niedziela, 5 lipca 2015

19~Hej królewno.

Słuchajcie, dzisiaj jestem w takiej euforii, (na serio, nie wiem co się ze mną dzieje, cały czas jestem szczesliwa) że napisałam trzy, długie rozdziały na raz, więc myślę że będą się ukazywały co dwa-trzy dni, jeśli przyjmiecie ten w miarę dobrze :)
-Lukey, jestem już!-krzyknęłam wchodząc do domu. Z góry zszedł chłopak, nazywany często moim bratem.
-Jak było?-zapytał z uśmiechem na twarzy.
-Zajebiście!-wrzasnęłam skacząc, po czym podbiegłam do niego i przytuliłam mocno.
-Matko, skąd ten entuzjazm? I skąd ta koszulka?-zaśmiał się głośno, również tuląc mnie do siebie.
-Kiedyś się dowiesz idioto!-pocałowałam go w policzek i zwiesiłam na szyi.
-Idę dzisiaj na mecz, masz ochotę?-trochę się uspokoiłam, jednak dalej buchała ze mnie radość.
-Nie, może kiedy indziej. Jadę do gitarę...
-Przecież masz już trzy?!-krzyknęłam.
-Kolejna nie zaszkodzi.-uśmiechnął się.-Wiesz co młoda, wydaje mi się, że przydałby nam się pies, co o tym sądzisz.-Chłopak uśmiechnął się i oparł o moje ramię.
-Matko, tak, husky! Dałabym mu na imię Malibu, tak jak pies Nasha, i wtedy by było idealnie!
-Spokojnie, właśnie trzeba by nad tym pomyśleć. Dobra ja lecę, wieczorem będę. Pa, kocham cię.-przytulił mnie i pocałował w czoło.
-A ja ciebie nie.-uszczypnęłam go w bok, dodając po chwili.-No może trochę.
-Spieprzaj małpo.
-Sam spieprzaj na drzewo banany obciągać!
-Kocham cię.-powiedział i wyszedł z domu.
-Ja ciebie też.-odparłam i wbiegłam po schodach na górę, do swojego pokoju.
Włączyłam laptopa, a w miedzy czasie puściłam na telefonie piosenkę "The Traveling" (Na pewno każdy zna, jak oglądał Madagascar). Odłożyłam urządzenie i postanowiłam się przebrać. Wcześniej jeszcze otworzyłam okno, gdyż w moim pokoju było duszno. Podeszłam do szafy I postanowiłam ubrać się w jeansowe, krótkie spodenki koloru czarnego i już miałam zamiar wkładać żółty crop top (nie wiem czy dobrze napisałam) w banany, jednak przypomniałam sobie o koszulce od Neymara. Wzięłam ją do ręki i przyłożyłam do ciała.
Była mi po połowę ud. Spojżałam na siebie w lustrze i roześmiałam się głośno. Odłożyłam ją, uznając, że włożę ja dopiero za te trzy godziny, a póki co, ubiórę crop top. Przebrałam się więc i usiadłam na łóżku, biorąc laptopa na kolana. Nie wiedziałam, co będę robić przez ten wolny czas, gdyż pewnie spędzę go na nudzie.
Przejżałam Facebooka, potem Aska, a na koniec YouTube.
PewDiePie dodał trzy nowe filmiki.
Dobra, to już mam co robić.
Włączyłam pierwszy i wygodnie usiadłam na łóżku, biorąc czarną poduszkę i oplatająć ją rękami.
*
Mniej więcej w połowie ostatniego filmu, który cholernie chciałam obejrzeć, ktoś zadzwonił do mnie na Skype.
Calum.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę, a po chwili na ekranie pojawiła się twarz chłopaka.
-Hej młoda.
-Siemaneczko pałko, co cię do mnie przypałętało?
-Sama jesteś pałka. Co to już do przyjaciółki nie można zadzwonić?
-Można, czy ja mówię, że nie? Ale jak coś to masz zajebiste wyczucie czasu, gdyż przerwałeś mi oglądanie PewDiePie (pomocy, jak to się odmienia?)-założyłam ręce na piersi i udałam obrażoną.
-Matko, przepraszam...
-W ogóle to, nie wiem czy wiesz, ale okazało się, że jednak...że...-nagle do głowy wpadł mi 'genialny' pomysł.
-Że co?
-Że jestem w ciąży.-wypaliłam powstrzymują śmiech.
-Co?! Z kim?!-wrzasnął.
-No a jak myślisz, idioto?
-Matko jedyna, nie mów ze z Lukiem! O luju, nie dość, że chłopaczyna niedojebany, to jeszcze dziecko z własną siostra sobie zrobił, no co za patolka...-westchnął chłopak.-Ale serio, z nim?
-Calum, jesteś głupi, głupi, czy głupi?
-Nie ma czwartej opcji?
-Jest, a mianowicie: jesteś głupi.
-Przyjmijmy, że jestem, mimo iż nie jestem. To z kim?
-A jak myślisz?
-No nie wiem, mówię, że z Lu...
-Z tobą kretynie, z tobą do cholery no.
Spojżałam na niego, gdyż w jednej chwili spoważniał a jego mina wyrażała wszystko.
-Cholera jasna, co ty pieprzysz? Jak to ze mną...
-No z tobą.-Schowałam twarz w dłonie, jedynie po to by się uśmiechnąć.
-Na jaja mojej matki, mam przesrane! Jak się dowiedzą moi rodzice, to mnie wydziedziczą! Mam 18 lat i zamiast chodzić do szkoły, będę siedział z dzieckiem!
-Spokojnie, żartowałam.-Roześmiałam się, a on odetchnął, opierając twarz o dłonie.
-Nie rób tak więcej, nawet nie wiesz jak się zesrałem.
-No a tak na serio, to po co dzwonisz? Nie widziałam cię...kilkanaście godzin.
-Bo mam sprawę...
-Jaka sprawę i czemu akurat do mnie z tym przychodzisz?
-Ponieważ, tylko ty tak świetnie znasz Bru. Widzisz bo, jestem idiotą, i... Jakby to powiedzieć, ja... Byłem na domówce, już jakiś czas temu i była taka dziewczyna i...
-Co za kretyn...
-Ja nie chciałem.
-Każdy się tak tłumaczy. Nie wiesz co masz zrobić, bo z jednej strony boisz się, że Bru się dowie i z tobą zerwie, a z drugiej nie chcesz jej mówić i przepraszać, mimo iż jest ci ciężko z tym co zrobiłeś i masz teraz wyrzuty sumienia?
-Boże, skąd ty to wszystko wiesz?
-To odrębny temat. Wiesz co powinieneś zrobić? Zerwać z nią, Cal.
-Co?! Nie ma mowy, niby dlaczego?!
-Słuchaj zjebie, całowałeś się z inną dziewcz...
-Nie całowałam się z nią...Bo widzisz, my...
-Kretyn do kwadratu. Na prawdę, jak ty mogłeś? Nie wiesz chyba co właśnie tracisz...
-Tracę zajebistą dziewczynę...
-Powiedz jej to i zerwij z nią, bo gdybyś naprawdę ją kochał, nie uszczęśliwiał byś się inną, Calum.
-Pomyślę nad tym, ale błagam... Nie mów jej nic.
-To nie jest moja sprawa, tylko wasza, wiec po cholerę mam się wtrącać.
-Dziękuję Vanessa.-uśmiechnął się.-Musze juz kończyć, umówiłem się z Michaelem. Pa, kocham milion.
-Nie musisz dziękować idioto. Ja też, pa.-uśmiechnęłam się szeroko I rozłączyłam połączenie.
Spojżałam na zegarek, była 19:51. Uznałam, że zdążę jeszcze dokończyć oglądanie.
Włączyłam wiec filmik który skończył się o 20:03.
Wyłączyłam więc laptopa, rzuciłam go lekko na poduszki, później przebrałam się w koszulkę od Ney'a, która miała jego numer, czyli 11, a pod spodem napis 'Dla mojej księżniczki' i jego autograf. Naciągnęłam ją na siebie, włosy związałam na czubku, poprawiłam makijaż, który składał się z tuszu do rzęs i kredki, gdyż na taki upał wolałam nie nakładać podkładu czy pudru.
Dopiero przed wyjściem, zorientowałam się, że wyglądam dziwnie, gdyż koszulka była tak długa, że zakrywała moje spodenki.
Wzruszyłam jedynie ramionami, po czym wyszłam z domu, zamykając go na klucz. Na zewnątrz było okropnie duszno, a ja widząc chłopaka ubranego w długie spodnie i bluzę otworzyłam szeroko oczy, powstrzymując się od śmiechu.
-Cholera nie mam wejściówki...-Stanęłam w miejscu, a do głowy wpadł mi pomysł zadzwonienia po Cesca. Wyjęłam wiec telefon i wybrałam jego numer. Odebrał po trzecim sygnale.
-Hej słońce, co jest?
-Hej, nie mam biletu. Nie wpuszczą mnie.
-Andres o wszystkim wie, nie masz się o co bać, do tego znacie się przecież.
-No tak, racja, dzięki. Em, jest może gdzieś tam Ney?
-Jasne, a co?-Zaśmiał się głośno, a w tle słychać było jeszcze śmiech Gerarda.
-Poprostu tak pytam. Dobra dzięki, widzimy się...za chwilę.-uśmiechnęłam się i rozłączyłam.
Wejście na stadion było niemożliwe, gdyż zebrało się tam multum kibiców. Zauważyłam jednak kolejkę, która prowadziła do jednych z drzwi wejściowych. Miałam szczęście, gdyż stał tam właśnie Andres. Zawołałam go po imieniu, a ten, gdy tylko udało mu się mnie wypatrzeć, zawołał mnie do siebie. Czułam na sobie, ten wypalający we mnie wzrok setek ludzi, których zainteresowała obecna sytuacja. Przepchałam się więc prze tłum i z uśmiechem podeszłam do mężczyzny.
-Witaj Vanessa, dawno się nie widzieliśmy.-odparł promiennie i dodał.-Chłopcy kazali przekazać, żeby wpuścić cię do loży (nie wiem jak to się nazywa, ale chodzi o to, gdzie siedzą różne ważne osoby), gdyż będzie tam Shak. Mam nadzieje, ze trafisz.
-Jasne, dzięki.-przeszłam przez bramkę i poszłam przed siebie. Tak naprawdę, to nie wiedziałam czy trafię, miałam jedynie taka nadzieje. Skręciłam wiec w lewo, gdyż tamten korytarz, prowadził do kolejnego, którym doszła bym tak gdzie chciałam.
-Nie przywitasz się nawet? Taka z ciebie przyjaciółka?-usłyszałam za sobą, na co odwróciłam się i zobaczyłam moich chłopców.
-Gdybym tylko was widziała...-Podeszłam do każdego z nich, tuląc mocno. Cesc nie chciał mnie puścić, jednak wystarczyło dźgnąć go w bok i odpuścił.
-Ładna koszulka, skąd masz?
-Dostałam od Neymara. Tak w ogóle, to gdzie on jest?
-Jestem, jestem.-jak na zawołanie wyszedł zza rogu, poprawiając jeszcze sznurówki.-Hej królewno.-uśmiechnął się podchodząc do mnie i obejmując mnie.-Ubrałaś ją.
-Obiecywałam, że ubiórę, więc czemu mialabym nie?
-Nie wiem, tak jakoś. Myślałem, że w ogóle nie przyjedziesz.
-Przestań.-Odkleiłam się od niego i już chciałam odejść, jednak złapał mnie za rękę.
-Jak to, tyle? A buzi to nie dostane?-wystawił policzek, na co zaczerwieniłam się, gdyż obok nas stało kilkunastu rozanielonych naszym widokiem piłkarzy.-No proszę...
Spojżałam na niego i podniosłam się na palcach by pocałować go w policzek, jednak on w jednej chwili odwrócił głowę, przez co pocałowałam go w usta. Przytrzymał mnie za plecy, nie pozwalając odejść. Czułam, że moje policzki poprostu się palą, jednak to był wtedy jedynie szczegół.
-Jak słodko, jejku!-wrzasnął Gerard, którego wcześniej z nami nie było. Podbiegł do nas, składając ręce.-Też dostane buzi?
-Spieprzaj.-Neymar zaśmiał się.
-Jasne, że tak.-odparłam, na co wysoki mężczyzna pochylił się i dostał buziaka w policzek.
-Co?! Będę zazdrosny...-powiedział Brazylijczyk i zrobił smutną minę.
-Nie płacz.-przytuliłam go mocno.-Macie dzisiaj wygrać!
-No raczej, innej opcji nie przewiduje.-uśmiechnął się Dani.
-Idę. Widzimy się po meczu.-westchnęłam I chciałam odejść.
-Czekaj słońce, nie tak szybko!-wrzasnął Cesc I zatrzymał mnie.-Musze wam udzielić błogosławieństwa.-złożył dłonie razem i zamknął oczy, jednak po chwili otworzył je.-Ale wiesz, gdyby Ney okazał się Idiotą, to zawsze możesz przychodzić do mnie. Taka lepsza i przystojniejsza wersja jego.-zaśmiał się głośno, ukazując dwa rzędy białych zębów.
-Zapamiętam.-odpowiedziałam, chcąc zrobić na złość Brazylijczykowi.-A teraz, pozwólcie odejść mi w spokoju.-Puściłam rękę Neymara, która nawet nie wiem kiedy złapałam i odeszłam w druga stronę.
*
Mecz rozpoczął się zaledwie kilkanaście minut później, gdy ja już siedziałam na swoim miejscu i gadałam z Shakirą i Antonellą, którą dzisiaj poznałam i okazała się równie świetną osobą jak Shak.
-Van, w ogóle to, Gerard mi mówił, że ty i Ces, to coś ten tego, no wiesz...
-Co?! My?! Co on pieprzy... Cesc jest straszy ode mnie o jakieś dwanaście lat. Ja i on...nie, nawet nie ma takiej opcji!-odparłam, jednak chwilę później przypomniałam sobie, sytuacje z domu Neymara.-Nie i kropka.
-Okej, rozumiem.-uśmiechnęła się, po czym wszystkie wróciłyśmy do oglądania meczu.
Była zaledwie szósta minuta gry, a już padła bramka ze strony gospodarzy.
Wstała i zaczęłam się uśmiechać, gdyż to Neymar strzelił.
Uniósł wzrok i dłonie do góry, patrząc na niebo. Po chwili koledzy zaczęli do niego pobiegać. Nie minęła długa chwila, a gra była kontynuowana.
W pierwszej połowie padły jeszcze dwie bramki, które strzeli najpierw Cesc, a potem Leo.
Chłopcy zeszli z boiska, na chwilę przerwy, a ja w tym czasie postanowiłam zobaczyć, czy nikt do mnie nie pisał, ani nie dzwonił. Wyjęłam wiec telefon i odblokowałam go.

Lukey: Kiedy wrócisz, martwię się...
Me: Nigdy, pacanie.-odpisałam i czekałam ma odpowiedz, która przyszła po chwili.
Lukey: Nie kochasz mnie już?
Me: Dopiero skończyła się pierwsza połowa i nie, nie kocham.
Me: Żartuje, jesteś moim ulubionym bratem.
Lukey: Oh, jakie wyróżnienie, szkoda, że masz tylko jednego brata.
Me: Zawsze można pomarzyć o jakimś normalnym bracie.
Lukey: Idiotka :3
Me: Ciota.
Lukey: Z ciebie jest, piczko.
Me: No chyba z ciebie deklu, spadaj!
Lukey: Deklu?! Taka z ciebie siostra, tak się do starszego, ukochanego braciszka zwracasz?! Ja sobie to wszystko zapamiętam, ty tępa dzido jedna!
Me: Lukeeey...
Lukey: Coooo?
Me: Gówno, 1:0. Kocham cie bardzo, wiesz?
Lukey: Wiem, ale ja ciebie bardziej <3
Me: Nie, bo ja! ;*
Lukey: Spieprzaj szmatooo kc <3
Me: Dobra, spadaj zjebie, mecz się zaczyna. Kocham xx
Lukey: kcnnś pa <3
Zablokowałam telefon i powróciłam do oglądania meczu.

×Siemson kochani! <3
Jak Wam się podoba rozdział? Bo mnie się wydaje, że coś jednak nie pykło, i zjebalam :')
Do kolejnego! <3

czwartek, 2 lipca 2015

18~Jesteś idiotą!

Chciałam, żeby ten rozdział był zajebisty, ale pewnie nie wyszło. A no i trochę długi jak coś :').
-Ness, jedziemy!-krzyknął Marc, a ja dokończyłam jeść mojego naleśnika i poszłam za chłopakiem. Na dworzu było bardzo ciepło, a wcześniej bałam się, czy odpowiednio jest wkładać krótkie spodenki.
Wsiadłam do samochodu Marca, który w środku był dość nagrzany od słońca
-Bądź tak dobry, i włącz kli...
-Wiem, wiem. Młoda, co robisz dzisiaj wieczorem?
-Dzisiaj wieczorem? Nie wiem, nie mam planów. A dlaczego pytasz?
-Bo gramy mecz dzisiaj i może miałabyś ochotę przyjść?-zapytał nie odrywając wzroku od drogi.
-No, dlaczego nie, a o której?
-O 20:30.-Zatrzymał się, gdyż byliśmy na miejscu.
-Przyjdę.-uśmiechnęłam się szeroko i wysiadłam z samochodu, po czym razem z Marciem, poszliśmy na Camp Nou.
Dawno tu nie byłam, oj bardzo dawno.
-Jest Neymar, prawda?-zapytałam nagle, sama nie zdając sobie sprawy z wypowiedziach słów.
-Powinien być. Leć na boisko, ja musze iść się przebrać.-powiedział po czym skręcił w bok, gdzie była ich szatnia. Ja poszłam przed siebie, gdyż droga prosto, a na końcu w lewo, prowadziła na murawę.
Puściłam się biegiem, jednak skręcając, wpadłam na coś, a raczej na kogoś.
-Gerard!-krzyknęłam podskakując i przytulając mężczyznę, który przez to, że był tak wysoki, zginął się w pół i odwzajemnił gest.
-Cześć młoda! Dawno się nie widzieliśmy, tęskniłem.-powiedział przytulając mnie dwa razy mocniej.
-Ja też!-chciałam jeszcze coś dodać, jednak usłyszałam krzyk mojego imienia, gdzieś w tyle. Odkleiłam się od Pique i spojżałam na osobę, która była sprawcą krzyku. Uśmiechnęłam się momentalnie i pognałam w stronę chłopaka. Objęłam go rękami wokół klatki piersiowej, a głowę przytuliłam do jego piersi. Zawsze nią te same perfumy, zapamiętałam... Nikt nie przytulał tak dobrze jak on. Nie przytulaliśmy się tak często, jak z innymi, jednak on przytulał najlepiej.Czułam się bezpiecznie. Mimo iż może nasze relacje nie były zbyt dobre na początku, teraz jest jednak lepiej.
-Tak cholernie tęskniłam, wiesz?
-Na serio?
-Na serio, serio.-uśmiechnęłam się i spojżałam na niego.-Musimy pogadać.
-Tak? A o czym?
-Ale to potem. Nie idziesz się przebrać?
-Idę, idę. Chodź ze mną.-nie rozumiałam, czemu Marc mówił, że Ney się nie uśmiecha i jest smutny. To nie prawda, bo uśmiechał się szczerze.
-Przychodzę dzisiaj na mecz.
-Właśnie miałem o to pytać.-uśmiechnął się, złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Wyrównałam mu kroku.-Na pewno będziesz?
-No na 110 procent.-Spojżałam na niego, jednak szybko spuściłam wzrok, gdyż chłopak intensywnie się na mnie patrzył.
-Jestem brudna, czy...
-Jesteś śliczna, znaczy... lubię truskawki!-szybko zmienił temat, po czym odwrócił wzrok.
-Dziękuję, ty też jesteś śli... przystojny, znaczy się no, wiesz ja... ja...-Zatrzymałam się przeczesując włosy ręką. "Głupia Vanessa, głupia..."
-Serio tak sądzisz?
-No...t-tak, bo wiesz...-Chłopak stanął przede mną.-Bo ty...no jesteś, no.
-Miło. Dobra chodź, bo jeszcze się spóźnie.
×
-Cesc, błagam cie, bądź dobrym kolegą i oddaj mi te pieprzone spodenki!-wrzasnął Marc, latając po murawie w samym ręczniku.
-Ładnie poproś! I obiecaj, że od dzisiaj będziesz mówił do mnie księżniczko!
-Oczywiście księżniczko, obiecuję i pięknie proszę o moje spodnie.
-Dobrze, młody człowieku, zasłużyłeś na swoją zgubę.-powiedział ze śmiechem i oddał mu jego własność.
-Dziękuję glucie, haha!-wrzasnął Marc i uciekł w stronę szatni, by się przebrać.
-Glucie?! Tak do mnie mówisz, jak śmiesz?! Miałem być księżniczką, a nie glutem! Wracaj mi tu i przepraszaj!
-O mój wielmożny, najjaśniejszy panie, całował bym twe zacne stopy, ale prawdopodobnie zwiędły by mi usta.-Marc zatrzymał się i pokłonił w stronę Fabregasa, na co wybuchnęłam jeszcze głośniejszym śmiechem, mimo iż i tak już się śmiałam, żeby nie powiedzieć, że płakałam ze śmiechu. Naprawdę, zastanawiałam się, co ci ludzie ze mną robią.
-Tylko tu przyjdź, to popamiętasz!-zagroził mu Cesc, jednocześnie śmiejąc się jak dziecko. Uśmiechnął się do mnie, po czym odbiegł, by kontynuować trening.
-Vanessa!-krzyknął Gerard patrząc na mnie.-Grasz?
-O nie! Nie, nie, nie i raz jeszcze nie!-zareagowałam szybko, lecz oni chyba nie uznawali odmowy. Nie chciałam chwalić im się moją 'grą', gdyż mimo tego iż szła mi dobrze, to wolałam zachować to dla siebie.
-Nie ma nie! Grasz i kropka.-podbiegł do mnie i wyciągnął rękę bym wstała. Ja zaś, założyłam ręce na piersi i odwróciłam głowę.
-No młoda, weź!-zaraz obok Pique stał Leo, Cesc i Dani.
-Jak się nie zgodzisz, to zdejmę ci spodenki.-powiedział Cesc, zabawnie ruszając przy tym brwiami.-A wiesz, że jestem od tego specjalistą! A oni mi pomogą...
-Dobra idę już!-Wstałam I poszłam na boisko razem z ucieszonymi piłkarzami.
-Okej, więc Vanessa, będzie ze mną, Danim, Marciem, który przy okazji dostanie po tyłku, o co was bardzo proszę, Gerardem, Andresem i Ivanem. (Chyba dobrze napisałam, nie wiem), a reszta będzie z resztą.
Wszyscy ustawili się na swojej pozycji, a nasz 'mecz' się rozpoczął.
Naprawdę, szło mi dobrze.
Chłopcy często podawali mi piłkę, a ja ładnie umiałam kontynuować akcję.
Wygrywaliśmy.
Cesc podał mi piłkę, a ja rozejżałam się po boisku i widząc, że raczej nie ma do kogo podać, puściłam się biegiem przed siebie, czyli w stronę bramki przeciwnika.
Po chwili obok mnie znalazł się Neymar. Zatrzymałam wiec piłkę i sprawnie go okiwałam, na co ze strony kolegów został ładnie mówiąc ojebany śmiechem i wyciem.
Chłopak jednak nie odpuszczał i zreflektował się, dalej biegnąc za mną.
-Spieprzaj!-zaśmiał się w jego stronę na co on jedynie się uśmiechnął. Podałam piłkę do Leo, jednak ta po chwili znowu wróciła do mnie. Było już bardzo blisko do bramki, ale Neymar nie odpuszczał. Znów chciał zabrać mi piłkę, na co kopnęłam ją za siebie i szybko wróciłam do niej. Chłopak chcąc zawrócić, widocznie się pogubił i poślizgnął na trawie upadając. Kopnęłam piłkę do Cesca, który z kolei podał do Leo, co skończyło się naszą kolejną bramką.
-Wiesz co Neymar, tak dać się okiwać i to dziewczynie... Niedługo nie będziesz nazywać się piłkarzem...-Cesc wybuchnął śmiechem.
-Ney, wstawaj.-Podeszłam do niego podając mu rękę, i chcąc pomóc wstać.
-Nie podaje się ręki leżącemu, nikt ci tego nigdy nie mówił mała?-uśmiechnął się i pociągnął mnie do siebie. Cholerny ninja. Nie spodziewałam się tego i upadłam.
Na niego.
-Leci na ciebie!-wrzasnął Gerard, co spowodowało fale śmiechu wśród chłopaków.
Momentalnie, moje policzki stały się gorące, gdyż przebywanie w jego towarzystwie tak właśnie na mnie działało. Mój oddech stał się ciężki i mozolny.
-Wygodnie?-zapytał uśmiechając się lekko.
-W cholerę.-odparłam, ale chwilę później uznałam, że zachowałam się nieodpowiednio i zawstydzona podniosłam się otrzepując z trawy. Chłopak stanął obok mnie, a ja korzystając z okazji uderzyła go żebro.
-Cholera, za co to?!
-Za to, proszę pana, że zachował się pan bardzo nie kulturalnie w stosunku do mnie, gdyż przewrócił mnie pan na ziemię.-z trudem opanowała śmiech, wypowiadając te słowa.
-Ośmieszyłaś mnie przed chłopakami.-zdjął z siebie koszulkę i przetarł twarz.
-Należało ci się księciuniu.
-Tobie również królewno.-objął mnie ramieniem.
-Fujka, cały się kleisz!-wzdrygnęłam się, odpychając go od siebie.
-Nie przytulisz mnie, bo się kleje?
-To chyba logiczne, że nie!
-Ranisz moje uczucia...-Jego głos rozniósł się po całym korytarzu, gdyż właśnie zmierzaliśmy do szatni.
-To masz problem.-wytknęłam w jego stronę język.
-Język do mnie, tak!? Skaczesz?-podszedł do mnie szturchając.
-Owszem skacze, taki odważny jesteś, a wypieprzyłeś się na prostej drodze!
-Będziesz mi to teraz wspominać?
-Będę.-warknęłam ze śmiechem, a chłopak zatrzymał się, gdyż byliśmy przed szatnią.
-Poczekasz?
-Pewnie, tylko się pospiesz.-powiedziałam siadając przy ścianie. Neymar wyminął się w drzwiach z Marciem i Ceskiem, którzy widocznie już się ogarnęła.
-Dziewczyno, co ty mu zrobiłaś?!-krzyknął Cesc najciszej jak potrafił.
-A co miałam mu zrobić?
-Dałaś mu jakąś pigułkę na szczęście i uśmiech, czy coś? Nie poznaje chłopaka.-dodał przeczesując włosy, na co Marc mu przytaknął.
-Jesteś na pewno?-zapytał.
-Na pewno.-uśmiechnęłam się, a z szatni wyszedł Dani z Gerardem i Luisem.
-Ej, Van, gramy dzisiaj o 20:30, może wpadn...-rzucił Gerard.
-Tak, tak będę.-Machnęłam ręką, a ten rozpromienił się i krzyknął do reszty która była w szatni. On chyba naprawdę bardzo lubi krzyczeć...
-Ej, idioci, Vanessa będzie na meczu!
-Co ty nie powiesz, geniuszu.-usłyszałam cichy śmiech Neymara.
-Dobra młoda, my będziemy się zwijać, widzimy się wieczorem.-uśmiechnął się Cesc, całując mnie w policzek, i ciągnąć Marca za sobą.
-Hej piękna.-powiedział ten drugi przytulając mnie mocno i też całując w policzek.
-Do potem.-uśmiechnęłam się szeroko.
I co najważniejsze, szczerze.
Kolejno z szatni wychodzili wszyscy, albo uśmiechając się do mnie, albo zagadując czy poprostu uśmiechając się, żegnając i odchodząc. Został jedynie Neymar, któremu jak się spodziewałam, przebieranie się i odświeżenie zajmie najdłużej.
-Vanessa, jesteś tam?
-Jestem, jestem.-podeszłam do drzwi i oparłam się o nie.
-To dobrze. Wiesz, że zrobiłem ci kiedyś zdjęcie jak spałaś?-zauważył, co mnie zainteresowało.
-Co?!-Otworzyłam drzwi, czego chwilę potem pożałowałam, gdyż chłopak stał przy szafkach w samych spodniach.-O kurwa, prze...
-Nie, zostań, mam coś dla ciebie.-powiedział dość łagodnie, a ja zamknęłam drzwi i spuściłam wzrok, nie chcąc, by chłopak widział moje gorące policzki.
-Masz mi pokazać to zdjęcie.-dodałam. nieśmiało.
-Śliczne jest.-podszedł do mnie i podał mi telefon. Odblokowałam ekran, a na wygaszaczu zobaczyłam siebie.
-Usuń je, jest straszne. Możesz je sobie zachować, ale na pewno nie mieć go na wygaszaczu.
-To mój telefon, będę miał na tapecie to, co będę chciał.-uśmiechnął się a zza pleców wyciągnął zwinięty materiał, który chwilę później mi podał.-Proszę, jest twoja.
-Co to?-Spojżałam mu w oczy, które z jednej strony wykazywały dumę i szczęście, z drugiej jednak smutek i zawstydzenie.
-To jest koszulka. Miło by było, gdybyś włoż...włożyła ja na d-dzisiejszy mecz.-słowa widocznie ugrzęzły mu w gardle, gdyż ledwo umiał się wysłowić.
-Ney, coś się dzieje?-złapałam go za ramię.
-Nic, wszystko jest w jak najlepszym porządku. To co? Włożysz?
-Oczywiście. Dziękuję.-kąciki moich ust lekko się uniósły, a ja odruchowo w podzięce objęłam go w obwodzie klatki piersiowej,  przytulając mocno do siebie.-Wiesz co?
-Hmm?
-Cieszę się, że Cię poznałam piłkarzyku.-przytuliłam się mocniej do jego nagiego torsu.
Ta chwila zdecydowanie była magiczna. Miała w sobie to coś cudownego, co sprawiło, że naprawdę pokochałam tego chłopca. Czułam wtedy ze mogę mu się oddać bezgranicznie i w pełni zaufać.
Nie wiedziałam, czy to było to odpowiednie słowo, jednak czułam, że naprawdę go kocham.
-Kocham.
-Co kochasz?-zapytał nagle.
-Co kocham?
-No...powiedziałaś, że kochasz. Ale co?
-Powiedziałam coś takiego?
-Owszem. To jak, dowiem się?
-Ja...Znaczy bo, nie mogę ci powiedzieć. Wolę zachować to dla siebie.-Odkleiłam się od niego.
-Rozumiem. Ale, ja też kocham, sama nie jesteś.
-Kogo?
-To nie istotne.-wzruszył ramionami.
-Dla mnie bardzo, gdyż się przy...przyjaźnim-my.
-Właśnie dlatego nie potrafię ci tego powiedzieć...-westchnął cicho.
-Nie chce na ciebie naciskac, rozumiem, że nie chcesz mówić, jednak właśnie od tego są przy...
-Ciebie, do jasnej cholery, ciebie Vannie.-przerwał mi naciskając na całe zdanie, na co zamarłam w miejscu z szeroko otwartymi ustami.
-Mnie?
-A znasz jakąś inną szesnastoletnią Vanessę Hemmings, stojącą naprzeciwko mnie w tej szatni na Camp Nou? Bo ja nie znam i nie mam zamiaru poznawać.
-Ney, ja...ja nie wiem co powie...-Byłam w tak ogromnym szoku, że zabrakło mi słów na opisanie tego, jak właśnie się czułam. Z jednaj strony, gdzieś tam w środku skakałam ze szczęście, jednocześnie tańcząc mój dziki taniec zwycięstwa, z drugiej jednak nie spodziewałam się czegoś takiego.
-Przepraszam, że ci to powiedziałem. Poprostu nie potrafiłem dłużej tego w sobie trzymać. Rozumiem, że tego nie odwzajemniasz, gdyż to przyszło do ciebie tak nagle. Chciałem porostu wyrzucić to z siebie i w końcu mieć ten cholerny spokój. Przepraszam Cię królewno, napra...
-Jesteś idiotą!-krzyknęłam stając na palcach i namiętnie całując go w jego pełne i duże usta. Widziałam w jego oczach zdziwienie, lecz odwzajemnił pocałunek. Zwiesiłam ręce na jego szyi, na co ten przysunął mnie do siebie, oplatająć mnie rękami w pasie.
Cofam wcześniejsze słowa, ta chwila jest magiczna.
Oderwałam się od chłopaka, z lekkim uśmiechem na ustach.
-Jak to się stało, Ney?
*-To wszystko wina Tuska.*chciałam to napisać, ale powstrzymałam się*
-Czy to teraz istotne?
-Masz rację. Ej, wiesz co?
-Co?
-Kocham cię, Neymar. Kocham cię bezgranicznie juz od jakiegoś czasu. Nie chciałam ci mówić, gdyż bałam się, że mnie wyśmiejesz i zniszczy to naszą przyjaźń. Nawet nie wiesz jak strasznie trudno było mi to ukrywać, ale kocham cie, kurwa kocham! Kocham twój uśmiech, to jak szczerzysz się, gdy coś cie rozbawi, kocham twój śmiech, który jest tak promienny i cudowny jak niczyj inny, twoje oczy, z których można wyczytać wszystko, kocham to, jak się poruszasz, to z jaką zawziętością grasz, kopiesz, czy podbijasz piłkę, to jak się denerwujesz, to jak bardzo twój głos zmienia się, zależnie od nastroju, kocham ciebie całego. Kocham.-Skończyłam widząc, że chłopakowi zaszkliły się oczy, a po chwili po policzku spłynęła jedna, słona łza, którą ten szybko przetarł wierzchem dłoni.
-Ja ciebie też kocham, królewno.-uśmiechnął się i przytulił mnie mocno.
×Siema elo cześć :D
Boże, tak cholernie zależy mi na opini, co do tego rozdziału, że to boli :D
Boje się ze go zajebałam, bo pewnie tak się stało, jednak to należy Was :D
Jeśli będą jakieś błędy, czy coś, to piszcie, gdyż rozdział nie sprawdzany, jednak postaram się poprawić :)
Do następnego kochani, trzymajcie się, cześć :D

piątek, 19 czerwca 2015

17~Jest z nim bardzo źle.

Od razu z góry chce Was przeprosić za ponad miesięczną nieobecność, postaram się wszystko nadrobić, jednak spowodowana ona była tym, że pisałam ten rozdział, już miałam napisany cały, jednak za każdym razem aplikacja blogger była zatrzymywana, przez mój zacny telefon. Musiałam wiec pisać wszystko od nowa, jednak było tak samo. Wpadłam wiec na pomysł, by pisać na laptopie. I rozdział jakimś cudem jest :(
-Hood, wstawaj! Zobaczysz wszystko powiem Bru jak nie wstaniesz! Calum no proszę cię o coś, słyszysz?!-darłam się na pekińczyka, i klepałam go dłońmi po twarzy.-Do jasnej cholery! Calum!
-Czego?!-warknął przez sen.
-Złaź ze mnie grubasie, bo połamiesz mi kręgosłup!
-Przeproś.
-Nie.-zachichotałam w odpowiedzi.
-To nie zejdę, nawet nie wiesz jak wygodnie mi się na tobie leży.
-No Calum, ale jesteś... W ogóle to oczekuje od ciebie wyjaśnień, jakim cudem znaleźliśmy się w takiej pozycji w jednym łóżku, hmm?
-Ja nie wiem, ale nie narzekam.-zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Ja położyłam ręce na jego klatce piersiowej  zaczęłam lekko stukać paznokciami o jego mięśnie.
-Nawet Ney takich nie ma...
-Wiem, poprostu jestem idealny.
-Ale co?
-Co co?
-No... O co ci chodzi?
-Powiedziałaś, że nawet Neymar nie ma takich mięśni jak ja.
-Powiedziałam to na głos, naprawdę?-westchnęłam upokorzona.
-Owszem. Widzę, że doświadczona co do niego jesteś.-zaśmiał się.
-Zamknij się i zejdź ze mnie pekińczyku!-krzyknęłam.
-Oj, grabisz sobie za tego pekińczyka i grubasa...-pogroził mi i wstał ze mnie, zciągając tym samym kawałek kołdry. Zamarłam, widząc to, że nie mam na sobie górnej części bielizny. Zakryłam się kołdrą po samą szyję i skrępowana nie wiedziałam co zrobić.
-Coś sie stało?-zapytam mulat.
-Hood ja...my...ja jestem bez...
Zmarszczył brwi nie wiedząc o co chodzi.
-Co?
-Stanika do cholery!-krzyknęłam mierząc go wzrokiem.
-A ja nie mam spo...Kurwa mać.-usiadł obok mnie i potargał sobie włosy?
-Co my wczoraj robiliśmy?-zapytałam dławiąc się powietrzem.
Ten oparł głowę na rękach i zamknął oczy.
-Nic nie pamiętasz?
-Zupełnie nic. Wszystko mi się urwało jak siedziałam na dole i gadałam z wami.
-No ja też nic nie pamiętam z wczoraj.
-Ale to jest niemożliwe! Nawet jeśli byłam tak bardzo najebana, to na pewno nie przespała bym się z byle kim!
-Dzięki Vanessa, miło.-uśmiechnął się.-A jeśli jednak to się stało, to chciałbym to pamiętać.-mówił obojętnie.
-Uh, odwróć się.-warknęłam.
On jedynie mocno wtulił się w poduszkę i objął ją rękami. Ja owinęłam się pościelą i podreptałam do łazienki. Ubrałam na siebie czystą bieliznę i bluzkę Luke'a, która nie wiadomo skąd się tam znalazła. Przeczesałam włosy i wyszłam z łazienki, uznając wcześniej, że nie mam po co się spieszyć z ubieraniem, ponieważ było po godzinie 12 i sobota.
-No Calum, ubieraj się i spadaj, to mój pokój!-Wlazłam na łóżko i zaczęłam go zrzucać na ziemię. Był za ciężki.
-Daj mi spokój, chce mi się spać.
-Calum!-zaczęłam bić go po udzie. Chłopak odwrócił się i położył na moich nogach.
-A co jeśli jednak?
-Nie i koniec.-Przeczesałam jego włosy. "Cholera, a co jeśli?"-Chociaż... Boli mnie brzuch.-odparłam niepewnie i cicho, jednak moje słowa przerywał cichy śmiech, a po chwili, coś w stylu "zamknij się!".
-Słyszałaś to?-Calum podniósł się ze mnie, a ja potwierdziłam kiwając głową. Wnet zza moich drzwi rozległo się ciche przekleństwo. Wstałam, Calum razem ze mną i podeszliśmy do drzwi i otworzyliśmy je.
-O siostra, skąd ty się tu wzięłaś?-Luke udawał zdziwionego, a Michael powstrzymywał się od śmiechu.
-Jestem w swoim pokoju, popaprańcu. A wy co się tak tu zaśmiewacie hmm? Może macie coś wspólnego z tym, że ja i Calum znaleźliśmy się w takiej sytuacji?
-Czy wy...Wy ze sobą spaliście?!-wrzasnął Lukas.
-Niee, my...no, nie, to znaczy...-Spojżałam nerwowo na Caluma. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Nie spaliśmy.-powiedział za mnie.
-A to co ma znaczyć?! Nudziło wam się i porostu porozrzucaliście ubrania po pokoju?!-Luke wszedł do środka i zaczął pokazywać nam leżące na podłodze rzeczy.-Vanessa, my chyba musimy poważnie porozmawiać.-odparł.
-Calum, błagam, przypomnij sobie coś i powiedz, że to nie pra...
-No bo widzisz...to...to chyba prawda.-westchnął i podrapał się dłonią po karku.
-Co? Czekaj, co, powtórz...
-No my chyba jednak ze sobą...no wiesz, uh...
-Nie, to jest niemożliwe, rozumiesz, na pewno, nawet pod wpływem alkoholu, nie przespała bym się z nikim, a już na pewno nie z tobą!
Oni jedynie spojrzeli po sobie, po czym całą trójka wybuchnęła głośnym smiechem. Nie mogłam załapać o co chodzi, dopóki Luke się nie odezwał.
-To było wyzwanie, siostra, spokojnie...-objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
-Czubku jeden, nawet nie wiesz jak się bałam! A wy!-Odwróciłam się do Caluma i Michaela, którzy odsunęli się ode mnie, jakby bali się, że dojdzie do rękoczynu.-Co macie mi do powiedzenia! Czemu mi to zrobiliście?! Jesteście nienormalni.-urwałam i spojżałam na brata.
-Szkoda, że nie widziałaś swojej miny, jak Hood powiedział ci, że spałaś z nim.-odparł.
-Jeszcze mi za to zapłacicie, przysięgam.-pogroziłam im i odeszłam. Udałam się do łazienki, by przebrać się w czyste ubrania.  Zajęło mi to około 40 minut, więc gdy tylko skończyłam się ogarniać, pognałam na dół w poszukiwaniu śniadania. W salonie siedział mój brat z Marciem, który ostatnio był dość częstym gościem u nas w domu, ze względu na to, że on i Hemmo zaprzyjaźnili się.
-O hej.-odparłam wchodząc do salonu i zwracając na siebie uwagę. Podeszłam do Bartry i usiadłam obok niego.-Ej, piłkarzu.
-Co młoda?
-Wiesz może co u Ney'a?-zapytałam nagle. "No kobieto, spokój, co ciebie interesuje kolega?" Nie widziałam go trzy tygodnie, fakt i mówiąc, że się nie stęskniłam, skłamała bym. Ostatnie nasze spotkanie było dwa dni po tym, jak zaprosił mnie do kina. Dwa dni po tym jak zaczęłam postrzegać go inaczej.
Tęskniłam za nim, za jego dotykiem.
Kurwa, tęskniłam!
-A co?
-No wiesz, uh... nie widziałam go trzy tygodnie, więc wypada zapytać.
-Wszystko u niego okej, no może... Hmm, jest ostatnio trochę przymulony, sam nie wiem dlaczego. Dobra, mam być szczery?
-Liczę na to.-uniosłam lekko kąciki swoich ust.
-Jest z nim bardzo źle.
-A przychodzi na treningi?
-Owszem, ale dość słabo kontaktuje, czasem jest rozkojarzony. Nikt nie wie co się z nim dzieje. W ogóle to, dość dawno cie u nas nie było, może wreszcie przyjdziesz dzisiaj na nasz trening?
-Uh, a o której jest?
-Za półtorej godziny. Możesz jechać ze mną. -dodał, a ja pokiwałam mu na znak, że mogę jechać. Wstałam i poszłam do kuchni, wcześniej jeszcze pytając brata o to, gdzie są chłopcy.
-Wyszli jakieś 10 minut temu. Wyjeżdżają do Australii, będą znowu za 3 tygodnie.
-Bo wiesz...uh...Justin przyjedzie.-powiedziałam cicho, na co ten gwałtownie odwrócił na mnie wzrok.
-Że co słucham?!
-Nie krzycz Luke, zapraszam go do siebie, nie do ciebie.-dodałam i nie czekając na jego zdanie, weszłam do kuchni by coś zjeść.
×
No więc hej.
U góry już przepraszałam, ale naprawdę, naprawdę przepraszam raz jeszcze :(.
Za tydzień mamy wakacje, wiec wszystko nadrobię :')
Rozdział jest krótki i całkowicie bez sensu, jednak chciałam sprawdzić, czy ktoś tu jeszcze jest :(

piątek, 15 maja 2015

16~Nie ma za co, dzieciaku.

Skończyłam się szykować, a chwilę po 19 usłyszałam dzwonek. Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi.
-Wyglądasz perfekcyjnie. Idziemy?
-Tak, tylko poczekaj jeszcze chwile, wezmę telefon i portfel i możemy iść.-przepuściłam go w drzwiach, a ten wszedł do domu.
-Nie musisz brać portfela, ja płacę.
-Neymar, zapłacę sama za siebie.-stawiałam na swoim.
-Nie, koniec rozmowy.-Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale ten wyciągnął palec wskazujący, na znak tego, bym nic nie mówiła. Zabrałam więc telefon, i klucze od domu, po czym wyszliśmy. Przed domem stał jego samochód. Otworzył mi drzwi i uśmiechnął się. "Jaki dżentelmen" pomyślałam, bo w tych czasach, nie każdy chłopak otwiera dziewczynie drzwi do samochodu.
Chłopak obszedł samochód i usiadł za kierownicę.
-Ale nie ustaliliśmy na co idziemy.-odparłam.
-Hmm, to zobaczymy na miejscu, co teraz grają.
-Dawno nie byłeś w kinie, co?
-Bardzo dawno. Vanessa...
-Hmm?
-Opowiedz mi coś o sobie. Ile masz lat?
-To czekaj, od początku. Jestem Vanessa Hemmings, urodziłam się w Sydney, mam 16 lat, kocham czytać książki, kiedyś też grałam na gitarze. Chyba tyle wystarczy.
-Ty masz 16 lat?
-No mam 16 lat, to dziwne?
-Nie, tylko...no...nie wiedziałem, że nie jesteś jeszcze pełnoletnia. Obstawiałem 18-19, ale nie 16. To ty jesteś jeszcze dzieciak.-roześmiał się.
-Ej! Wcale nie jestem dzieckiem, a to, że jesteś starszy o...
-6 lat.-dalej się śmiał.
-Co, jak to 6 lat?
-No tak to, ja mam 22 lata, ty masz 16, oblicz sobie. 6 lat.
-Hihi, ale z ciebie wapno, dziadku.-ja też się roześmiałam.
Samochód zatrzymał się na parkingu przy jednej z większych galerii. Wysiedliśmy z niego i udaliśmy w stronę wejścia.
-No ale wiesz...-kontynuował rozmowę.-Jesteś najcudowniejszym 16-letnim dzieckiem na świecie.
-Nie liż się tak da Silva.
-Ale ja mówię serio.-weszliśmy do galerii, a ten założył na głowę kaptur, a na oczy okulary.
-Sądzisz, że Cię nie rozpoznają? Błagam cię, grasz w najlepszym klubie na świecie, jesteś jednym z najlepszych piłkarzy...
-Najlepszym, przyznaj to.-wyszczerzył się.
-Zmieńmy temat Ney.-burknęłam.
-Nie denerwuj się królewno.-złapał mnie za rękę. Chciałam protestować, jednak doszłam do wniosku, że nie warto. Dotarliśmy do kina i sprawdziliśmy repertuar.
-Dawaj na 50 twarzy Greya!-krzyknął.
-Jak się nie zamkniesz, to ci wybije zęby, zobaczysz...-pogroziłam mu.-Ja chcę na Szybcy i wściekli 7.
-Naprawdę? To jest cholernie nudne. To ja już wolę na Avengers...
-O jejku niee... A Gwiazd Naszych Wina?
-Idziesz sama.-zaśmiał się.
-Pieprzyć to, idziemy na Fru! Ney, nie ma nic ciekawego...
-No widzę właśnie. No to może chociaż dasz się zaprosić na spacer i do Maka? "Romantyczne"
-No jasne. Ale pod jednym warunkiem.
-No mów.
-Zabierasz mnie na lody!
-No nie wiem, nie wiem, muszę pomyśleć...
-Oh, Ney!
-Powtórz to.-śmiał się.
-Ale zbok...-odpowiedziałam tym samym.
-Ale kochasz tego zboka, prawda?
Spojżałam na niego jedynie, nic nie mówiąc. Moje policzki były gorące, czułam to na całym ciele.
-Zarumieniłaś się, wiec nie przecz.
-Chodźmy już.-odruchowo złapałam go za rękę i ścisnęłam ją mocniej. Po chwili jednak uświadomiłam sobie co właśnie zrobiłam i chciałam go puścić, jednak ten nie pozwolił mi. Spuściłam wzrok i poczułam, że moje policzki stały się jeszcze gorętsze.
-Nie chce by to wyglądało, tak, jakbyśmy byli parą, Ney.
-Daj spokój, słońce. Daj mi się cieszyć chwilą.-uśmiechnął się i poprawił okulary na nosie, jednak ja puściłam jego rękę, na co posłał mi jedynie przykre spojrzenie. Cholera...
Nie zdawałam sobie z tego wcześniej sprawy, zawsze odrzucałam od siebie ten temat, nie chciałam nic roztrząsać. Traktowałam go jak kolegę, nie przyjaciela. Nie ufałam mu nawet w pięćdziesięciu procentach. To mój kolega, nie powinnam na niego patrzeć... w ten inny sposób. Jednak pomyślałam. "Ej, ogarnij się dziewczyno, co ty sobie myślisz". Zaraz jednak odpędziłam te myśli. Nie wiem, jak mogłam wcześniej nie zdawać sobie sprawy z tego, że chłopak jest tak cholernie przystojny. "Kurwa, Vanessa!". Policzyłam w myślach do dziesięciu, potem wdech, wydech...
-Siema.-usłyszałam głos jakiegoś gościa. Spojżałam na niego; wysoki, mówiąc, że nie był przystojny, skłamałabym. Stał razem z grupką kolegów, którzy patrzyli na mnie, bardzo dwuznacznie.
-Hej?-zmarszczyłam brwi.-My się, znamy?-zaśmiałam się nerwowo i zatrzymałam w miejscu.
-Nie, ale wiesz, zawsze możemy się poznać.-oparł jeden z kilku chłopaków.
Poczułam rękę Neymara na dolnej części pleców. Oddychał dość głośno o ciężko.
-W domu chyba czekają na Was książki, co?-odparł piłkarz i złapał mnie w talii przyciskając do siebie. "Debil, jest środek wakacji".
-No nie wydaje mi się.-chłopak dalej był pewny siebie.
-Oh, a przypadkiem mamie nie musicie pomóc?
-To twoja dziewczyna?-zbył go.
-Nawet jeśli? Masz do tego jakiś problem, to proszę, wytłumacz mi, ja mam czas.-uśmiechnął się, a ja objęłam go jedną ręką i przytuliłam się do jego torsu. Zapowiadało się ciekawie.
-Nie, no bo wiesz, jeśli nie, to się chętnie nią zajmę.-uśmiechnął się do mnie.
-A co jeśli tak?
Ten jedynie spojżał na niego z dezaprobatą i zwrócił do mnie.
-Jestem Jacob.-wyciągnął do mnie rękę.-Może umówisz się ze mną? Obiecuje, że nie pożałujesz.
-Jesteś bezczelny.-warknęłam.
-Oh, jedno spotkanie.-dodał.
-Słuchaj no chłopaczku.-Ney puścił mnie i podszedł do niego. Był od niego wyższy i lepiej zbudowany.-Ja ci chyba coś mówiłem.
-Jejku, to wydaje mi się, że nie dosłyszałem, przykro.-dodał z udawaną rozpaczą.-Co ty mi możesz zrobić? Nas jest sześciu, ty jesteś jeden.
-No ja nic, jeszcze by mnie trener z klubu wywalił, a tego nie chcę.-zaśmiał się.-Ale wiesz, swoich ochroniarzy mam.-zdjął swoje okulary i kawałkiem rękawa od bluzy przetarł ich szkiełka.
W jednym momencie parsknęłam głośnym śmiechem, na widok twarzy tego gościa, jak i jego kolegów.
-To co, dogadaliśmy się? Czy nie?-wyszczerzył się do nich.
-Yy, tak, tak, chodźcie chłopcy.-powiedział cicho i szybko odeszli.
-Szkoda mi takich ludzi.-dalej się śmiałam. Ten objął mnie ramieniem.-Cholera, Ney, prosiłam o coś...
-Następnym razem, jak natrafimy na takich idiotów, to cię nie bronię...-udawał obrażonego, przystanął w miejscu i odwrócił się do mnie tyłem.
-Oh, Ney!
Ten odwrócił się z uśmiechem.
-Znowu to powiedziałaś.
-To w takim razie ja też się obrażam...-Odwróciłam się, wiec staliśmy do siebie plecami.
-Chodź słoneczko, nie obrażaj się.-przytulił mnie od tyłu. Szlag by cię da Silva...
-Znów się zaczerwieniłaś, dzieciaku.
-Uhh...
Byliśmy pod McDonaldem.
-Co królewna sobie życzy?
-Hmm... Wystarczy zwykła woda.-zawsze brałam wodę.
-Co ty, nic nie zjesz?
-Nie, raczej podziękuję.-założyłam zagubiony kosmyk włosów za ucho.
Odeszłam trochę do tyłu by nie blokować kolejki. To było idealne miejsce, bym mogła podziwiać chłopaka, bez jego zauważenia. Nie chciałam patrzeć, z początku odwracałam wzrok.
-Vanessa, uspokój się, nie możesz...-szepnęłam sama do siebie.-To tylko kolega, piłkarzyk, którego nawet nie znasz.
Tylko kolega.
Spuściłam wzrok na swoje palce.
-Co jest?-usłyszałam jego głos po dłuższej chwili. W rękach miał tacę z jedzeniem i moją wodą.-Nad czym tak subtelnie myślisz?
-Nad niczym istotnym.
-Chodź.-wyminął mnie i poszedł przede mną. Pieprzona perf...stop! Pieprzona, nieosiągalna perfekcja...
-Vanessa, co się z tobą nagle dzieje?-przerwał mi chłopak, a ja podniosłam wzrok. Mogłam się założyć, że był przepełniony pustką.
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku.-uśmiechnęłam się niemrawo i usiadłam na przeciwko niego.
-Okej. A teraz mów, co się dzieje.-podał mi wodę, a sam napił się swojej pepsi.
-Nic, naprawdę, poprostu za myślałam się głęboko. Wszystko jest okej.-rozluźniłam się.
-Przyjmijmy.-zabrał się za swoje frytki.-Że ci wierzę. Na pewno nie chcesz nic zjeść?
-Nie.-oparłam się łokciami o blat stolika.-Masz ładne oczy.
-Dziękuję.
-Za co?-ocknęłam się. "Oh, dziewczyno, przeginasz..."
-No...powiedziałaś, że mam ładne oczy, więc... dziękuję.
-Powiedziałam to na głos?
Ten westchnął jedynie przeciągle, wstał z miejsca i usiadł obok mnie. Odwrócił krzesło razem ze mną przodem do siebie, po czym wziął moje dłonie w swoje.
-Młoda, mów.
Pokręciłam przecząco głową. Co miałam mu powiedzieć? Że problem jest w tym, że jest przystojny? Że to przez niego stałam się taka rozkojarzona? Mowy nie ma.
-Podoba mi się taki jeden chłopak.-wypaliłam.-Jest przystojny, wysportowany, miły...
-To ja!-wybuchnął.
-Nie ty! "Istna debilka, gratuluję tak dobrego kłamstwa!". No i nie pozwoliłeś mi skończyć. On chyba nie odwzajemnia mojego uczucia...-Spojżałam na niego uważnie, i mimo iż miał okulary, widziałam jak przymknął oczy. Wziął głęboki oddech i odparł.
-I to cię tak dręczy?
-No, tak.
-Okazywałaś mu kiedykolwiek to, że w pewnym sensie, podoba ci się?-Pokiwałam twierdząco głową. "Nie kłam znowu, cholero jedna..."-To jeśli nie odwzajemnił twojego uczucia, to jest porostu głupi, niedowalony, lub poprostu nie ma gustu. Nie przejmuj się tak tym, znajdziesz innego, lepszego chłopaka i odpowiedniego dla ciebie. Tego sobie poprostu odpuść, młoda.
-Chyba go kocham...-nagle moje dłonie wydały się bardzo interesującym obiektem to oglądania.
-A sądzisz, że on ciebie także?-zaprzeczyłam.- Więc po jaką cholerę zawracasz sobie nim myśli?
-Zmieńmy temat.-chciałam usiąść przodem do stołu.
- Najpierw obiecaj.-zatrzymał mnie jednak.
-Obiecuję Ney, że postaram się zapomnieć.-odparłam na co ten uśmiechnął się i wstał.
Nie mogłam nad tym zapanować, musiałam to zrobić. Opamiętałam się, jednak było trochę za późno.
Podniosłam się z miejsca i objęłam chłopaka ramionami wokół szyi. Był zdezorientowany, jednak po chwili także objął mnie w pasie. Najbardziej jak umiałam wyciągałam się na palcach, by być choć ciut wyższa
-Dziękuję piłkarzyku.
-Nie ma za co, dzieciaku.
Chyba go kocham...
*
No siema elo mordeczki :D
Więc przybywam do Was z rozdziałem 16, mnie osobiście dość się podoba, chociaż, najlepszy na świecie nie jest. Tak na prawdę od tego rozdziału, zacznie rozgrywać się cała akcja opowiadania, ale ja nic nie mówię... :D
To liczę na jakieś komentarze, mam nadzieje, że będą szczere :)
Kolejny przewidywałam na sobotę, jednak całkiem wypadło mi z głowy to, że jadę do Warszawy na OVF. Postanowiłam więc przełożyć kolejny rozdział na niedzielę, ale po dość długiej chwili umysłu, uznałam, że nie będę w stanie, po tych emocjach, których doznam w sobotę (jadę spotkać męża ♡), wiec rozdział powinien być w poniedziałek :)
Mam nadzieję, że się spodoba ;)
No i co, no i sztos, tyle :) Do następnego kochani ♡

sobota, 9 maja 2015

15~Klej wary, okej?

Pierwsze co poczułam, to cholerny ból głowy. Drugie, to woń, silnych, męskich perfum. Trzecie, to to, że nie śpię sama. Czwarte, to, że czyjeś umięśnione ramię leży na moich ramionach. Piąte, to pojawiające się nagle pytanie: "Co ja do jasnej cholery, robię w jedynym łóżku z Ceskiem?!".
Chciałam wstać, ale jego uścisk był silniejszy. Sprawdziłam telefon : 12:27.
Spojżałam na mężczyznę; spał. Przynajmniej tak mi się wydawało, do póki nie odezwał się, na co drgnęłam niespokojnie.
-Co tak patrzysz na mnie, nie wspomnę, że znowu.-śmiał się.
-A puścisz mnie?
-A dostane buzi?
-Coś za coś...-przytuliłam się do niego.-A teraz puszczaj pustaku, bo chciałabym
się ubrać i jechać do siebie!
-Dobrze, dobrze spokojnie, słońce, nie ma się o co denerwować.-rozluźnił uścisk, a ja wyślizgnęłam się z łóżka podchodząc to krzesła, gdzie leżały moje ubrania. Przebrałam się szybko i zwinnie, lecz czułam, że się patrzy, zboczeniec pieprzony...
-Cesc! Wstawaj, wiesz która godzina?
-Przestań, są wakacje!
-No ja mam wakacje, ty zaś, za niecałe dwie godziny masz trening, więc ja na twoim miejscu podniosła bym swoje tłuste cztery litery z łóżka i pojechała do domu ogarnąć się.
-Dobra, dobra...-wstał, ubrał się, ja w tym czasie zabrałam swój telefon. Wyszliśmy z pokoju i udaliśmy się na dół, skąd słychać było telewizor. W salonie siedział Ney i Marc, chyba leczyli kaca, bo na stoliku stały dwie butelki wody i tabletki na ból głowy. Z resztą wyglądali jakby z grobu wyszli; byli bladzi, a oczy same im się zamykały. Debile, jeszcze telewizor włączyli.
-Siemaneczko.-odparłam i usiadłam obok Marca. Obaj spojrzeli na mnie niemrawo.
-Cześć kochanie.-uśmiechnął się Marc i objął mnie, kładąc za razem głowę na moim ramieniu. Nie chciałam być nie, dlatego nie miła, ale śmierdział alkoholem. O Ney'u, to już nawet nie mówię, bo słów by brakło na to, w jak bardzo opłakanym był stanie.
-Jak można, się tak ujebać?-usłyszałam śmiech Cesca, który usiadł koło mnie.
-Ty wczoraj wcale lepszy nie byłeś.-zmierzyłam go wzrokiem, po czym zwróciłam się do chłopców.- Za niecałe dwie godziny macie trening, więc dalej tak się opierdzielajcie, zamiast się ogarnąć, okej...
-Ja sobie chyba dzisiaj odpuszczę, nie mam siły wstać, co dopiero na trening jechać.
No nie głupi? Głupi.
Zgarnęłam ze stolika butelkę z wodą i wylałam im na twarze. Podskoczyli jak poparzeni, przez co wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-A teraz idziecie budzić resztę, ja i Cesc zrobimy jakieś duże śniadanie, no ruchy!- wypchnęłam ich na górę.
-Chodź, trzeba ogarnąć coś do jedzenia.-powiedziałam patrząc na mężczyznę. Ten objął mnie jedną ręką w pasie i zaprowadził do kuchni. Ney miał naprawdę duży ten dom, nie zapamiętałam gdzie była kuchnia, to po 1, po 2, okazało się, że salon jest na pierwszym piętrze, jak i na parterze, gdzie znalazłam Bru i Gerarda, grających na Play Station w Fifę. Chyba prawie w ogóle nie pili.
-Witam.-Podeszłam do Bru i przytuliłam ją mocno, tak samo jak Gerarda.-Będziecie coś jeść?
-Niee, jedliśmy już.-dziewczyna spojżała na nas.
-To pomożecie nam, trzeba dla wszystkich naleśniki zrobić.-wpadłam na ten pomysł po drodze.
*
-Wróciłam!-krzyknęłam wchodząc do domu.
-Część kochanie.-Miley wyszła z kuchni.
-No wreszcie jesteś, tęskniłam!-przytuliłam ją mocno.
-Musimy porozmawiać.-puściła mnie, a jej ton spoważniał.
-Co się stało?
Kobieta kazała mi usiąść przy stole w kuchni, a sama zajęła miejsce naprzeciwko.
-Nie chce tego, ale nie mamy innego wyjścia. Wiem, że to będzie dla ciebie trudne, ale muszę wyjechać. Na pół roku.
-Dlaczego? I gdzie?
-Praca, i dosyć daleko, bo do Los Angeles.
-Przykro mi, myślałam, że spędzimy razem trochę czasu, ale jedź. Tylko obiecaj mi, że jak spotkasz chłopców* to przeniesiesz mi ich podpisy! Nawet nie wszystkich, wystarczą mi Nasha, Hayesa, Camerona i Jacka G.
-Jeśli tylko ich spotkam, to obiecuje, że tak.-uśmiechnęła się.
*
-Ej, Vanessa...-usłyszałam głos Ashtona. Otworzyłam oczy i wolno podniosłam siadając na łóżku. Stał w drzwiach. Jak zwykle miał bandankę na głowie, która lekko podtrzymywała jego włosy przed opadnięciem na czoło. Od czasu do czasu odrzucał je do tyłu. Zwykła, szara bluzka była lekko przetarta w kilku miejscach, lub też rozciągnięta. Czarne rurki opinały się na jego łydkach i udach, a nogawki były podwinięte o centymetr. Miał dosyć zgrabne nogi, osoby nie tolerancyjne, lub prostu nie kulturalne, zarzuciły by mu pewnie inne poglądy, ponieważ wyglądał jak homoseksualista. Teoretycznie, nie da się rozróżnić chłopaka, od chłopaka geja. Ta sama płeć, a wygląd o niczym nie świadczy. Jednak jak juz mówiłam, "osoby nie tolerancyjne lub nie kulturalne". Kiedyś nawet spotkałam się z takim człowiekiem, bardzo dobrze to pamiętam. Poszłam wtedy z Ashtonem do klubu. Nie miałam tam wstępu, jednak ochroniarzem był jeden z przyjaciół chłopaka, wiec weszłam tak pod jego opieką. Zaraz po wejściu jeden już lekko najebany ziomek szturchnął blondyna mówiąc coś w stylu, "Chyba pomyliłeś budynki, bo klub dla pedałów trzy ulice dalej". 
No i z tego wszystkiego Ash i ten chłopak wyszli bez szwanku, a ja ze złamanym nosem. Ale mniejsza tym.
-Słucham?
-Pewnie domyślasz się, że przyszedłem by cię przeprosić, za to co się ostatnio stało i na pewno oczekujesz wyjaśnień.
-Owszem.- odsunęłam się, by zrobić mu miejsce. Ten podszedł i usiadł obok.- Więc słucham.
-No więc, nie mogę ci powiedz...
-To po cholerę tu przechodziłeś?
Spuścił wzrok nic nie odpowiadając. Miałam nadzieję, że w końcu udzieli mi odpowiedzi, jednak ten milczał.
-Możesz wyjść, nie mamy o czym rozmawiać. -wskazałam na drzwi.
-Wybacz mi...
-Nie mam ci co wybaczać, bo nie wiem co zrobiłeś. Jest mi jedynie przykro, że mi nie ufasz.
-Ufam, ale... tym razem nie mogę.
-Wiec zapomnimy o naszym spotkaniu, przyjdź, kiedy uznasz, że zastanowiłeś się nad twoim, hm, zaufaniem.
-Kocham cię.-odparł i wyszedł.
-Widać.-westchnęłam i sięgnęłam po telefon. Justin, kurwa Justin...
Wybrałam telefon chłopaka i przycisnęłam do ucha.
-Słucham.-jego głos był monotonny i cichy.
-Justin? To ja Vanessa.
-Vanessa? Aaa... No siemaneczko.
-Czekaj ja... Obudziłam cię?
-Niee, co ty, o 3 w nocy ja nie sypiam.
-To przepraszam, u mnie jest wieczór. Może zadzwonię potem?
-Bez przesady. Opowiadaj jak tam.
-Chujowo, ale stabilnie. A tak szczerze, to źle, bardzo źle. Pokłóciłam się z Ashtonem, Neymar mnie denerwuje, zresztą, nie tylko on, jeden Cesc jest normalny. Ja chcę już wracać, chcę, by było tak jak kiedyś...
-Neymar?
-No tak. Poznałam chłopców z Barcy, no i można powiedzieć, że się zaprzyjaźniłam z niektórymi. Kiedy do mnie przyjeżdżasz?
-A kiedy mogę?-zaśmiał się.
-No możesz zawsze, boje się tylko co powie Lukey, ale mniejsza z tym. Dostanie gonga i się przymknie.-dostałam smsa, wiec wzięłam moją rozmowę z Justinem na głośnik i odczytałam smsa.
-Justin, poczekaj chwilę, bo dostałam smsa.
Masz ochotę się dzisiaj spotkać? Zapraszam cię na spacer :) /Ney
-Neymar zaprosił mnie na spacer.-westchnęłam do słuchawki.-Jejku, co za człowiek natarczywy, uhh...
-Co ty, nie zgodzisz się?
-No co ty, ja mam Cesca, słoneczko moje kochane.-uśmiechnęłam się pod nosem.-Poczekaj odpisze mu.
Czyzby randka? Na spacer z tobą nie pójdę, ale co do kina, to mogę kwestionować... :)
Po chwili dostałam opowiedz.
Jak sobie księżniczka życzy :* Będę po ciebie o 19 ;)
-Jednak idziemy do kina.-Zaśmiałam się.
-Będziesz musiała mi ich kiedyś przedstawić, innej opcji nie przewiduję.
-No jak tylko przyjedziesz, to jasne. Justin, musze kończyć, mam niecałą godzinę na przygotowanie się. Zadzwonię kiedy tylko będę mogła. Albo ty dzwoń. Papa.
-Vanessa poczekaj...
-Hmm?
-Kocham cię, wiesz o tym?
-Wiem, wiem, ja ciebie też. Dobranoc.-rozłączyłam się. Włączyłam na telefonie piosenkę w wykonaniu Isaaca Waddingtona- She's Always a Woman, odłożyłam telefon i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej czarne, podarte na kolanach rurki, czarną bluzę z białym napisem 'Lol ur not nash grier', czystą bieliznę i podśpiewując pod nosem lecącą w tle piosenkę, odłożyłam wszystko na łóżko i podeszłam do szafki z kosmetykami i dodatkami.
She can kill with a smile,
She can wound with eyes.
She can ruin your faith with your casual
Lies,
And she only reveals what she wants you
To see.  
She Hides like a child, But she's always a woman to me...
-Łooo... Jejku ładnie śpiewasz ...-podskoczyłam w miejscu na głos Caluma i przytaknięcie Luke'a. -Cholera, debile, wystraszyłam się... Nie przeszkadzajcie mi, szykuje się. Wychodzę o 19, znaczy, Ney po mnie będzie.- Wróciłam do szafy.- Te czy te?- wyjęłam z niej dwie pary butów i pokazałam im czarne Converse i białe.
-Czarne.-powiedział Calum i wszedł do pokoju, a zaraz za nim Luke i rozwalili się na łóżku.-Czemu mi nie powiedziałaś, że umówiłaś się z Neymarem?-zapytał Luke.
-Bo dowiedziałam się o tym dosłownie 10 minut temu ciołku. Łap.-rzuciłam mu moje trampki.-Popraw mi sznurówki.
-Nie pozwalam ci nigdzie iść... Na pewno nie z nim.
-Klej wary, okej?
-Grzeczniej dziecko.-warknął ze śmiechem.-Dobrze, o 19:30 wracasz.
-Chyba cię bao bao.-puknęłam się w czoło.-A teraz sio panowie, musze się przebrać.-wyłoniłam ich z pokoju i zdjęłam z siebie ubrania i stanęłam obok łóżka.
-Zostawiłem telefon.-do pokoju wpadł Calum i zatrzymał się w drzwiach.
-Calum no!
-Spokojnie, tylko wezmę telefon i już mnie nie ma. Podszedł do łóżka, ponieważ tam leżał jego telefon, jednak tuż przede mną potknął się, przez co wylądował na mnie, a ja z kolei na łóżku. W porę podparł się ramionami i nie przygniótł mnie swoim ciałem. Czułam ciepło jego torsu, jego miętowy oddech i bicie serca.
-Hood, pacanie, gdzie jesteś?! Vanessa, nie wiesz, gdzie on po...oooszedł.-Luke otworzył drzwi i zobaczył nas w dość dwuznacznej sytuacji. Na początku był zdziwiony, jednak po chwili, jego szczęka zacisnęła się mocno, tak jak pięści.
Spłonęłam rumieńcem i już miałam się tłumaczyć, jednak brunet mi przerwał.
-Luke, to nie tak... Przyszedłem po telefon, potknąłem się i...
-Spokojnie, wierzę ci.-blondyn uspokoił się.-Ale teraz rusz dupe i chodź, trzeba po chłopców jechać. Siostra, to my wychodzimy, ale masz uważać na Ney'a, bo jak ci coś zrobi, to ma gwarantowane to, że zrobię mu z tego wielce seksownego tyłka, jesień średniowiecza.
-Dobrze, pa, kocham cię.-Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
-A ja?-powiedział Calum i nadstawił policzek.
-Oh, jak mogłabym zapomnieć.-udawałam przejętą. Pocałowałam się w dłoń i poklepałam go nią po policzku.
*
Siemaneczko :D
Więc, po tym wszystkim, jak prosiliście mnie o to bym pisała dalej, uznałam, że czemu nie, spróbować można.
No mam nadzieje, ze będą jakieś komentarze, bo to bardzo, bardzo motywuje :')
No a tak bardziej o opowiadaniu, to rozdział wyszedł mi beznadziejny, 2/10, nie polecam :/
No to co, no to do następnego :>

niedziela, 26 kwietnia 2015

No siema, siema.

Nie, to nie jest rozdział, tylko ogłoszenie!
Więc nie trując dłużej, zawieszam bloga.
Tak, zawieszam bloga, a powody to:
•Nikt nie komentuje :'),
•Dosyć dużo osób pisze mi na asku ( ask.fm/GerardPiquePoland ), że blog jest beznadziejny, a ja nie umiem pisać opowiadań,
•Nikt mnie nie motywuje, do pisania rozdziałów,
To chyba będzie na tyle, nie chcecie opowiadania, to nie będę na siłę dodawać rozdziałów, jeśli nikt nie czyta, ani nikt nie chce :')
Jeśli jednak ktoś chciałby, abym dalej pisała opowiadanie, to niech poprostu zostawi komentarz, bo to ogromna motywacja do mojej dalszej pracy :) Jeśli nikt nie będzie chciał opowiadania, to blog zostanie zawieszony już raczej na zawsze :'(
Dziękuję, jeśli ktoś przeczytał :)

wtorek, 7 kwietnia 2015

14~Mówił ci ktoś kiedyś, że uprzejmość to nie jest twoja mocna strona?

PRZECZYTAJ NOTKĘ NA DOLE, WAŻNE!!!
-To ciekawie co będzie rano.-westchnął.-Jasne, chodź.-kazał mi iść za sobą.
-Ładna kuchnia.
-Mhm, wiem przecież.- podszedł do stołu gdzie stała butelka wody i kilka szklanek. Nalał do jednej ciecz, a następnie podał mi.
-Zaraz się zbier...
-Uważasz ze jestem głupi?
-Tak, a co?
-Oh, nie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Nie puszcze cie samej do domu po 1 w nocy. Śpicie dzisiaj u mnie. Wszyscy, a w związku z tym, że mam tylko 3 sypialnie i salon, musimy się jakoś pomieścić.
-Ja śpię z Bru!(proszę bez skojarzeń wszyscy XD)-nawet nie protestowałam,  na pomysł zostania u niego na noc. Nie mam raczej mocniej głowy do alkoholu.
-No nie wiem, nie wiem, została porwana przez Gerarda.-uśmiechnął się szeroko.-Ale wiesz, możesz też spać ze mną...-zaproponował.
-Nadzieja umiera ostatnia.-odstawiłam szklankę na blat stołu.-Gdzie śpię?
-A co już? Dopiero pierwsza, jeszcze wcześ...
-No właśnie dopiero pierwsza, jeszcze wcześnie, wiec mogę iść do domu, prawda?
-Chodź, pokażę Ci gdzie śpisz.-zaprowadził mnie na górę i pokazał jedną z sypialni.
-O nie, to nie tu, tu śpi Alves, radzę nie wchodzić...To tu.-podszedł do innych drzwi i otworzył je.-Proszę, tu możesz spać.-weszłam do pokoju. Stało w nim duże łóżko, po każdej stronie była szafka nocna.-Dobranoc.-uśmiechnął się szeroko i chciał zamknąć drzwi.
-Yyy, Ney, pożyczył byś mi jakąś bluzkę?-zapytałam nieśmiało.
On przytaknął i wszedł w głąb pokoju. Otworzył drzwi "o tam są drzwi..." a moim oczom ukazała się duża i przestronna łazienka. Poszłam tam za nim, jednak nie zauważyłam, jak wychodził z pomieszczenia i poprostu na niego wlazłam. Cofnęłam się do tyłu i prawdopodobnie bym upadła gdyby nie to, że chłopak w porę złapał mnie w talii.
Pierwsze o czym pomyślałam, to to że miał ładne perfumy. Staliśmy kilka centymetrów od siebie.
-Ślicznie się rumienisz.- przybliżył się do mnie, a mnie ogarnął jego ciepły oddech musiał mój policzek i szyję. Przeszedł mnie dreszcz, a w okolicach brzucha poczułam mrowienie. Mocniej objął mnie ręką przysuwając do siebie. Wiedziałam że się uśmiecha; położyłam swoją dłoń na jego ramieniu lekko wbijająć w nie swoje paznokcie, on zaś objął mnie drugą ręką.
-To jak, śpisz ze m...
-O, super tu jest wolny pooo...a jednak nie!-drzwi od pokoju trzasnęły a w pomieszczeniu pojawił się Cesc. Spojżałam na niego, a ten lekko zdezorientowany uśmiechał się do nas.
-Tu jest chyba zajęte, to ja wam nie przeszkadzam, znajdę sobie inny pokój...-odparł z szyderczym uśmiechem. W jednaj chwili wyrwałam się z uścisku Neymara.
-Nie, spoko, ja tu śpię, jak chcesz to możesz ze mną.-posłałam mu szczery uśmiech, a następnie spojżałam na zdezorientowanego Brazylijczyka.-Jeśli w ogóle chcesz...
-Zaraz wracam.-wyszedł z pokoju.
-Ney kochanie, mógłbyś wyjść z pokoju chciałabym się przebrać.-wyjęłam z jego dłoni koszulkę.
Nie usłyszałam jednak odpowiedzi, bo chłopak znów objął mnie w talii.
-Na pewno, chcesz spać z Ceskiem?(tu też bez skojarzeń XD)-jego ręką zjechała w dół i wsunęła się w połowie pod moją spódnicę.
Stałam tam jak słup, nie wiedziałam co mam robić, nie mogłam z siebie wydusić choćby krótkiego słowa. Oddech chłopaka przyspieszył, lecz po chwili pocałował mnie w policzek, rzucił krótkie "Dobranoc" i opuścił pokój.
Dopiero dłuższą chwilę po jego wyjściu ocknęłam się i przebrałam się w bluzkę, wciąż powtarzając w myślach "Nigdy więcej alkoholu..."
Położyłam swój telefon na jednej z szafek nocnych, po czym weszłam pod pościel starając się zasnąć. Dalej bolała mnie głowa, ale ból nie nasilał się tak bardzo jak wcześniej. Nie minęły dwie minuty a do pokoju wszedł Cesc. Postanowiłam udawać, że śpię. Najpierw wszedł do łazienki, wyszedł z niej chwilę później, jednak bez koszulki. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale ja przecież śpię, nic nie widziałam hihi...
Chłopak zatrzymał się przy dużym lustrze obok szafy, stał tyłem do mnie.

-Co się tak patrzysz na mnie?-zaśmiał się cicho.-Ja wiem, że jestem cudowny, nie musisz mówić...
-Po to są oczy, żeby się patrzeć.-odparłam.-I to, że jesteś cudowny to są twoje słowa, ty to powiedziałeś, nie ja.
-Co wcale nie znaczy, że tak nie pomyślałaś.-dodał odwracając się w moja stronę.-Prawda?
-Odpieprz się...
-Mówił ci ktoś kiedyś, że uprzejmość to nie jest twoja mocna strona? Zwłaszcza po takiej ilości alkoholu?
Podniosłam się do pozycji siedzącej i zmierzyłam go wzrokiem.
-Ty, mądralo jeden, wypiłam zaledwie...hmm...No dobra, może trochę przesadziłam, ale do odważnych świat należy, a do tego kiedyś trzeba spróbować. Ciekawe ile ty wypiłeś, hmm?
-Ale kochanie ja, jestem już dawno pełnoletni, a ty dopiero za dwa la...
-Półtora roku.-mówiłam sennym głosem,  a za razem patrzyłam jak przemierza pokój i podchodzi do okna od drugiej strony łóżka. Otworzył je, i wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Do pomieszczenia wpadło chłodne powietrze, na co szczelniej owinęłam się pościelą. Mężczyzna zapalił papierosa.
-To nie ważne, tak czy siak nie powinnaś.-powiedział i oparł się tyłem o parapet.-Nie idziesz spać? Jak coś mnie tu nie ma.-dodał.
-Jakoś odechciało mi się.-postanowiłam wstać i powdychać trochę świeżego powietrza. "No dobra, wcale nie..."
-Podzielisz się?-zwróciłam się do niego.
-Nie powinnaś.-pouczył mnie, jednak wyciągnął z paczki papierosa i dał mi, razem z zapalniczką. -Dzieci nie powinny palić. Powinnaś teraz siedzieć w domu i spać, a jak nie spać, to oglądać bajki, a nie szlajać się po domówkach.
-Cholera, będziesz mnie teraz uczył jaka powinnam być? -zaczęłam się głośno śmiać.-To ty mnie chyba jeszcze nie znasz...-dodałam rozcierając ramiona.
-Zimno ci.-zabrzmiało to jak stwierdzenie. Podszedł do mnie i przytulił mnie. Moje plecy stykały się z jego umięśnionym torsem. Był zimny, żeby nie powiedzieć lodowaty, jednak w jednej chwili poczułam ogarniające mnie ciepło.  Nad lewym uchem słyszałam jego ciężki oddech. Zaciągnął się i po chwili wypuścił z ust dym, dalej przytulając mnie jedną ręką.
-Od kiedy ty przepraszam, palisz?-zapytałam.
-To samo pytanie.-przerwał i ponownie się wciągnął dym.-Mógłbym zadać tobie.
-Ale ja zapytałam pierwsza...
-Więc pierwsza odpowiesz.
-Alkohol źle na mnie wpływa.-włożyłam papierosa do ust, lecz mężczyzna wyjął mi go i zgniótł na parapecie, po czym wyrzucił za okno.
-Ej no!-podniosłam na niego wzrok i wyrwałam jemu papierosa, dopalając go do końca.
-Złodziejka mała...-zaczął się śmiać.-Patrz.-uniósł palec wskazując przed siebie.-Jaki ładny.
Spojżałam w górę. Wcześniej tego nie zauważyłam, ale księżyc był dzisiaj naprawdę duży.
-O jejku...Przepiękny...-westchnęłam zafascynowana.
-Ty jesteś najpiękniejsza.-przytulił mnie mocno do siebie, jakby bał się tego, że mu ucieknę. Przez koszulkę, czułam jego napinające się mięśnie.- I ślicznie się rumienisz, wiesz?-zachichotał kładąc głowę w zagłębieniu mojej szyi .-Vanessa...
-Hmm?-Spojżałam na jego twarz. Księżyc oswietlał ją w połowie. Wyglądał na niewinnego kilkunastolatka,  czerpiącego przyjemność z każdej chwili w życiu. Podniósł głowę z mojego ramienia i wyswobodził moje ramiona, tak że stał teraz przede mną. Palcem wskazującym uniósł moją twarz tak, że patrzyliśmy sobie w oczy. Uśmiechnął się i przybliżył, następnie lekko całując mnie w usta. Spojżał na mnie, jakby bał się sprzeciwu i odtrącenia. Ja jedynie uśmiechnęłam się, na co on zareagował tym samym. Ponownie mnie pocałował, kładąc za razem dłonie na mojej talii i przysuwając do siebie. Ja oplotłam swoje ręce w okół jego szyi i wspięłam się na palce, by być choć kilka centymetrów wyższa. Ten przejechał językiem po mojej dolnej wardze, a potem lekko ją przygryzł, ja zaś wplotłam swoją prawą dłoń w jego gęste, czarne włosy. Wiedziałam, że robię źle, jednak procenty robią swoje. Po długiej chwili oderwałam się od niego by złapać trochę powietrza.
-Idę spać.-Udałam się w stronę łóżka i weszłam pod kołdrę. On zamknął okno, przeszedł cały pokój, zdjął swoje czarne jeansy i położył się obok mnie. Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w niego.
-Dobranoc.
-Dobranoc młoda.-pocałował mnie w czoło. Przez długi czas nie mogłam zasnąć, jednak wreszcie, po dosyć długim czasie odpłynęłam. Obudziłam się jednak dwie godziny później. Ból głowy nie ustal, wręcz był jeszcze silniejszy. Miałam jakiś zły sen, lecz nie pamiętałam dokładnie czego dotyczył. Płakałam też w nocy, bo moja poduszka była mokra, a po policzka ściekały łzy.
-Cholera no...-złapałam się za skronie i zamknęłam oczy. Wolną dłonią przetarłam mokre policzki. Wiem jedynie, że widziałam śmierć. I tyle.
-Vanessa, słońce, co się stało?-Cesc się obudził.
-Nie wstawaj, to tylko zły sen.-odparłam
-Ale jednak płaczesz...-przytulił mnie.-Spokojnie... Co ci się śniło?
-Nie pamiętam.-wtuliłam się mocniej w niego.
-Jestem tu, nie płacz, wszystko jest dobrze.-pogłaskał mnie po włosach.
-Dziękuję Cesc, że przy mnie jesteś...
*
Uhuhuhu przepraszam Was za to ze było tak mało Van & Ney Moments, ale to jeszcze nie koniec opowiadania :3
A no i przepraszam też, że pocałowałam (lol jak to brzmi ahhaha) Vanessę i Cesca :'P
W ogóle to są tu jakieś Firanki Jasia, lub Magcult? :D (takie pytanie z dupy ahha lol)
Dobra teraz ta ważna notka:
1.Musze się was poradzić, czy wolicie rozdziały żeby były długie i ukazywały się do tydzień, czy lepiej, jak będą krótkie i ukazywały się co 3-4 dni? (Wiąże się to to z tym, że opowiadanie albo będzie miało mniej, albo więcej rozdziałów)
2.Czy rozdziały mają mieć tytuły, czy nie? Dotychczas rozdział miał tytuł, czyli np.: "1~Suka" itd. (Chyba wiecie o co chodzi)
Chyba na razie tyle ;)
A co do rozdziału, to liczę na jakieś szczere komentarze ;)
8 komentarzy = next ;)



sobota, 4 kwietnia 2015

13~Moje słoneczko przyszło!

-Oo...-Spojżałam an niego. Płakał, na 100%. Miał opuchnięte oczy i zaczerwienioną twarz. Zrobiło mi się go szkoda, ale niech dojdzie do niego to, że popełnił błąd. Podszedł do mnie, na początku nie patrząc mi w oczy. Próbował odwracać wzrok.
-Przepraszam.-westchnął cicho, a ja tylko przytuliłam go mocno.
-Kocham cie Luke, zawsze jak coś będzie się działo, masz przychodzić i mówić, dobrze?
On jedynie cicho przytaknął.
-Idziesz ze mną i Bru do Neymara? Na 20, wiesz taka mała impreza.
-Raczej nie, jeszcze musze... musze pogadać z Ashtonem.-powiedział i spuścił głowę.
-Tak.-odparłam szybko.-Masz rację, powinieneś. Ale powiedz mi jedno.-Spojżałam na niego, a ten podniósł wzrok.-Co się stało, że tak zareagowałeś na myśl, że niby jestem z Ashtonem? Przecież się przyjaźnicie...
-Tak, przyjaźnimy, ale to już nie jest ten sam Ashton co wcześniej, kiedyś, był miły, pomocny, zawsze się uśmiechał, śmiał i rozbawiał innych. A teraz? Jest cichy i skryty w sobie, a za razem hamski i nieprzewidywalny. Vanessa, obiecaj mi coś...
-Tak?
-Będziesz ostrożna? Proszę. Będziesz na niego uważać?
Zawahałam się na chwilę. Z jednej strony nie mam podstaw by mu nie wierzyć, a on nie ma podstaw by kłamać. A z drugiej strony, pozory mylą, a mój brat to Luke Hemmings. No tak, czy nie?
-Obiecu...
-Vanessa, jestem już!-drzwi się otworzyły ,a do domu wpadła Bruna. -O hej Luke, gdzie Vane... O jesteś!-buzia jej się nie zamykała. I właśnie to było dziwne... Ja jestem cicha i spokojna "sarkazm", a Bru? Cholernie roztrzepana, zawsze uśmiechnięta i gadatliwa. Za to ją kochałam. Przy mnie była sobą, zaś w każdym wywiadzie "przynajmniej w tych które widziałam" była poważna i spokojna. Nie że osoba o dwóch twarzach. Poprostu Bruna wiedziała kiedy ma się wygłupiać, a kiedy być poważna, umiała dostosować swoje emocje i zachowanie do danej sytuacji.
-Jestem, ale... po co ci to wszystko? To zwykła domówka... Żaden wywiad, bankiet czy pokaż mody!
-Oh, zawsze trzeba jakoś wyglądać!-weszła do kuchni i mocno mnie przytuliła.-Do tego...-dodała po chwili.-Po 1 wyjeżdżam za 3 dni. Po 2, mamy niecałe 30 minut na ogarnięcie się.
-Co? Co ty pieprzysz, jakie 30 mi...-Spojżałam na zegarek.- Chodź szybko!-złapałam Brunę za rękę i pociągnęłam wychodząc szybkim krokiem z kuchni. Prawie się przewróciła, na co ja tylko się zaśmiałam. Ale nie ma czasu.
-Jejku, jak to możliwe, że już 19:30. To ile ja byłam z Ashem w Galerii? Aż tak krótko...-pobiegł my do mojego pokoju.
-Co? I mi nie powiedziałaś?- zapytała w drodze.
-Myślałam, że chcesz spędzić trochę czasu z Calumem. Zaraz się rozstaniecie, w tym sensie, że wiesz, on w Australii a ty w Brazylii, nie boisz się takiego związku na odległość? Wiesz jakie on, znaczy jakie oni mają fanki? Widziałam dzisiaj w galerii, niektóre są naprawdę ładne...
-O to się akurat nie martwię, ale to wytłumaczę ci potem, teraz chodź, trzeba się spieszyć!
Otworzyłam szafę.
-Pomóż...-Spojżałam na Bru.
Spojżała przelotne na moją szafę, szybko odwracając wzrok.
-Yyy...Kremowa spódnica ze złotym paskiem, biała bluzka bez rękawów z kołnierzykiem, do tego jakieś delikatne bransoletki i te śliczne buty w koloże spódnicy, wiesz które, te z kokardkami. Włosy polokujesz na końcach, a makijażem zajmę się ja. Ładnie wyglądam?
Spojżałam na nią.
-Jakim cudem ty juz jesteś gotowa?-była ubrana w czerwoną sukienkę z czarnym paskiem.
-Gotowa? To dopiero połowa sukcesu. No szybko przebieraj się, a ja w tym czasie się pomaluję.-uśmiechnęła się, a ja wyjęłam z szafy ubrania które wcześniej mi poleciła. Nie zajęło mi to więcej niż minutę. Poszłam do łazienki, wzięłam lokówkę i podłączyłem ja do kontaktu. W czasie, kiedy ona się nagrzewała, Bruna zrobiła mi makijaż.
Wyglądał całkiem ładnie, no nie mówiąc już o tym, że był zbyt mocny jak na mnie, ale to drobnostka, raz się żyje.
-Wyglądasz zajebiście, jeszcze tylko włosy i git wszystko!-mówiła.
Wzięłam do ręki lokówkę i zaczęłam ogarniać moje włosy. Przez chwilę się zawahałam, czy nie lepiej w moich, prostych. Po chwili namysłu uznałam, że jednak, że zrobię kłosa.
Wyłączyłam lokówkę z kontaktu i zabrałam się za zaplatanie włosów. Gdy skończyłam, przejrzałam się w lustrze.
-Eee... Bru, może zdejmę tę spódnice, źle w niej wyglądam...

-O nie, nie kochana, jedyną osobą, która dzisiaj zdejmie tę spódnicę, będzie Ney, wiec ani mi się waż.- pogroziła mi, a ja zrobiłam minę typu "Zaraz będziesz gryzła ziemię od spodu".
-Co powiedziałaś?
-Żebyś jej nie zdejmo...
-Wcześniej!
-Ty już tam wiesz co...Mrrr.-Roześmiała się.
-Masz szczęście, że Vanessa jest taka miłosierna i nie pieprznie cie poduszką, bo jesteś już gotowa i wyglądasz zbyt zajebiście, żeby to teraz psuć. Ale wiesz , jak wrócimy, możesz się szykować na bitwę!
-Pff i tak wygram! Dobrze, a teraz chodź juz bo się spóźnimy. -powiedziała ostatni raz przeglądając się w lustrze.
Wzięłam telefon, bo tylko to było mi potrzebne. Okazało się, że godzinę temu dostałam wiadomość.

Zapomniałem podać ci adresu, a mieszkam trochę dalej od ciebie, to Gerard po ciebie (albo was) przyjedzie. Przełożyliśmy imprezę na 20:30, wiec Gerard przyjedzie po ciebie, czy tam was o 20:00.         

Nie trudno się było domyślić, że to od Neymara, tylko teraz skąd ten pan ma mój numer telefonu? Dobra mniejsza z tym.
-Chodź, spóźnimy się!
-Gerard po nas przyjedzie, spokojnie, mamy jeszcze 5 minut.-odparłam.
-Weź, to chyba rekord, ogarnąć się w 25 minut i wyglądać tak genialnie!
-Mów o sobie, ja wyglądałabym ładnie, gdyby nie ta spódnica...-powiedziałam schodząc na dół.
-Co ty gadasz, wyglądasz lepiej niż ja.- weszliśmy do salonu. Chciałam jej coś powiedzieć, ale Luke mi przerwał.
-Ooo luju, ale ślicznie wyglądacie...Mogę zazdrościć Calumowi.-spojżał na Bru, a potem przeniósł wzrok na mnie.- No siostra powiem ci, że mogłabyś się tak dla mnie codziennie ubierać.-wyszczerzył się.
-Głupio bym się czuła, ubierać się tak tylko po to by uprawiać tak zwany opierdaling przed telewizorem, no nie powiem, kuszące.-zaczęłam się śmiać. Raz jeszcze spojżałam na siebie.-Bru, proszę, mogę przebrać tę spódnicę?
-Nigdy w życiu, Luke, prawda, że wygląda perfekcyjnie?
-Szczerze?-spojżał na mnie.-Gdybyś nie była moją siostrą, przepieprzył bym cię tu i teraz.-powiedział od tak.-Ale niestety nie mogę, wiec pozostawię to... Albo Ashtonowi, albo Neymarowi.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Jedyne o czym pomyślałam, to "z kim ja żyję...", bo moje rozmyślania i plany zemsty przerwał dzwonek. Poszłam otworzyć. Przed drzwiami stał Gerard.
-O cholera... Znaczy witam panią.-stał przed tymi drzwiami i patrzył na mnie z uśmiechem.
-Coś się stało? Nie wiem, mam coś na twarzy? Wejdź.-przepuściłam go w drzwiach, a ten wszedł do domu.
-Co ty, wyglądasz ślicznie, a nawet to mało powiedziane...
-Dziękuję, poczekasz chwilkę, jeszcze nie skończyłyśmy, dosłownie dwie minuty.
-No właśnie, chciałbym poznać twoją, zapewne śliczną przyjaciółkę.-uśmiechnął się.
-A mnie się wydawało, że się znamy...-z salonu wyszła Bruna. Gerard spojżał na nie i zaniemówił, jednocześnie szeroko się uśmiechając.
-Ale...To wy się... Ale jak to...Wy...-patrzył to na nią to na mnie.
-No jak widać.-powiedziała także z uśmiechem na twarzy.- Nie przywitasz się nawet?
-Oh, chodź tu!-podszedł do niej mocno tuląc do siebie. -Jak ja się stęskniłem za tobą...-po dłuższej chwili ją puścił.
-Dobra, Bru wkładaj buty i możemy jechać.-Sięgnęłam po swoje i ubrałam je. Ona zaś, włożyła czarne szpilki. Oznajmiłam, że możemy iść, po czym już chcieliśmy opuścić dom, jednak Luke mnie cofnął.
-A z bratem to się nie pożegnasz? Taka z ciebie siostra, pff...
Podeszłam do niego i dałam buziaka w policzek.
-Nie rozwalcie domu.
-Ja o niczym nie wiem...
-Przecież, to logiczne, że pod moją nieobecność zaprosisz małpki do domu...
-No dobra, postaram się, żeby było w miarę czysto.-zaśmiał się głośno.-O której wracasz?
-Nie wiem, późno.-powiedziałam i razem z Bru i Gerardem wyszliśmy z domu.
*
-No to jesteśmy!-powiedział Gerard po podróży, która zajęła nam dosłownie 10 minut. Cały czas gadaliśmy i się śmialiśmy.
Wysiadam z samochodu. No nie powiem, Ney ma fajny dom.
-Zapraszam panie, tylko ostrzegam.-poszliśmy za Gerardem pod drzwi.-Nie zdziwcie się, jak chłopcy dostaną zawału na wasz widok, bo wyglądacie jak milion dolarów.
-Nie przesadzasz?
-Ani trochę.-powiedział szczerze i naciskał klamkę, wypuszczając nas do domu.
-Jesteśmy!-krzyknął mi tuż nad uchem.
-No wreszcie, dłużej się nie dało?-pojawił się w drzwiach.-Już wszy...Bruna? Co ty tu robisz?
-Przecież mówiłam, że będę z przyjaciółką.
-Ale...nie spodziewałem się.-spojżał na nią. Dawno Cię nie widziałem.-podszedł do niej i przytulił. Ta na początku tego nie odwzajemniła, jednak po chwili oplotła swoje ręce wokół niego. Ja w tym czasie weszłam do salonu.
-Witam kolegów.-podniosłam lekko głos, bo jednak trudne ich wszystkich przekrzyczeć. Nagle wszystkie pary oczu zwróciły się na mnie.
-Moje słoneczko przyszło!-wrzasnął Cesc i przeskakując sofę, w ułamku sekundy znalazł się obok mnie, czyli na mnie. Dostałam od niego buzi w policzek, a następnie zostałam siłą zaciągnięta (oczywiście przez Cesca) do stolika, gdzie siedziała większość, no oprócz Marca i Daniego, którzy grali w fifę.
-Czego się królewna napije? -zapytał siadając na sofie.
-A ja gdzie?
Ten jedynie poklepał swoje kolana. Spojżałam na niego krzywo, a ten tylko uśmiechnął się szeroko.
-To ja już wolę na podłodze.-westchnęłam, chcąc odejść, ale poczułam czyjeś ręce na biodrach, a chwilę później poleciałam do tyłu.
-No widzisz, już masz gdzie siedzieć.-oplótł swoje ręce wokół mojej talii.-To na co masz ochotę?
-Na razie dziękuję.
-Gramy w butelkę!-do salonu wpadł Gerard drąc się przy tym.
-O nie, znowu? Nie możemy w coś innego?-protestowałam.
-Ja tez jestem za czym innym, zawsze gramy w butelkę.-poparł mnie Marc.
-To w rozbieranego!-krzyknął Neymar, na co kilka osób wybuchnęło śmiechem.
-No jasne, jasne...-mruknęłam cicho.
*
-Vanessa, zagrasz?-zwrócił się do mnie Marc. Chodziło oczywiście o Fifę.
-Niee, raczej n-nie... Jakbym um-miala to bym zagrała, n-no, ale wiesz, nie umiem.
-Vanesska chyba za dużo wypiła...-powiedział Neymar ze śmiechem.
-Ja? Co ty gadasz, nigdy w życiu nie piłam. Przecież jestem jeszcze dzieckiem, nie mogę.-Starałam się mówić poważnym i stanowczy tonem. Spojżałam na zegarek: 01:14. Powinnam się już zbierać.
-Ney?
-Tak?
-Mogłabym dostać trochę wody? Boli mnie głowa...
*
Siemaneczko ziomeczki!
A jednak w tym rozdziale nie zmieściło mi się juz "Vanessa & Ney Moments", wiec resztę przekopiowałam do rozdziału 14 :3 Wiem, teraz opowiadanie jest cholernie nudne, ale chcę jakoś rozwinąć to ff, a nie, że wszystko na raz :3 Musicie uzbroić się w cierpliwość, bo kolejne rozdziały czekają :3 Trochę je pomodyfikowałam, ale wszystko jest git majonez, nawet lepiej :)
No to 8 komentarzy = next ;)