czwartek, 5 marca 2015

9~Przeszkodziłem wam w czymś?

-Jest okej?-zapytał ocierając moje łzy.
-Tak, dziękuję Neymar.
-Nie zawracam ci dłużej głowy, będę się powoli zwijał. -odparł.
Chciałam powiedzieć "Zostań", już nawet otworzyłam usta celu wydania z siebie jakiegoś dźwięku, ale zamknęła je w porę.
"Cholera jasna, co ja robię..."-pomyślałam i spojżałam na piłkarza.
-Neymar, kiedy macie trening?-zapytałam.
-Dzisiaj o 14:30.-odparł.
-Luke, mogę wejść?-zapytałam mówiąc do drzwi od pokoju brata.
-Tak, jasne...-usłyszałam jego głos.
Mocno nacisnęłam na klamkę i powoli weszłam do pokoju blondyna.
Stał przy oknie, trzymając telefon w ręce i patrząc gdzieś za okno. Bez słowa podeszłam do niego, ten spojżał na mnie, a ja przytuliłam go. Nikt się nie odzywał. Taka długa chwilka ciszy...
-Jak tam?-odezwałam się odrywając od niego.
-A jak myślisz?-jego wzrok był pusty, nie wyrażał żadnych uczuć. Było mi go szkoda, bo Czułam się identycznie źle. Źle to było mało powiedziane...-Dlaczego?
-Luke, ale to nie jest ani moja, ani twoja, ani Miley, ani mamy, ani jego wina. To jest niczyja wina.
-Więc czemu nam nie powiedzieli?
-Może sami nie wiedzieli, albo się bali. A strach jest silniejszy od człowieka...
Zeszłam na dół, a następnie weszłam do kuchni. Luke przed chwila wyszedł, Miley i tego pana tez nie było w domu. Nic dzisiaj jeszcze nie jadłam, wiec postanowiłam zrobić sobie naleśniki. Włączyłam na telefonie piosenkę, po czym odłożyłam telefon na blat kuchenny. Z szafki wyjęłam wszystkie potrzebne składniki i zabrałam się za robienie sobie śniadania. Wolna i smutna piosenka rozbrzmiała w domu. Kochałam tę nutę, nie powiem. Może nie miała dobrej oceny, ale była zajebista. Wyjżałam przez okno; na dworzu panowała miła atmosfera, przynajmniej tak mi się wydawało, słońce świeciło dosyć mocno, a różni ludzie pchali się na dwór. Nie miałam planów na dzisiejszy dzień, na trening chłopaków tak czy siak...
"O Cholera jasna..."-krzyknęłam bezgłośnie i wyleciałam z kuchni jak torpeda. Pognałam na górę. Stanęłam przed drzwiami pokoju Miley. Znowu ogarnęła mnie inna myśl, a mianowicie co powiedziała Miley wchodząc tu.
Mocno, ale cicho nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju. Następnie spojżałam na telefon, który miał stałe miejsce w mojej kieszeni od spodni.
12:51.
Podeszłam do Bartry i lekko szturchnęłam "No dobra mocno" go nogą w tyłek. Coś tam mruczał pod nosem, ale mniejsza z tym. Po chwili podniósł głowę i nie wyraźnym wzrokiem spojżał na mnie.
-Hej słońce.-skrzywiłam się, na to jak mnie nazwał.
-Hej królewno. -Zaśmiałam się.-Jak ci się spało?
-Jeśli spałem z tobą, to na pewno zajebiście, a jeśli sam, to raczej na odwrót.-przytulił się do poduszki.
-Oh, to ty nie pamiętasz nic?-chciałam jak najszybciej postawić go na nogi.
-Nie.
-No to może ci przypomnę, jak ty i Shakira wyszliście nagle razem i zniknęliście. Strasznie się daliście w nocy, nie chciałam wam juz przeszkadzać...-ledwo powstrzymywałam się od śmiechu. Jego mina jak to usłyszał, była jednoznaczna. Zaczął krzyczeć, przepraszać mnie. Na początku wystraszyłam się, ale potem wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem. Położyłam się na dywanie, a od tego śmiechu, aż rozbolał mnie brzuch -Vanessa, wszystko okej?- zapytał.
-Ze mną tak, nie wiem jak z tobą...-mówiłam przez śmiech.
-Płaczesz?!-on tez zaczął się śmiać.
-Płaczę z twojej głupoty... Za jakąś godzinę masz trening, a wyglądasz jak trzy dupy zza krzaka... Bałam się, że nie uda mi się ciebie obudzić, musiałam...
-Osz ty...Jezu jak ja się bałem, już chciałem do Gerarda pisać i go przepraszać...Ale jeszcze się zemszczę.-powiedział i podszedł do dużego lustra w kącie pokoju. Poprawił włosy, ubrania, po czym uznał, że wygląda dobrze.
-Sam seks.-zironizowałam, wstają. Na szafce stała butelką z wodą. Sięgnęłam po nią i zaczęłam wolno pić przezroczystą ciecz.
-Raczej nie inaczej. Musze juz jechać, niedługo mam trening. A jak tam z Neymarem?-zapytał, co spowodowało, że zachłysnęłam się wodą i wypłułam ją... Prosto na biedną, niczemu nie winną 15 Barcy. Jego dotychczas jasno szara koszulka, teraz przybrała barwę... ciemnej szarości? Chyba tak to się nazywa, szczerze nie wiem. Czasami mam problemy z odróżnianiem kolorów.
-O co ci chodzi?!-krzyknął.
-O co ci chodzi?!-krzyknęłam głośniej.
-Cholera jasna, głośniej nie umiecie krzy...-ktoś także krzyknął, po czym słychać było donośny huk.- Nosz, pieprzona szafka!- po drugiej stronie łóżka zobaczyłam czubek głowy Messiego.-O, hej! Przeszkodziłem wam w czymś? A w ogóle Vanessa, jak tam z Neymarem?
-O co wam chodzi?!
-O co tobie chodzi?!-zapytali naraz.
-Nie ważne. Za godzinę macie trening debile...
-CO?! Jak to za godzinę?!-nagle obok mnie pojawił się Leo, a ja aż podskoczyłam.-Spokojnie, to tylko ja.-uśmiechnął się.
-Nie rób tak więcej. Dobrze, zbierające się, wszyscy już poszli.
-Musze jechać jeszcze na chwilę do domu, Chodźcie, czekam na was na dole.-powiedział Messi i wyszedł z pokoju.
-Chodź Vanessa.-Bartra zebrał z ziemi swój telefon, który musiał mu wypaść wypaść kieszeni.
-Ale...Ja nigdzie nie idę.-powiedziałam zdezorientowana.
-Jak nie idziesz jak idziesz.
-Normalnie.-Spojżałam na niego i wyszłam z pokoju I poszłam do siebie zamykając drzwi. Chwilę później drzwi od mojego pokoju się otworzyły, i stanął w nich nie kto inny jak Marc. Patrzył na mnie tymi swoim przeszywającym na wylot wzrokiem. Starałam się na niego nie patrzeć, jednak on tam stał i stał, ciągle na mnie patrząc.
-No dobrze już idę.-westchnęłam.- Tylko czekaj wezmę jeszcze telefon.- dodałam i wyszłam z pokoju lekko go potrącając. Zbiegłam na dół.
Całkowicie zapomniałam o tym, że miałam robić naleśniki. Stuknęłam się lekko ręką w czoło, zabrałam telefon z parapetu i włożyłam do tylnej kieszeni moich spodni. Schowałam do szafek wszystkie wcześniej wyjęte rzeczy. Wyszłam z kuchni. Założyłam moje białe Nike i oznajmiłam, że możemy iść.
Marc wyszedł z domu, a ja jeszcze zgarnęłam klucze z szafki, po czym tez odpuściłam dom. Zakluczyłam drzwi. Messi juz siedział w samochodzie.
-Ile można?
-Właśnie?-dodał Marc.
-Idźcie sobie.-wystawiłam im język i wsiadłam do samochodu.
-Vanessa dzisiaj grasz z nami.-oznajmił Leo. Szliśmy jednym z nielicznych korytarzy na Camp Nou. Prawdopodobnie było nas słychać na całym stadionie, ale to szczegół. Nam to jakoś nie przeszkadzało. Przed chwilą Bartra zaczął krzyczeć, że chce chodzić z Gerardem. Ja i Messi śmiałyśmy się tak głośno, że prawdopodobnie słychać nas było u mnie w domu.
-No nie wiem czy to najlepszy pomysł...-powiedziałam przez śmiech. Gdzieś w oddali było widać murawę. Jakoś nie chciałam tego okazywać, ale cholernie się cieszyłam. Znowu na Camp Nou.
-Spokojnie, będziesz w składzie z Neymarem.-zaśmiał się Marc.
-O co ci z nim chodzi, się tak chłopaka uczepiłeś?
-Ja? To tobie się podoba.
-Skąd te wnioski?
Ten nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się pod nosem. Przez chwilę szliśmy w ciszy, jednak nie trwało to długo.
-Dobra, lecę powiedzieć Neymarowi...-powiedział Bartra i zaczął biec przed siebie.
-Nie!-wydarłam się najgłośniej jak tylko mogłam, tak że aż zabolało mnie gardło. Ruszyłam za nim. Murawa była już tak blisko... juz prawie. Wbiegając na boisko Słońce zasłaniało mi widok. Przymnkęłam oczy, ale zaraz ruszyłam za Marciem, który biegł w stronę Brazylijczyka i kilkunastu innych piłkarzy. Musiało to wyglądać jakbyśmy bawili się w berka. Wreszcie udało mi się go dogonić; zawiesiłam mu się na szyi, tak, że prawie się przewrócił.
-Och, słońce, nie ładnie tak.-mruknął Marc.
-Ja ci tu zaraz dam Słońce...-westchnęłam i chciałam zejść z chłopaka,  jednak dalej trzymał mnie za swoich plecach. Najgorsze było to, że za pośladki.
Gdzieś za sobą usłyszałam gwizdy.
-No no, Marc, dobrze wybierasz...-powiedział Fabregas.
-Cesc, wydaje mi się, że Gerard cie wołał.-wydarłam się na piłkarza. Marc puścił mnie a ja spadam na Ziemię.
-Uprzejmy jesteś.-otrzepałam się z trawy. Chwilę później zaczął się trening
Krótki, tak wiem.
Ale jest, a to coś :D
Rozdziały teraz będą rzadziej, bo internet mi trochę się psuje.
Ale obiecuję, że rozdziały na pewno będą, może co kilka dni, tydzień..

6 komentarzy: