-To proszę bardzo chłopcy, 10 kółeczek dookoła boiska, raz, raz, raz!!!-krzyknął
trener po dosyć długim uciszaniu nas. Współczułam mu, bo jak tu zapanować nad takimi dziećmi.
-Czy wy kiedykolwiek dorośniecie?
-Przecież jesteśmy dorośli.-powiedział Gerard. Oszczędzę mu już tej siary i nie wspomnę, że powiedział to próbując ściągnąć Cescowi spodenki.
-No to Pique, plus dwa kółeczka...-dodał Jose, znudzonym głosem. Był bardzo cierpliwy, nie zwracał uwagi na 85% wygłupów chłopaków. Podziwiam go za to, za tą wytrzymałość.
-Jesteś Vanessa, prawda?-usłyszałam gdzieś na lewo głos trenera.
-Tak, dlaczego pan pyta?
-Oh, mów mi po imieniu.- uśmiechnął się i podał mi dłoń którą nieśmiało uścisnęłam. Nie masz ochoty potrenować z chłopakami.
-Ja?-zająknęłam się.
-No ty, ty. Widzisz tu jakąś inną Vanessę?
-Ale Pan...Znaczy...Nawet mnie nie znasz.
-Wiesz, wszystkie wcześniejsze dziewczyny Neymara poznałem, wiec czemu ty miałabyś być wyjątkiem.
Słucham?
-Sądzisz że jestem dziewczyną Neymara? Kto ci tak niby powiedział?-Oburzyłam się.
-No wiesz...Nie ważne kto.
-Ważne, bo ten ktoś wygaduje jakieś farmazony. Nie jestem jego dziewczyna, znam go zaledwie od wczoraj. Tak na prawdę to go nie znam...
-No dobrze, Gerard mi powiedział. Uśmiechacie się do się siebie.
-To ze się do niego uśmiecham, wcale nie musi znaczyć ze go lubię. Mogę na przykład wyobrazić sobie, że zajął się ogniem.
-Bystra dziewczyna. Ale... Podobasz mu się. Przecież spaliś...
-Cholera.-warknęłam pod nosem, bo widziałam co chce powiedzieć, jednak zaraz zwróciłam się do niego najmilej jak mogłam.-Mogę potrenować z chłopakami? Gerard mógłby mi pożyczyć strój?
-Tak, jasne.-powiedział i zawołał piłkarza. Ten podbiegł z uśmiechem, który chyba nigdy nie schodził mu z twarzy.
-Tak, tak... Chodź Van, dam Ci mój strój.- znowu się uśmiechał. Denerwowało to. Ale niech się śmieje... Jeszcze nie wie co go czeka.
Udałam się za nim do szatni, ten dal mi swój strój. Nie chciałam dać po sobie poznać, że planuje zemstę.
-A teraz kochanie, powiedz mi proszę, co na gadałeś trenerowi?- zwróciłam się do mężczyzny. Spojżał na mnie jakby w ogóle nie rozumiał o co mi chodzi.
-Ja?
-A może ja?
-Ja nic nikomu nie mówiłem, a to ze ty i Junior ze sobą spaliście to...to...-gdyby to było możliwe, zabiła bym go wzrokiem.- No dobrze, dobrze, to byłem ja.
-No ja wiem, że to ty. Proszę mi powiedzieć co mówiłeś?-zaczęłam się śmiać na widok jego wystraszonej miny.
-Chyba ktoś mnie wołał, musze iść, przebierają się i chodź do nas.- zerwał się z miejsca i podbiegł do drzwi.
-Jeszcze cie znajdę...-postanowiłam na razie mu odpuścić. Na razie...
*
-Dawaj mi tego buta dziecko!-krzyknęłam goniąc Messiego w jednym trampku i w jednej skarpetce.
-Jesteś straszy, ups...-od krzyknął i rzucił buta do Marca.
-O Bartra... Daj buta.-warknęłam.
-Buzi!- zatrzymał się na chwilę, ale zaraz znowu gdzieś zwiał. Ruszyłam za nim w pogoń.
-Cesc, łap!- wrzasnął i podał do Fabregasa. Ten złapał go zręcznie i uśmiechnął do mnie. Poddałam się. Usiadłam centralnie na środku boiska i krzyknęłam jedynie "Obrażam się!!!", wygięłam wargi w tzw. Podkówkę i skrzyżowałam ręce. Siedziałam tak dobrą minute, bo chłopcy "nie wytrzymali beze mnie na boisku" i zaraz Cesc przebiegł z moim butem i przepraszającą miną.
-No dobrze zagram z wami.-uśmiechnęłam się wstając i dołączając do piłkarzy. Przydzieliliśmy dwa składy, ale kogoś mi tu brakowało. I chyba innym tez...
-Gdzie jest Neymar?-zapytałam równo z Gerardem, Ceskiem, Messim i trenerem.
-Dzisiaj rano jak wychodził ode mnie z domu.-urwałam słysząc śmiechy.-Nie lubię was.-dodałam i kontynuowałam wypowiedź.-Powiedział ze będzie na treningu.
-Dzwonię po naszą zgubę.-powiedział Leo i pobiegł bo telefon. Chwilę potem zwrócił się do nas:
-Nie odbiera.
-Dzwonie ja.-wtrącił Fabregas i także pobiegł po telefon ale wrócił równie szybko jak zniknął.
-Mnie mówi, że numer nie istnieje.
-Cholera, przecież jeszcze dzisiaj wszystko było okej.-powiedziałam pod nosem i usiadłam na trawie.
Dawne nie czułam tego uczucia, zapomniałam nawet chyba jak ono się nazywa. Zwykle nie miałam problemów, wiodłam beztroskie życie. Barcelona mnie zmieniła, tego się najbardziej obawiałam jeszcze będąc w Australii.
Chęć zniknięcia, patrzenia na wszystko z boku i nie brania w tym udziału, była ogromna. Uświadomiłam sobie jednak coś...
"Może mu się poprostu rozładował telefon, albo coś mu wypadło i nie mógł przyjść na trening. Albo po prostu zepsuł mu się telefon, czy gdzieś go zostawił, a ten padł."-próbowałam jakoś to wszystko wytłumaczyć, ale w jednej chwili wszystkie argumenty wydawały mi się bez sensowne...
Zawsze w smutku widziałam szczęście. To cholernie egoistyczne, ale to było silniejsze. Kochałam uśmiech na twarzach innych ludzi, innej opcji nigdy nie przewidywałam.
Zmieniło się to z dniem w którym przylecieliśmy. Miało być normalnie, a tu co? Mogłam się wyprowadzić do takiego Los Ageles? I zamiast FC Barcelony spotkać takiego Griera? Albo obu? Czy całe Magcon? No ja się pytam czemu?
"Martwię się o niego. Kurwa Vanessa, co ty pieprzysz?!"-pomyślałam."O kogo ty się martwisz? O zaopatrzonego w sobie chłopca, którego nawet nie znasz?"
Koniec.
*
Do domu wróciłam około 18. Szczerze to myślałam, że padne trupem. Chłopcy wykończyli mnie na treningu. Potem jeszcze w szatni ja poszłam się przebrać. Zdjęłam z siebie strój sportowy i myśląc, że wszyscy już wyszli, co zakomunikował mi Gerard, bez zahamowań wyszłam z łazienki w samej bieliźnie. Obejrzałam się za siebie...Stał tam Marc Bartra, Cesc Fabregas i nie kto inny jak Pique. Mieli banany na twarzy (no a jak inaczej...)
-Sio!
-To nasza szatnia.-zaśmiał się Marc i wyszli. Co chwilę patrzyli się jeden na drugiego i wymieniali tajemnicze spojrzenia. Podeszłam do szafki chcąc wyjąć z moje ubrania.
No i skończyło się to wszystko na tym ze biegałam po murawie w samej bieliźnie za chłopakami, którzy postanowili zabrać mi ubrania i gdzieś je schować. Ale powracając już do rzeczywistości...
Weszłam do swojego pokoju nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na brata. Odwróciłam się tylko rzucając mu ostre spojrzenie. Czasami wydawało mi się ze jest chudszy ode mnie: jak na chłopaka i swój wiek miał chude nogi, chudsze niż niektóre dziewczyny w tym chyba ja. Zawsze nosił na sobie obcisłe, podarte, czarne rurki. Poprostu zawsze. Do tego czarną lub białą koszulkę, czy koszule w kratkę. Nie lubił bluz, opadających luźno z ramion. Wołał zwykle koszulki; często też nosił z Led Zeppelin, Rolling Stones, czy Iron Maiden, lub innymi zespołami muzycznymi. Nienawidził swoich włosów, ponieważ codziennie jak wstawał, nie mógł poradzić sobie z ich ułożeniem. Zawsze sprawiało mu to mniejszy lub większy problem. Kiedyś nawet nie poszedł o to do szkoły, i to nawet nie raz. Był osobą zmienną; raz miły, pomocny i kochany, za chwilę jednak chamski i zapatrzony w siebie. W szkole był popularny. Nie tylko z tego względu, że miał własny zespół muzyczny, ale też z tego, że był przystojny. Dla mnie to było chore; dziewczyny latały za nim jakby był nie wiem kim, chłopcy z reszta tak samo. Ale Luke nie był głupi...Znaczy no był, ale nie pod tym względem. Umiał dobierać sobie odpowiednie towarzystwo, miał tylko trzech przyjaciół z którymi zawsze trzymali się razem. Oczywiście chodzi mi o Ashtona, Michaela. No i Caluma, z którym znali się od urodzenia i spędzali razem każda wolna chwilę. Kiedyś nawet podejrzewałam Luka o to, że jest homoseksualistą. Nie tylko z powodu Caluma, który, jeśli mam być szczera, był cholernie przystojny. Naprawdę cholernie przystojny. Z resztą Ashton też, Mike tak samo.Do wszystkich dziewczyny lgnęły jak osy do ula. Chłopcy też.
Na moje nieszczęście, to odbijało się potem na mnie, bo niektórzy uroili sobie, że jak zaprzyjaźnią się ze mną, to i z moim bratem, jak i jego kolegami...
Dobra już koniec tego o moim braciszku...
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i nawet nie biorąc prysznica, rzuciłam na łóżko. Jedynie zdjęłam z siebie ubrania i założyłam długą bluzkę. Nie miałam na nic siły. Sięgnęłam jeszcze po słuchawki i telefon, nałożyłam je na uszy i odpłynęłam. Gdy założę słuchawki to jest tak, jakby przez chwile mnie nie było na tym świecie. To odstresowywuje.
Leciała piosenka za piosenką, teraz słuchałam piosenki wykonywanej przez Harrego Styles'a pt. "Don't let me go". Szczególnie nie przepadałam za One Direction, ale akurat ta piosenka w wykonaniu jednego z nich mi się spodobała. Była smutna, o odejściu i oddaleniu się od kogoś kogo się kocha. Powinno się kochać, ale jeśli by się tak dobrze nad tym zastanowić, to ja nie chciałam kochać. Bałam się utraty. Bałam się zakochać.
"Cholera, Vanessa o czym ty myślisz..."-ta myśl przeleciała przez moją głowę.
Usnęłam.
*
Obudziłam się o... Nawet nie wiem. Dalej nie miałam na nic siły. Z dołu było słychać rozmowę. Znałam te głosy. I to nie byli chłopcy ze stadionu. Poderwałam się z pozycji leżącej i wybiegłam z pokoju, po drodze zaczepiając o lusterko. Poprawiłam włosy i przetarłam oczy. Wyglądałam dobrze. Kontynuowałam mój rajd "sypialnia - salon" i będą już w salonie Zatrzymałam się w drzwiach. Od razu na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Na jego też. Zachowałam się jak jakaś wariatka, bo szybkim i gwałtownym ruchem skoczyłam na niego i zaczęłam przytulać. On to odwzajemnił. Poczułam, że po moich policzkach popłynęły łzy.
Staliśmy tak dobre 10 minut. Nie widziałam go jedynie tydzień.
Na sofie siedział Luke. Obok niego siedział Calum (tradycyjnje), a na fotelu Michael.
-Kochanie, tęskniłem. -odparł Ashton dalej mnie przytulając do siebie.
Zawsze mieliśmy zajebiste kontakty. Nie powiem tego o Calumie, bo nie trawiłam go. Był dla mnie okropny, traktował jak dodatek do Luke'a. Z Michaelem też świetnie się dogadywaliśmy, jednak nie tak dobrze jak z Ashem.
-Ja bardziej.-Zeszłam z niego. Chłopcy patrzyli na nas dziwnie.- No co?
-Czy ja o czym się nie wiem?-zapytał Luke.
-O wielu rzeczach nie wiesz.-podeszłam do Michaela i jego także mocno przytuliłam. Calumowi rzuciłam jedynie "hej calum".- Czemu nie powiedzieliście mi ze przyjedziecie?
-Jak od nie było kiedy.-zaśmiał się Ashton ukazując swoje piękne dołeczki w policzkach.
"-Mówisz że kochasz deszcz, a gdy zaczyna padać, rozkładasz parasolkę, że kochasz wiatr, jednak gdy zaczyna wiać, zamykasz okna, i mówisz że kochasz Słońce, ale gdy zaczyna świecić, chowasz się w cień. Właśnie dlatego tak bardzo boję się, gdy mówisz, że mnie kochasz...-odparła i popatrzyła jeszczcze chwilę na mnie, ty m swoim pustym wzrokiem, po czym wyszła z pokoju."
poniedziałek, 16 marca 2015
10~Cholera, przecież jeszcze dzisiaj wszystko było okej...
*
No macie ten rozdział noo :D
Next=5 kom :')
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cudowny!❤
OdpowiedzUsuńProsze next!!
OdpowiedzUsuńProsze next!!
OdpowiedzUsuńŚwietny ♥
OdpowiedzUsuńCzemu twój blog jest taki idealny <3 ?
OdpowiedzUsuńCo ty gadasz? :D Nie jest, robię co mogę, wszystko przychodzi samo :)
UsuńNEXT!
OdpowiedzUsuńA co z Neymarem? :) =D rozdział świetny ;) czekam
OdpowiedzUsuńWłaśnie co z Neymarem? :o
UsuńZnaczy ja to wiem co z Neymarem :D
O luju kochani, 7 komentarzy w niecałą godzinę :o Dziękuję wam strasznie :')
Świetny rozdział :D Czekam na kolejny i zapraszam do mnie ;*
OdpowiedzUsuńCo ty zrobiłaś Neymarowi ? Hahah
OdpowiedzUsuńŚwietny <3
Świetny rozdział, czekam na next'a ♡ Mam nadzieje, że Neymarowi nic się nie stało :'(
OdpowiedzUsuń