-Vanessa wstawaj i kończ pakować resztę swoich rzeczy.-Luke wparadował mi do pokoju, zciągnął ze mnie kołdrę, po czym wgramolił się na łóżko i zaczął po nim skakać.-Jutro rano wyjeżdżamy.
-Nie chcę jechać...
-Sama dobrze wiesz, że ja też nie chcę, ale naprawdę nie ode mnie to zależy.-odparł.-Wstawaj no...
-Już, już.-spojżałam na zegarek- była 11:48. Super.
Dlaczego miesiąc minął tak szybko?Jakoś zwlokłam się z miękkiego łózka i przebrałam w szare dresy i krótką bluzkę. Na dworzu było bardzo ciepło. W końcu, to początek lata. Umyłam zęby, uczesałam włosy w wysokiego kucyka, następnie zrobiłam lekki makijaż i powróciłam do pokoju. Zabrałam się za szukanie mojej książki, musiała być na dole, bo w moim pokoju nigdzie jej nie było, więc zabrałam telefon i zeszłam na dół.
"Podniósł powieki i spojrzał na hobbita z niespodziewanie błękitnym błyskiem w oczach:
Dla was dobrze się stało, bo nie będę więcej wędrował, tak daleko z biegiem leśni rzeki, Puki rok się starzeje. Ani nie odwiedzę starej wierzby domostwa, po tej wiosny stronie, nim wstanie wesoła, zanim..."
J.RR.T k1 str.175
-Vanessa!- usłyszałam głos brata, rozchodzący się po całym domu. Zamknęłam pierwszą księgę Tolkiena i z głębokim westchnieniem odkrzyknęłam zrezygnowana.
-Co znowu?!
-To znowu, że nie ma mojego telefonu. Nie widziałaś go?
-Nie Luke, nie widziałam, od godziny próbuję skupić się na książce, a ty ciągle mi przerywasz.- Powiedziała z lekkim wyrzutem.
-Książka, książka... dużo mnie ona obchodzi...- powiedział cicho, jednak ona to słyszała.
-Mnie też bardzo dużo obchodzi twój telefon.- odbórknęłam i ponownie zagłębiłam w lekturze, jednak po raz kolejny mi przeszkodzono.
-Wychodzę!
-Ta informacja odmieniła moje życie...- mruknęłam nie odrywają się od powieści, mimo iż czytałam ją chyba po raz setny, i znałam na pamięć, to kochałam nad życie.
-Która teraz czytasz te bzdury?-Brat podszedł do mnie, na co westchnęłam cicho.
-Nie wiem Luke, lubię to czytam. Ile razy dziennie grałeś na gitarze tą samą melodię?-zapytałam.
-Na gitarze którą zniszczyłaś...-syknął. Minął prawie miesiąc od tego "jakże" nieszczęsnego incydentu, ale chłopak dalej miał mi to za złe.
Zmierzył mnie piorunującym wzrokiem i wyparował z domu.
Kolejne wiersze książki sprawiały, że jej powieki stawały się coraz cięższe, czuła, że sen zaraz ją dopadnie. Odłożyła dzieło i przytulając do miękkie poduszki próbowała zasnąć, uznała jednak, że nie chce tracić dnia. Większości ich rzeczy było już popakowane w pudła i odstawione w korytarz, a większość mebli już dawno wyleciało do Barcelony.
-Kurde, zapomniałabym.-powiedziała sama do siebie. Zapomniałam zadzwonić do Justina...
Wzięłam telefon do ręki i na ekranie wystukałam jego numer.
-Halo?
-Hej Justin, to ja Vanessa.
-Witam cię. Coś się stało, że dzwonisz?
-Bo widzisz, muszę z tobą porozmawiać, to bardzo ważna sprawa. Jutro się wyprowadzam...
-Co? Jak to się wyprowadzasz? Gdzie?-Zdziwiło go to.
-Przyjdziesz do mnie? Bo to za dużo tłumaczenia.
-No pewnie że przyjdę, czekaj na mnie, za chwilę będę.-powiedział i rozłączył się.
Plus był taki, że mieszkał zaledwie dwa domy dalej niż ja.
Chwilę później w całym domu rozbrzmiał dzwonek od drzwi.
-Hej.-powiedziałam widząc chłopaka w drzwiach.
-No hej.-wszedł do domu i przytulił mnie.-Opowiadaj wszystko, i dlaczego nie powiedziałaś wcześniej?
-Przepraszam naprawdę, dowiedziałam się o tym około miesiąc temu, ale jakoś wypadło mi z głowy, żeby zadzwonić i ci powiedzieć. Ale tak, wyprowadzamy się do Barcelony...
-Co?! Do Barcelony?! Aż tak daleko?!
-No tak, ale to nie zależy ode mnie. Luke tak zadecydował...
-O matko, Luke tak zadecydował. Ale dlaczego tam? Nie możecie bliżej?-zauważyłam, że był smutny.
-A myślisz że ja bym nie chciała bliżej? Boję się zmiany klimatu i tego, że tam nie będzie dobrze. Strasznie chcię tu zostać, ale nie mogę.
-Ej bo...-Zaczął, jednak zawahał się na chwilę.
-Tak?
-Będę tęsknił za tobą.Musisz mi obiecać, że będziesz dzwonić. Bardzo często.-podkreślił dwa ostatnie słowa.
-Obiecuję, że będę dzwonić najczęściej jak tylko będę mogła.-Uśmiechnęłam się.
-Muszę już iść.-Powiedział, po czym udał się stronę wyjścia.
-Pojedziesz ze mną jutro na lotnisko?
-No pewnie, że tak.-odparł i przytulił mnie mocno. W tej właśnie chwili do domu wrócił Luke.
-Co on tu robi?-Poznałam w jego głosie tą nienawiść, z jaką zwykle zwracał się do Justina.
-Przyszedł się pożegnać.-powiedziałam.
-To wydaje mi się że musi już iść.-warknął blondyn.
-To widzimy się jutro, pa.- wyszedł z domu.
-Ile razy mówiłem ci, że nie życzę sobie tego, żeby on przebywał w moim domu?-powiedział Luke.
-To nie jest tylko twój dom. Jeśli ty masz prawo sprowadzać tu swoich przyjaciół, to ja moich też.-odparłam i chciałam odejść.
-Nie pozwalam ci.
Zaraz, co on powiedział?
-Słucham?-powiedziałam to z nutą rozbawienia.
-Nie pozwalam ci na przeprowadzenie tutaj jego.-powiedział pewnie.
-Chyba sobie żartujesz.-Teraz zaczęłam się śmiać.
-Nie, nie żartuję mówię naprawdę. Nie życzę sobie żeby on przebywał w naszym domu.
-A więc ja nie życzę sobie tego, żeby Calum przebywał w naszym domu.-powiedziałam.
-Tak, a to niby czemu?
-Temu, że wyzywa mnie od suk.- czekałam, aż mój brat w jakikolwiek sposób na to zareaguje, ale przeliczyłam się.
-Widocznie na to zasłużyłaś.-powiedział po czym dodał.- Spakowałaś się?
-Jeszcze nie.
-Dziewczyno wiesz która jest godzina?! Jutro o 7:40 mamy samolot.
Bez słowa udałam się w drogę do swojego pokoju, z szafy wyjęłam walizkę i zaczęłam pakować do niej resztę moich rzeczy.
~Oki mamy 2 rodział, liczę na jakiś komentarz :P
Mnie osobiście ten rozdział się nie podoba, ale ocena zależy od Was :)
A jutro Ney ma urodziny jejku, tak supi ^^
Czekam na next ❤
OdpowiedzUsuńRozdział świetny,czekam na kolejny i zapraszam do siebie :#
OdpowiedzUsuńNext proszę!!! ❤
OdpowiedzUsuńSuper, dawaj kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie piszesz, jest w tym coś takiego no... poprostu super ❤
❤ ❤ ❤
Super kocham ♡♡♡
OdpowiedzUsuńZakochuję się ♥
OdpowiedzUsuń