednak zaraz zwróciłam się do niego najmilej jak mogłam.-Mogę potrenować z chłopakami? Gerard mógłby mi pożyczyć strój?
-Tak, jasne.-powiedział i zawołał piłkarza. Ten podbiegł z uśmiechem, który chyba nigdy nie schodził mu z twarzy.
-Tak, tak... Chodź Van, dam Ci mój strój.- znowu się uśmiechał. Denerwowało to. Ale niech się śmieje... Jeszcze nie wie co go czeka.
Udałam się za nim do szatni, ten dal mi swój strój. Nie chciałam dać po sobie poznać, że planuje zemstę.
-A teraz kochanie, powiedz mi proszę, co na gadałeś trenerowi?- zwróciłam się do mężczyzny. Spojżał na mnie jakby w ogóle nie rozumiał o co mi chodzi.
-Ja?
-A może ja?
-Ja nic nikomu nie mówiłem, a to ze ty i Junior ze sobą spaliście to...to...-gdyby to było możliwe, zabiła bym go wzrokiem.- No dobrze, dobrze, to byłem ja.
-No ja wiem, że to ty. Proszę mi powiedzieć co mówiłeś?-zaczęłam się śmiać na widok jego wystraszonej miny.
-Chyba ktoś mnie wołał, musze iść, przebierają się i chodź do nas.- zerwał się z miejsca i podbiegł do drzwi.
-Jeszcze cie znajdę...-postanowiłam na razie mu odpuścić. Na razie...
*
-Dawaj mi tego buta dziecko!-krzyknęłam goniąc Messiego w jednym trampku i w jednej skarpetce.
-Jesteś straszy, ups...-od krzyknął i rzucił buta do Marca.
-O Bartra... Daj buta.-warknęłam.
-Buzi!- zatrzymał się na chwilę, ale zaraz znowu gdzieś zwiał. Ruszyłam za nim w pogoń.
-Cesc, łap!- wrzasnął i podał do Fabregasa. Ten złapał go zręcznie i uśmiechnął do mnie. Poddałam się. Usiadłam centralnie na środku boiska i krzyknęłam jedynie "Obrażam się!!!", wygięłam wargi w tzw. Podkówkę i skrzyżowałam ręce. Siedziałam tak dobrą minute, bo chłopcy "nie wytrzymali beze mnie na boisku" i zaraz Cesc przebiegł z moim butem i przepraszającą miną.
-No dobrze zagram z wami.-uśmiechnęłam się wstając i dołączając do piłkarzy. Przydzieliliśmy dwa składy, ale kogoś mi tu brakowało. I chyba innym tez...
-Gdzie jest Neymar?-zapytałam równo z Gerardem, Ceskiem, Messim i trenerem.
-Dzisiaj rano jak wychodził ode mnie z domu.-urwałam słysząc śmiechy.-Nie lubię was.-dodałam i kontynuowałam wypowiedź.-Powiedział ze będzie na treningu.
-Dzwonię po naszą zgubę.-powiedział Leo i pobiegł bo telefon. Chwilę potem zwrócił się do nas:
-Nie odbiera.
-Dzwonie ja.-wtrącił Fabregas i także pobiegł po telefon ale wrócił równie szybko jak zniknął.
-Mnie mówi, że numer nie istnieje.
-Cholera, przecież jeszcze dzisiaj wszystko było okej.-powiedziałam pod nosem i usiadłam na trawie.
Dawne nie czułam tego uczucia, zapomniałam nawet chyba jak ono się nazywa. Zwykle nie miałam problemów, wiodłam beztroskie życie. Barcelona mnie zmieniła, tego się najbardziej obawiałam jeszcze będąc w Australii.
Chęć zniknięcia, patrzenia na wszystko z boku i nie brania w tym udziału, była ogromna. Uświadomiłam sobie jednak coś...
"Może mu się poprostu rozładował telefon, albo coś mu wypadło i nie mógł przyjść na trening. Albo po prostu zepsuł mu się telefon, czy gdzieś go zostawił, a ten padł."-próbowałam jakoś to wszystko wytłumaczyć, ale w jednej chwili wszystkie argumenty wydawały mi się bez sensowne...
Zawsze w smutku widziałam szczęście. To cholernie egoistyczne, ale to było silniejsze. Kochałam uśmiech na twarzach innych ludzi, innej opcji nigdy nie przewidywałam.
Zmieniło się to z dniem w którym przylecieliśmy. Miało być normalnie, a tu co? Mogłam się wyprowadzić do takiego Los Ageles? I zamiast FC Barcelony spotkać takiego Griera? Albo obu? Czy całe Magcon? No ja się pytam czemu?
"Martwię się o niego. Kurwa Vanessa, co ty pieprzysz?!"-pomyślałam."O kogo ty się martwisz? O zaopatrzonego w sobie chłopca, którego nawet nie znasz?"
Koniec.
*
Do domu wróciłam około 18. Szczerze to myślałam, że padne trupem. Chłopcy wykończyli mnie na treningu. Potem jeszcze w szatni ja poszłam się przebrać. Zdjęłam z siebie strój sportowy i myśląc, że wszyscy już wyszli, co zakomunikował mi Gerard, bez zahamowań wyszłam z łazienki w samej bieliźnie. Obejrzałam się za siebie...Stał tam Marc Bartra, Cesc Fabregas i nie kto inny jak Pique. Mieli banany na twarzy (no a jak inaczej...)
-Sio!
-To nasza szatnia.-zaśmiał się Marc i wyszli. Co chwilę patrzyli się jeden na drugiego i wymieniali tajemnicze spojrzenia. Podeszłam do szafki chcąc wyjąć z moje ubrania.
No i skończyło się to wszystko na tym ze biegałam po murawie w samej bieliźnie za chłopakami, którzy postanowili zabrać mi ubrania i gdzieś je schować. Ale powracając już do rzeczywistości...
Weszłam do swojego pokoju nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na brata. Odwróciłam się tylko rzucając mu ostre spojrzenie. Czasami wydawało mi się ze jest chudszy ode mnie: jak na chłopaka i swój wiek miał chude nogi, chudsze niż niektóre dziewczyny w tym chyba ja. Zawsze nosił na sobie obcisłe, podarte, czarne rurki. Poprostu zawsze. Do tego czarną lub białą koszulkę, czy koszule w kratkę. Nie lubił bluz, opadających luźno z ramion. Wołał zwykle koszulki; często też nosił z Led Zeppelin, Rolling Stones, czy Iron Maiden, lub innymi zespołami muzycznymi. Nienawidził swoich włosów, ponieważ codziennie jak wstawał, nie mógł poradzić sobie z ich ułożeniem. Zawsze sprawiało mu to mniejszy lub większy problem. Kiedyś nawet nie poszedł o to do szkoły, i to nawet nie raz. Był osobą zmienną; raz miły, pomocny i kochany, za chwilę jednak chamski i zapatrzony w siebie. W szkole był popularny. Nie tylko z tego względu, że miał własny zespół muzyczny, ale też z tego, że był przystojny. Dla mnie to było chore; dziewczyny latały za nim jakby był nie wiem kim, chłopcy z reszta tak samo. Ale Luke nie był głupi...Znaczy no był, ale nie pod tym względem. Umiał dobierać sobie odpowiednie towarzystwo, miał tylko trzech przyjaciół z którymi zawsze trzymali się razem. Oczywiście chodzi mi o Ashtona, Michaela. No i Caluma, z którym znali się od urodzenia i spędzali razem każda wolna chwilę. Kiedyś nawet podejrzewałam Luka o to, że jest homoseksualistą. Nie tylko z powodu Caluma, który, jeśli mam być szczera, był cholernie przystojny. Naprawdę cholernie przystojny. Z resztą Ashton też, Mike tak samo.Do wszystkich dziewczyny lgnęły jak osy do ula. Chłopcy też.
Na moje nieszczęście, to odbijało się potem na mnie, bo niektórzy uroili sobie, że jak zaprzyjaźnią się ze mną, to i z moim bratem, jak i jego kolegami...
Dobra już koniec tego o moim braciszku...
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i nawet nie biorąc prysznica, rzuciłam na łóżko. Jedynie zdjęłam z siebie ubrania i założyłam długą bluzkę. Nie miałam na nic siły. Sięgnęłam jeszcze po słuchawki i telefon, nałożyłam je na uszy i odpłynęłam. Gdy założę słuchawki to jest tak, jakby przez chwile mnie nie było na tym świecie. To odstresowywuje.
Leciała piosenka za piosenką, teraz słuchałam piosenki wykonywanej przez Harrego Styles'a pt. "Don't let me go". Szczególnie nie przepadałam za One Direction, ale akurat ta piosenka w wykonaniu jednego z nich mi się spodobała. Była smutna, o odejściu i oddaleniu się od kogoś kogo się kocha. Powinno się kochać, ale jeśli by się tak dobrze nad tym zastanowić, to ja nie chciałam kochać. Bałam się utraty. Bałam się zakochać.
"Cholera, Vanessa o czym ty myślisz..."-ta myśl przeleciała przez moją głowę.
Usnęłam.
*
Obudziłam się o... Nawet nie wiem. Dalej nie miałam na nic siły. Z dołu było słychać rozmowę. Znałam te głosy. I to nie byli chłopcy ze stadionu. Poderwałam się z pozycji leżącej i wybiegłam z pokoju, po drodze zaczepiając o lusterko. Poprawiłam włosy i przetarłam oczy. Wyglądałam dobrze. Kontynuowałam mój rajd "sypialnia - salon" i będą już w salonie Zatrzymałam się w drzwiach. Od razu na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Na jego też. Zachowałam się jak jakaś wariatka, bo szybkim i gwałtownym ruchem skoczyłam na niego i zaczęłam przytulać. On to odwzajemnił. Poczułam, że po moich policzkach popłynęły łzy.
Staliśmy tak dobre 10 minut. Nie widziałam go jedynie tydzień.
Na sofie siedział Luke. Obok niego siedział Calum (tradycyjnje), a na fotelu Michael.
-Kochanie, tęskniłem. -odparł Ashton dalej mnie przytulając do siebie.
Zawsze mieliśmy zajebiste kontakty. Nie powiem tego o Calumie, bo nie trawiłam go. Był dla mnie okropny, traktował jak dodatek do Luke'a. Z Michaelem też świetnie się dogadywaliśmy,  jednak nie tak dobrze jak z Ashem.
-Ja bardziej.-Zeszłam z niego. Chłopcy patrzyli na nas dziwnie.- No co?
-Czy ja o czym się nie wiem?-zapytał Luke.
-O wielu rzeczach nie wiesz.-podeszłam do Michaela i jego także mocno przytuliłam. Calumowi rzuciłam jedynie "hej calum".- Czemu nie powiedzieliście mi ze przyjedziecie?
-Jak od nie było kiedy.-zaśmiał się Ashton ukazując swoje piękne dołeczki w policzkach.

*
No macie ten rozdział noo :D
Next=5 kom :')

czwartek, 5 marca 2015

9~Przeszkodziłem wam w czymś?

-Jest okej?-zapytał ocierając moje łzy.
-Tak, dziękuję Neymar.
-Nie zawracam ci dłużej głowy, będę się powoli zwijał. -odparł.
Chciałam powiedzieć "Zostań", już nawet otworzyłam usta celu wydania z siebie jakiegoś dźwięku, ale zamknęła je w porę.
"Cholera jasna, co ja robię..."-pomyślałam i spojżałam na piłkarza.
-Neymar, kiedy macie trening?-zapytałam.
-Dzisiaj o 14:30.-odparł.
-Luke, mogę wejść?-zapytałam mówiąc do drzwi od pokoju brata.
-Tak, jasne...-usłyszałam jego głos.
Mocno nacisnęłam na klamkę i powoli weszłam do pokoju blondyna.
Stał przy oknie, trzymając telefon w ręce i patrząc gdzieś za okno. Bez słowa podeszłam do niego, ten spojżał na mnie, a ja przytuliłam go. Nikt się nie odzywał. Taka długa chwilka ciszy...
-Jak tam?-odezwałam się odrywając od niego.
-A jak myślisz?-jego wzrok był pusty, nie wyrażał żadnych uczuć. Było mi go szkoda, bo Czułam się identycznie źle. Źle to było mało powiedziane...-Dlaczego?
-Luke, ale to nie jest ani moja, ani twoja, ani Miley, ani mamy, ani jego wina. To jest niczyja wina.
-Więc czemu nam nie powiedzieli?
-Może sami nie wiedzieli, albo się bali. A strach jest silniejszy od człowieka...
Zeszłam na dół, a następnie weszłam do kuchni. Luke przed chwila wyszedł, Miley i tego pana tez nie było w domu. Nic dzisiaj jeszcze nie jadłam, wiec postanowiłam zrobić sobie naleśniki. Włączyłam na telefonie piosenkę, po czym odłożyłam telefon na blat kuchenny. Z szafki wyjęłam wszystkie potrzebne składniki i zabrałam się za robienie sobie śniadania. Wolna i smutna piosenka rozbrzmiała w domu. Kochałam tę nutę, nie powiem. Może nie miała dobrej oceny, ale była zajebista. Wyjżałam przez okno; na dworzu panowała miła atmosfera, przynajmniej tak mi się wydawało, słońce świeciło dosyć mocno, a różni ludzie pchali się na dwór. Nie miałam planów na dzisiejszy dzień, na trening chłopaków tak czy siak...
"O Cholera jasna..."-krzyknęłam bezgłośnie i wyleciałam z kuchni jak torpeda. Pognałam na górę. Stanęłam przed drzwiami pokoju Miley. Znowu ogarnęła mnie inna myśl, a mianowicie co powiedziała Miley wchodząc tu.
Mocno, ale cicho nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju. Następnie spojżałam na telefon, który miał stałe miejsce w mojej kieszeni od spodni.
12:51.
Podeszłam do Bartry i lekko szturchnęłam "No dobra mocno" go nogą w tyłek. Coś tam mruczał pod nosem, ale mniejsza z tym. Po chwili podniósł głowę i nie wyraźnym wzrokiem spojżał na mnie.
-Hej słońce.-skrzywiłam się, na to jak mnie nazwał.
-Hej królewno. -Zaśmiałam się.-Jak ci się spało?
-Jeśli spałem z tobą, to na pewno zajebiście, a jeśli sam, to raczej na odwrót.-przytulił się do poduszki.
-Oh, to ty nie pamiętasz nic?-chciałam jak najszybciej postawić go na nogi.
-Nie.
-No to może ci przypomnę, jak ty i Shakira wyszliście nagle razem i zniknęliście. Strasznie się daliście w nocy, nie chciałam wam juz przeszkadzać...-ledwo powstrzymywałam się od śmiechu. Jego mina jak to usłyszał, była jednoznaczna. Zaczął krzyczeć, przepraszać mnie. Na początku wystraszyłam się, ale potem wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem. Położyłam się na dywanie, a od tego śmiechu, aż rozbolał mnie brzuch -Vanessa, wszystko okej?- zapytał.
-Ze mną tak, nie wiem jak z tobą...-mówiłam przez śmiech.
-Płaczesz?!-on tez zaczął się śmiać.
-Płaczę z twojej głupoty... Za jakąś godzinę masz trening, a wyglądasz jak trzy dupy zza krzaka... Bałam się, że nie uda mi się ciebie obudzić, musiałam...
-Osz ty...Jezu jak ja się bałem, już chciałem do Gerarda pisać i go przepraszać...Ale jeszcze się zemszczę.-powiedział i podszedł do dużego lustra w kącie pokoju. Poprawił włosy, ubrania, po czym uznał, że wygląda dobrze.
-Sam seks.-zironizowałam, wstają. Na szafce stała butelką z wodą. Sięgnęłam po nią i zaczęłam wolno pić przezroczystą ciecz.
-Raczej nie inaczej. Musze juz jechać, niedługo mam trening. A jak tam z Neymarem?-zapytał, co spowodowało, że zachłysnęłam się wodą i wypłułam ją... Prosto na biedną, niczemu nie winną 15 Barcy. Jego dotychczas jasno szara koszulka, teraz przybrała barwę... ciemnej szarości? Chyba tak to się nazywa, szczerze nie wiem. Czasami mam problemy z odróżnianiem kolorów.
-O co ci chodzi?!-krzyknął.
-O co ci chodzi?!-krzyknęłam głośniej.
-Cholera jasna, głośniej nie umiecie krzy...-ktoś także krzyknął, po czym słychać było donośny huk.- Nosz, pieprzona szafka!- po drugiej stronie łóżka zobaczyłam czubek głowy Messiego.-O, hej! Przeszkodziłem wam w czymś? A w ogóle Vanessa, jak tam z Neymarem?
-O co wam chodzi?!
-O co tobie chodzi?!-zapytali naraz.
-Nie ważne. Za godzinę macie trening debile...
-CO?! Jak to za godzinę?!-nagle obok mnie pojawił się Leo, a ja aż podskoczyłam.-Spokojnie, to tylko ja.-uśmiechnął się.
-Nie rób tak więcej. Dobrze, zbierające się, wszyscy już poszli.
-Musze jechać jeszcze na chwilę do domu, Chodźcie, czekam na was na dole.-powiedział Messi i wyszedł z pokoju.
-Chodź Vanessa.-Bartra zebrał z ziemi swój telefon, który musiał mu wypaść wypaść kieszeni.
-Ale...Ja nigdzie nie idę.-powiedziałam zdezorientowana.
-Jak nie idziesz jak idziesz.
-Normalnie.-Spojżałam na niego i wyszłam z pokoju I poszłam do siebie zamykając drzwi. Chwilę później drzwi od mojego pokoju się otworzyły, i stanął w nich nie kto inny jak Marc. Patrzył na mnie tymi swoim przeszywającym na wylot wzrokiem. Starałam się na niego nie patrzeć, jednak on tam stał i stał, ciągle na mnie patrząc.
-No dobrze już idę.-westchnęłam.- Tylko czekaj wezmę jeszcze telefon.- dodałam i wyszłam z pokoju lekko go potrącając. Zbiegłam na dół.
Całkowicie zapomniałam o tym, że miałam robić naleśniki. Stuknęłam się lekko ręką w czoło, zabrałam telefon z parapetu i włożyłam do tylnej kieszeni moich spodni. Schowałam do szafek wszystkie wcześniej wyjęte rzeczy. Wyszłam z kuchni. Założyłam moje białe Nike i oznajmiłam, że możemy iść.
Marc wyszedł z domu, a ja jeszcze zgarnęłam klucze z szafki, po czym tez odpuściłam dom. Zakluczyłam drzwi. Messi juz siedział w samochodzie.
-Ile można?
-Właśnie?-dodał Marc.
-Idźcie sobie.-wystawiłam im język i wsiadłam do samochodu.
-Vanessa dzisiaj grasz z nami.-oznajmił Leo. Szliśmy jednym z nielicznych korytarzy na Camp Nou. Prawdopodobnie było nas słychać na całym stadionie, ale to szczegół. Nam to jakoś nie przeszkadzało. Przed chwilą Bartra zaczął krzyczeć, że chce chodzić z Gerardem. Ja i Messi śmiałyśmy się tak głośno, że prawdopodobnie słychać nas było u mnie w domu.
-No nie wiem czy to najlepszy pomysł...-powiedziałam przez śmiech. Gdzieś w oddali było widać murawę. Jakoś nie chciałam tego okazywać, ale cholernie się cieszyłam. Znowu na Camp Nou.
-Spokojnie, będziesz w składzie z Neymarem.-zaśmiał się Marc.
-O co ci z nim chodzi, się tak chłopaka uczepiłeś?
-Ja? To tobie się podoba.
-Skąd te wnioski?
Ten nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się pod nosem. Przez chwilę szliśmy w ciszy, jednak nie trwało to długo.
-Dobra, lecę powiedzieć Neymarowi...-powiedział Bartra i zaczął biec przed siebie.
-Nie!-wydarłam się najgłośniej jak tylko mogłam, tak że aż zabolało mnie gardło. Ruszyłam za nim. Murawa była już tak blisko... juz prawie. Wbiegając na boisko Słońce zasłaniało mi widok. Przymnkęłam oczy, ale zaraz ruszyłam za Marciem, który biegł w stronę Brazylijczyka i kilkunastu innych piłkarzy. Musiało to wyglądać jakbyśmy bawili się w berka. Wreszcie udało mi się go dogonić; zawiesiłam mu się na szyi, tak, że prawie się przewrócił.
-Och, słońce, nie ładnie tak.-mruknął Marc.
-Ja ci tu zaraz dam Słońce...-westchnęłam i chciałam zejść z chłopaka,  jednak dalej trzymał mnie za swoich plecach. Najgorsze było to, że za pośladki.
Gdzieś za sobą usłyszałam gwizdy.
-No no, Marc, dobrze wybierasz...-powiedział Fabregas.
-Cesc, wydaje mi się, że Gerard cie wołał.-wydarłam się na piłkarza. Marc puścił mnie a ja spadam na Ziemię.
-Uprzejmy jesteś.-otrzepałam się z trawy. Chwilę później zaczął się trening
Krótki, tak wiem.
Ale jest, a to coś :D
Rozdziały teraz będą rzadziej, bo internet mi trochę się psuje.
Ale obiecuję, że rozdziały na pewno będą, może co kilka dni, tydzień..