*Vanessa*
-Vanessa strasznie mi przykro, ale nie mamy innego wyjścia, musimy się wyprowadzić.-odparł Luke i przytulił mnie mocno do siebie.
-Ale ja nie chcę wyjeżdżać, tutaj mam szkołę, wspomnienia, las, zwierzęta... Tutaj mam dom...
-Dobrze wiesz że ja też nie chcę stąd wyjeżdżać, muszę zostawić Caluma, Asha i Michaela, muszę opuścić zespół.-Zauważyłam, że na wspomnienie o zespole i chłopakach, pojedyncza łza spłynęła z jego oka. Sprawiało mu to ból, że musi zostawić tutaj, w Australii to co kocha, że musi zostawić tu swoje marzenia.
-Ale dlaczego?-płakałam.
-Widzisz, od dawna już nie mieszkamy z rodzicami, i tak naprawdę ten dom jest niczyi. Musimy się z niego wynieść. Mamy na to miesiąc... Przeprowadzimy się do Barcelony.
-Aż tak daleko? Nie możemy bliżej?
-W Barcelonie jest Miley, siostra mamy. Na jakiś czas zamieszkamy u niej, a potem...-sam nie wiedział co powiedzieć, spuścił jedynie głowę.
-Ej, nie martw się wszystko będzie dobrze.-Próbowałam go pocieszyć, jednak mało mi to wychodziło. Sama nie wierzyłam w to co mówię.
-Nic nie będzie dobrze, obiecałem rodzicom że się tobą zaopiekuję, że zawsze będziesz miała to co chcesz...
-Ale Luke, co ty mówisz? Wszystko jest okej.-Uśmiechnęłam się lekko.
-Napewno?
-Tak. Musimy teraz korzystać z ostatnich chwil, tutaj w Australii.-przytuliłam blondyna. Musiałam stawać na palcach, bo był o wiele wyższy. Odkleiłam się od brata, i poszłam do siebie.Po drodze zgarnęłam jabłko z koszyka w kuchni. Moje myśli skupiłam na tym, jak to będzie. Nigdy nie Wyjeżdżałam z domu a co dopiero miałam się przeprowadzić do Barcelony. Bałam się tego, że się nie zaklimatyzuję, jednak z drugiej strony byłam ciekawa świata.To mogło być coś ciekawego.
Otworzylam drzwi od pokoju, po czym weszłam do pomieszczenia.Panowała tam dosyć miła atmosfera, było ciepło, duże okno oświetlało cały pokój. Uwielbiałam tam przesiadywać. Potrafiłam się tam zamknąc, i nie wychodzić nawet przez dwa dni. Nie chciałam opuszczać tego miejsca, ponieważ związane z nim były najpiękniejsze wspomnienia mojego szesnastoletniego życia. Pojedyncza łza spłynęła z mojego oka.
Wzięłam do ręki telefon i zadzwoniłam do Bru. Odebrała po drugim sygnale.
-Słucham.-odezwała się.
-Hej Bru, to ja.
-Vanessa? Hej kochanie. Jak tam u ciebie?-zapytała.
-Tak to wszystko okej, ale przeprowadzam się.-westchnęłam.
-Do Barcelony niestety...
-Niestety? Dziewczyno ty się ciesz, to jest cudowny kraj. Jak byłam tam u Ney'a to było cudownie. Nie wiem jak jest teraz, dawno tam nie byłam. Czemu nie możesz do Brazylii?
-To nie ode mnie zależy. Lukey zadecydował, że jedziemy do Barcelony, mamy tam ciocię. Ale będziesz mnie odwiedzać!- uśmiechnęłam się.
-No jasne, że tak. Pozdrów Luka, Caluma, Asha i Michaela.
-Okej. A mów jak tam u ciebie.
Gadałam z nią jeszcze jakąś godzinę. Stęskniłyśmy się za sobą, dosyć dawno się nie widziałyśmy i musiałyśmy o wszystkim sobie opowiedzieć.
Zeszłam po schodach na dół, skąd dało się słyszeć gitarę i śpiew.
-Luke...
-Czego? Nie mam czasu, musisz mi zawracać głowę?-spojżał na mnie. Był bardzo zmiennym człowiekim. Raz opiekuńczy i miły, ale innym razem chamski i arogancki.Kiedyś nawet podejżewałama, że bierze narkotyki, ale nie, nie on.
-Masz pozdrowienia od Bruny! I chłopaki też.
Siedział obok Michaela i Ashtona.
-Dzięki, też ją pozdrów.-odparł Luke.-A teraz wywalaj mi z pokoju, nie widzę cię tutaj...
-Już mnie nie ma.-wróciłam do swojego pokoju. Rozumiałam go. To były nasze ostatnie chwile w Australii, chciał spędzić trochę czasu z chłopakami. Ja tak na prawdę nia miałam tu prawie żadnych przyjaciół. No może nie licząc Justina, ale nawet nie wiem czy on był moim przyjacielem. Kiedyś był moim chłopakiem, jednak wszystko zepsuło się, gdy pojawiła się ona, obecnie moja najlepsza przyjaciółka, Bruna. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Poprostu mnie zostawił. Płakałam wtedy ponad miesiąc, nie mogłam o nim zapomnieć, tak bardzo go kochałam. On mnie poprostu wykorzystał. Luke chciał go zabić za to co mi zrobił, ale powstrzymałam go.
Pewnego wieczoru przyszła do mnie Bruna. Płakała, więc mimo nienawiści do niej, wpuściłam ją do domu. Opowiedziała mi o wszystkim, zrobiło mi się jej szkoda, bo sama kiedyś byłam w jej sytuacji. Połączył nad jeden problem. I tak się zaprzyjaźniłyśmy. Ja pogodziłam się z Jusem, jednak Bru nie, dalej miała mu to za złe.
-Cholera.-warknęłam pod nosem, ale było już za późno. Moja jeszcze przed chwilą szara bluzka, teraz przybrała barwę dziwnego brązu połączonego z nutą szarości.-Nie masz oczu?-miałam wyrzuty do chłopaka.
-Sama może byś patrzyła jak leziesz, a nie cały czas o niebieskich migdałach myślisz...-warknął Calum.
-Nie, no pewnie, najlepiej zwalić na kogoś. A ty to co, święty jesteś?
-Dobra, daj spokój Van...-powiedział i wyminął mnie potrącając dosyć mocno, a ja nie przewidując tego ruchu wpadłam na ścianę i mocno uderzyłam głową o twardą powierzchnię.
-Idiota...-powiedziałam cicho, jednak na tyle głośno, by on to usłyszał.
-Suka.-odparł i roześmiał się.
Zrobiło mi się przykro, a nawet bardzo. Kilka łez wybrało się na wycieczkę po moim policzku. Weszłam po schodach na górę i zamknęłam w pokoju. Dalej płakałam. Położyłam się na łóżku i odpłynęłam w krainę snów.
~Supi, mamy pierwszy rozdział :) Mam nadzieję, że się spodoba hihi :*
Prolog i pierwszy rozdział super,czekam na dalszą część i zapraszam do siebie :#
OdpowiedzUsuńSuper!❤
OdpowiedzUsuńZnalazłam teraz twojego bloga , i biorę się za czytanie :D
OdpowiedzUsuńŚWIETNY <3
OdpowiedzUsuńSuper się zaczyna ❤
OdpowiedzUsuń