-Naprawdę, to znowu ty? Tak bardzo Ci się nudzi, nie wiem nie masz co robić w domu, czy gdzieś tam, nie interesuje mnie to, ale czego chcesz ode mnie?-drzwi od szatni się otworzyły, a zdenerwowany piłkarzyk zaczął na mnie krzyczeć. Co on sobie wyobrażał?
-Słucham? Nic od ciebie nie chce, nigdy nie chciałam, i nigdy nie będę chciała, więc może łaskawy pan Neymar da mi święty spokój?!
-Ja mam dać spokój tobie, ty chyba śmieszna jesteś, ja tak łatwo nie odpuszczam kochanie.-uśmiechnął się hamsko.
"Oh, to ciekawie się zapowiada to "nowe życie"-pomyślałam i poprostu odeszłam za Luke'iem i Andresem.
Ale ci nagle wyparowali.
Szukałam ich jakieś 15 minut, prawdopodobnie obeszłam cały stadion dookoła, wiec tak szczerze to zbędne mi było ich szukanie, ale zaczynałam się martwić o brata.
-Gdzie wy jesteście no...-powiedziałam pod nosem.
-A kogo panienka szuka?-usłyszałam znany mi głos.
Zatrzymałam się w miejscu, po czym obróciłam na pięcie.
-O, Marc... No, że tak powiem, to zgubiłam brata.-zaczęłam się śmiać.
-Na Camp Nou nie trudno się zgubić.-podszedł do mnie z uśmiechem. Miał naprawdę bardzo ładny uśmiech, a jego charakterystyczne policzki dodawały mu ogromnego uroku, tak samo jak idealnie pasujące do niego zielone oczy. Na chwilę jakby zapatrzyłam się w nie, jednak szybko powróciłam do normalnego świata.
Chociaż nie wiem czy mogę to nazwać "normalnym" światem.
W ten niecały miesiąc zmieniło się więcej niż przez 16 lat mojego życia.
-Ile ty w ogóle masz lat?-niespodziewanie zapytał i wsunął dłonie do kieszeni spodni.
-16.-odparłam, a jego źrenice powiększyły się kilkukrotnie
-Ty masz 16 lat?
-Jak mam to rozumieć, bo zaczynam się bać.-powiedziałam lekko urażona i speszona, co on zauważył.
-Jejku Vanessa, przepraszam... To nie miało tak zabrzmieć, naprawdę przepraszam, nie chciałem cie urazić.-powiedział.-Poprostu bardzo mnie to zdziwiło, co pewnie zauważyłaś, bo nie wyglądasz na tyle...
-A na ile?
-No, nie obraź się, ale wyglądasz na 18.-zrobił zbitą minę.
-Zwłaszcza z moim wzrostem.-westchnęłam monotonnym i lekko zrezygnowanym głosem.-Ale mniejsza z tym. Nic się nie stało.
-Na pewno?-znowu się martwił. Był przy tym uroczy, jednak tak na prawdę w ogóle mnie nie znał "no dobra, 3 godziny łoo", i nie wiem czemu tak się przejmował.
Roześmiałam się serdecznie.
-Naprawdę nic. Marc, masz dziewczynę?- zapytałam. Może, a nawet na pewno dziwnie to brzmiało, ale to nic.
-No...Tak mam. A dlaczego pytasz?
-Bo trafiła na cudownego chłopaka. Nie znam drugiego, który martwił by się o uczucia osoby, którą ledwo zna.-westchnęłam.
-Nie wiem co mam ci powiedzieć. Dziękuję - uśmiechnął się i patrzył na mnie tymi swoim dużymi oczami.
Trwało to dość długo.
Chyba zbyt długo, zaczęłam się denerwować.
-Yyy, wiesz co ja muszę iść i szukać brata.
-Pomóc ci?
-Nie, nie musisz, pewnie zaraz ich znajdę, muszą gdzieś tu być.-odparłam i poprostu odeszłam zostawiając chłopaka w dosyć dziwnej sytuacji.
-Wróciłem!
Wstałam z mojego miejsca na sofie w salonie i szybkim krokiem udałam do hallu.
-Ja cie kiedyś zabije własnymi rękami, uduszę cię poprostu!-zaczęłam krzyczeć na brata.
-Ale co ja Ci zrobiłem?
-Zostawiłeś mnie samą na ogromnym stadionie w towarzystwie samych chłopaków. Taki z ciebie brat jest...
-Oh, przesadzasz. Trafiłaś do domu, czy nie?
-Powinnam się na ciebie tak bardzo, bardzo obrazić, ale nie umiem zbyt bardzo cie kocham.-przytuliłam go i poszłam do siebie.
Usiadłam na dosyć dużym parapecie biorąc telefon i słuchawki. Jak na razie wszystko zaczynało się tak sobie. A miało być zajebiście. Miałam nadzieję, że chociaż jutro będzie lepiej, chociaż po życiu można się wszystkiego spodziewać.
Odblokowałam telefon i Włączyłam pierwszą, lepszą piosenkę. Sama nie wiem po co, bo nie miałam najmniejszej ochoty na słuchanie muzyki. Spojżałam przez okno; robiło się ciemno, z tego okna było widać stadion. Dopiero teraz zauważyłam, że mam w pokoju dwa okna, ale to szczegół; na dworzu była ładna pogoda, słońce już prawie zaszło za horyzont, mimo iż byla prawie 22.Postanowiłam wyjść na dwór i tak też zrobiłam. Było ciepło.
Usiadłam na krawężniku przed domem, jeździło tędy mało samochodów wiec mogłam być pewna, że nie grozi mi rozjechanie stóp.
Byłam ubrana w to samo co wcześniej, a mimo późnej pory było mi gorąco.
Moją uwagę przykuło grono małych dzieci bawiących się na pobliskim podwórku. Śmiali się i bawili, mimo iż rodzice nawoływał ich do domu. Jedna z dziewczynek nawet przypominała mnie; miała ładne, duże oczka i długie bląd włosy, krótką, czarną spódniczkę i białą bluzeczkę. Siedziała w piachu i robiła zamki. Przypomniałam sobie siebie, jak ja byłam mniej więcej w jej wieku, i potrafiłam zajmować swój obecnie już cenny czas, właśnie zabawą w piachu, czy wygłupianiem się na placu zabawa. Zaśmiałam się na to wspomnienie, a moja uwagę przykuł piesek latający wokoło dzieci. Szczekał i merdał ogonem, jakby chciał im coś powiedzieć, pochwalić się czymś.
Nagle zachciało mi się wracać do domu. Zatęskniłam za Australią, tam zostawiłam wszystko, wszystko co w jakimś tam stopniu było dla mnie ważne.
Nagle też, zachciało mi się płakać, wręcz wyć. Nie wiedziałam że to tak boli, poczułam, że zjada mnie to od środka.
Kilka łez poleciało po moim policzku, rozkleiłam się, a obiecywałam kiedyś, że nie będę płakać...
Byłam słaba, zawsze jednak żyłam z myślą, że jestem silna.
Wstałam z miejsca i poszłam do domu. Po drodze otarłam łzy.
-Vanessa...-usłyszałam kobiecy szept. Powoli otworzyłam oczy. Nade mną stała Miley.
-Tak?
-Ja wychodzę do pracy. Luke'a już gdzieś wywiało. Miłego dnia.-uśmiechnęła się i wyszła.
-Nawzajem.-odparłam i przytuliłam do poduszki chcąc zasnąć. Za oknem było słychać śpiew ptaków. Leżałam tak jeszcze godzinę i wiedziałam że już nie zasnę. Wstałam i poszłam się ubrać. Dzisiaj wybrałam białą bluzkę tak jak wczoraj, i granatowe rurki. Włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone. Zrobiłam lekki makijaż, umyłam zęby i zeszłym na dół. Na stole w kuchni leżał koszyk z owocami. Wzięłam jedno z kilku jabłek i poszłam do salonu. Ledwo usiadłam na kanapie, a drzwi od domu trzasnęły, a do pomieszczenia wpadł Luke.
-Gdzie ty byłeś tak wcześnie?-zapytałam.
-A mniejsza z tym. Mamy dzisiaj gościa, albo kilku.-powiedział z uśmiechem.
-Kogo?
-A no tak ja ci nie mówiłem...Wczoraj bylem z Leo, Gerardem, Ceskiem i Andresem na piwie. Okazali się bardzo fajni, wiec zaprosiłem ich do nas. Powiedzieli, że kogoś jeszcze przyprowadzą. Mają być na 18:00.
-To o 18 mnie nie ma. Wychodzę.
-Jak to? A jak Bartra przyjdzie to co ja mu powiem? Zostajesz.
-O co ci chodzi z tym Bartrą?
-O co ci chodzi z tym Bartrą?-powtarzał.- Widziałem jak rozmawialiscie wczoraj na korytarzu, podobasz mu się.
-Po pierwsze, kochany bracie Marc ma dziewczynę, po drugie nie podobam mu się.
- Tak czy siak zostajesz w domu i nigdzie nie idziesz.-odparł.
-Nie będziesz mi rozkazywał!
-Nie mam takiego zamiaru, ale jesteś pod moją opieką dzieciaczku, i nie pozwalam ci nigdzie wychodzić.
-Nie lubię cie Luke...
-Bo mnie kochasz, rodzeństwo musi się kochać. -uśmiechnął się przesłodko.
-Wmawiaj sobie i żyj w błędzie. Wychodzę!-zaczęłam zakładać buty.
-Mówię, że nigdzie nie idziesz.-chłopak nagle pojawił się w korytarzu i zasłonił swoim ciałem drzwi wyjściowe.
-No wypuść mnie!
-Nie
Hej wszystkim ❤
Głupi wyszedł ten rozdział, i krótki trochę, kolejny postaram się żeby był lepszy. :)
Nie prawda <3 hahah szczerze się jak głupia :D to jest boskie :D hymm... może Ney się też pojawi i to on zabarykaduje jej drzwi żeby nie wyszła hahaha tak slodko xD
OdpowiedzUsuńCzekam na next i zapraszam do siebie :)
Hahahahahahaha to jest genialne ����������
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a ��
Kiedy next??? ;*
OdpowiedzUsuńMuszą być 3 nie anonimowe komentarze, dopiero wtedy dodam, bo mnie się wydaje, że ja piszę to opowiadanie dla nikogo 😢
UsuńHahahaha hhahahahah boskie ♡
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na nexta hahahahaha czemu ha się śmieje 😂
Świetne opowiadanie ;D bardzo fajnie piszesz. Z taką łatwością się to czyta ;D
OdpowiedzUsuńPrzyprowadzą jeszcze Neymara? ;D
Czekam na next! ;*
No... Może XD
UsuńHahahaha next już niedługo :D